Nie oddaje siły zawartych w nim emocji, wywoływanego wzruszenia ani formalnej perfekcji. Nagrodzony w Sundance za zdjęcia nowy dramat Jacka Borcucha („Wszystko, co kocham”) to jeden z najwspanialszych i najdojrzalszych polskich filmów ostatniej dekady. Wybitny przykład kinowego minimalizmu, konsekwentnie podporządkowanego niemal filozoficznej medytacji na temat zagłuszania świadomości pod wpływem poczucia winy. Pozornie dotyka spraw błahych, niemiłosiernie trywializowanych przez głupiutkie melodramaty o pierwszej miłości, zmysłowej ekstazie, nieuniknionym rozstaniu. W „Nieulotnych” o tym wszystkim też się opowiada, ale jakby z innej perspektywy, nasyconej melancholią i pytaniami o dochodzenie do głosu sumienia.
Historia ma dwoje bohaterów, fenomenalnie zagranych przez wschodzące gwiazdy, Jakuba Gierszała i Magdalenę Berus. Podzielona na dwie części (raj – piekło), prowadzona jest najpierw z punktu widzenia chłopaka, później dziewczyny. Trzeba niesłychanej wrażliwości i reżyserskiego kunsztu, żeby z kilku prostych scen – wakacji spędzonych razem w Hiszpanii i powrotu do domu – utkać przejmujący, chwytający za gardło dramat. Tak prawdziwie ukazujący historię gwałtownego przecięcia słodkiego okresu niewinnej młodości, losu nastolatków, którzy popełniając przypadkowe, typowe dla swego wieku błędy nieroztropności, nagle zostają zmuszeni do konfrontacji z problemami nie do rozwiązania. „Nieulotne” zaskakują odkrywaniem pokładów człowieczeństwa, powagą refleksji, znajomością życia, a najbardziej imponują światowym poziomem realizacji.
Nieulotne, reż. Jacek Borcuch, prod. Hiszpania, Polska, 90 min