Biorąc na warsztat tsunami i autentyczną tragedię kilkuset tysięcy ofiar morskiego żywiołu w Tajlandii w 2004 r., Juan Antonio Bayona już w pierwszych minutach widowiskowego filmu spłaca obowiązkową daninę. Sceny spustoszenia jednego z rajskich kurortów są naprawdę mocne, niemniej hiszpańskiego reżysera bardziej od efektownych obrazów zalewanych i niszczonych falą plaż interesuje wola przetrwania tych, co ocaleli.
W „Niemożliwe” liczy się nie tyle reporterski opis zorganizowanej akcji ratowniczej, co budzenie się spontanicznej potrzeby pomagania innym wśród tych, co sami wszystko stracili. To triumfalny hymn na cześć nierozerwalnych więzi rodzinnych, bezinteresownej miłości i naturalnej potrzeby niesienia pomocy bardziej cierpiącym. Wzruszającą rolę rannej matki, opiekującej się synkiem cudem uratowanym, stworzyła nominowana do Oscara Naomi Watts, która wcale nie miała łatwego zadania. Przez pół filmu leży w szpitalu, widać tylko jej spoconą, napiętą, półprzytomną twarz, a jednak ani przez chwilę nie odnosi się wrażenia, że coś udaje, że gra z emfazą.
Ktoś powiedział, że ten obraz rozpaczliwej walki, osnutej wokół pragnienia odnalezienia za wszelką cenę bliskich, to nic innego jak terror emocjonalny. Coś w tym jest, bo rzeczywiście, mimo głosu rozsądku, że przecież mnóstwo tu sentymentalizmu, uproszczeń, a nawet hollywoodzkiego kiczu, trudno opanować łzy w momentach dokładnie przewidzianych przez twórców filmu.
Niemożliwe, reż. Juan Antonio Bayona, prod. Hiszpania, 116 min