O chłopcu z przedmieścia, przywracającym za pomocą elektromagnetycznego urządzenia życie swemu ukochanemu psu, który zginął pod kołami samochodu. Bulterier z potwornymi bliznami, przypominający pozszywane monstrum (ukłon w stronę charakteryzacji niezapomnianego Borisa Karloffa ze słynnego cyklu o doktorze Frankensteinie), odwdzięczał się swemu panu, wyciągając go spod ruin płonącego wiatraka.
Teraz Tim Burton nakręcił pełnometrażową wersję tej historii, wedle pomysłu uwiecznionego na czarno-białych rysunkach sprzed lat. Oczywiście z odpowiednio większym budżetem i w 3D. Nowy „Frankenweenie” to wzruszający hołd złożony niesamowitym baśniom, inspirującym gotycką wyobraźnię reżysera: horrorom Vincenta Price’a, opowieściom grozy E.A. Poe, filmom o potworach. Jest w nim wszystko, co stanowi kwintesencję estetyki Burtona: zabawa w straszenie, pastisz, halloweenowa fascynacja śmiercią, czarny humor, poezja, radość z szalonego tańca z kiczowatymi ikonami popkultury. Dorośli z łezką w oku przypomną sobie ekscytujące chwile spędzone w starym kinie. Młodzi będą zaskoczeni bezczelną odwagą reżysera, mającego w nosie idealny świat Disneya.
Frankenweenie, reż. Tim Burton, prod. USA, 90 min