Moda na opowieści nawiązujące do tematyki wcześniejszych filmów (tzw. rebooty) przynosi fascynujące efekty. Nowe otwarcie „Obcego” dokonane przez 75-letniego Ridleya Scotta – ojca założyciela popularnej sagi science fiction – nie jest bynajmniej komercyjną grą obliczoną na dyskontowanie sukcesów czterech poprzednich odcinków, lecz zaskakującą propozycją odczytania kosmicznego thrillera w historiozoficzno–antropologicznym kontekście. Akcja widowiskowego „Prometeusza” rozpoczyna się pod koniec XXI w. W ekspedycję naukową mającą wyjaśnić, skąd się wzięło życie na Ziemi, zainwestowano bilion dolarów. Ślady i wskazówki, gdzie przebywają nasi stwórcy, zostały odczytane ze starożytnych piktogramów z powtarzającym się symbolem odległych gwiazd pozostawionych przez wymarłe cywilizacje. Szlachetnemu przedsięwzięciu poznania inteligencji, której prawdopodobnie ludzkość zawdzięcza swoje istnienie, i nawiązania z nią kontaktu towarzyszy też inny cel. Schorowany sponsor wyprawy wierzy, że przy okazji zostanie odnaleziony klucz do nieśmiertelności.
Oprócz wątków dänikenowskich pojawia się też m.in. kwestia lojalności i uczłowieczenia robotów, eksploatowana wcześniej w „Łowcy androidów”. Dynamicznie prowadzona akcja z udziałem gwiazd – m.in. Michaela Fassbendera w roli androida i Charlize Theron jako dowódcy załogi statku kosmicznego – znajduje nieoczekiwaną kulminację, która pozbawia złudzeń co do łagodnego oblicza stwórcy – kimkolwiek on jest.
Za jednym zamachem w dwugodzinnym filmie zostaje przedstawiony cały wachlarz nurtujących ludzkość problemów: od mechanizmu przekazywania życia, kierunku ewolucji po tajemnicę DNA i sens wiary, co może niektórych śmieszyć. Tym, co różni „Prometeusza” od innych przedsięwzięć, jest radykalny pesymizm autora starającego się uzmysłowić widzom, że to, co biorą za niebo, w każdej chwili może okazać się piekłem.
Przygnębiający, dekadencki spektakl nie odbiega stylistycznie od „Obcego – Ósmego pasażera Nostromo”. Dominują biomechaniczne, szaro-sino-stalowe barwy (świetne zdjęcia Dariusza Wolskiego), a kolejnym wyrazem dbałości o zachowanie spójności jest tajemnicza, budząca zdecydowanie nieprzyjemne skojarzenia scenografia, której udzielił błogosławieństwa szwajcarski malarz Hans Rudolf Giger.
Prometeusz, reż. Ridley Scott, prod. USA, 124 min