Kultura

Gangster Kościuszko

Wywiad z prof. M.B.B. Biskupskim

Paul Muni (z prawej) jako ograniczony umysłowo polski górnik z Pensylwanii w filmie „Black Funy” Michaela Curtiza, 1935 r. Paul Muni (z prawej) jako ograniczony umysłowo polski górnik z Pensylwanii w filmie „Black Funy” Michaela Curtiza, 1935 r. East News
Rozmowa z prof. M.B.B. Biskupskim, amerykańskim historykiem, autorem książki „Nieznana wojna Hollywood przeciwko Polsce 1939–1945”.
M.B.B. Biskupski, profesor historii z Central Connecticut State University w USA. Specjalizuje się w tematyce wschodnioeuropejskiej.M.B.B. Biskupski/materiały prasowe M.B.B. Biskupski, profesor historii z Central Connecticut State University w USA. Specjalizuje się w tematyce wschodnioeuropejskiej.
materiały prasowe

Janusz Wróblewski: – O pana książce zrobiło się u nas głośno głównie z powodu antysemickiego wstępu Stanisława Michalkiewicza, dołączonego bez pańskiej zgody i wiedzy przez wydawnictwo Fijorr Publishing. Recenzji właściwie nie było.
M.B.B. Biskupski: – Książka była szeroko komentowana w Stanach Zjednoczonych, zbierając na ogół bardzo pochlebne recenzje. W nowym, niekonwencjonalnym ujęciu przedstawia amerykańską politykę wobec Polski i uprzedzenia Amerykanów na jej temat. Te uprzedzenia, silnie wspierane i w dużej mierze kształtowane przez amerykańską popkulturę, wywarły ogromny wpływ na nasze wzajemne relacje.

Wojna prowadzona przez Hollywood polegała na celowym i tendencyjnym pomniejszaniu roli Polski i Polaków w czasie II wojny światowej. Jak to konkretnie wyglądało?
W amerykańskich filmach, kręconych w latach 1939–45, Polska była ofiarą hitlerowskiej agresji, ale mocno sobie na to zasłużyła. Została pokonana błyskawicznie, niekiedy nawet w niespełna 24 godziny. Sowiecka inwazja i okupacja oraz deportacje na Wschód nie miały miejsca. Ruch oporu nie istniał. Wkład polskich sił zbrojnych na Zachodzie się nie liczył. Pod Monte Cassino zwyciężyli Amerykanie. Tylko jeden polski pilot brał udział w obronie Wielkiej Brytanii. Wsławił się niekompetencją i tym, że pił na umór. Nasz wywiad przez sześć lat nie wykazał się żadną inicjatywą. Byliśmy po stronie aliantów, ale nie zasługiwaliśmy na sympatię.

Dlaczego?
Zafałszowany i kłamliwy obraz naszego kraju był już rozpowszechniany przez Hollywood w okresie międzywojennym. Wymowne pod tym względem są trzy filmy. W „The Wedding Night” Kinga Vidora z 1935 r. polska rodzina z Connecticut została przedstawiona jako ostoja ciemnoty i skandalicznych obyczajów. Posiłki jedzą najpierw osobno mężczyźni, potem kobiety. Mąż regularnie bije żonę i dzieci. Wszyscy są wulgarni, prymitywni i nadużywają alkoholu. W dramacie „Black Fury” Michaela Curtiza (też z 1935 r.) Paul Muni (urodzony we Lwowie) gra młodego polskiego górnika z Pensylwanii, który wygląda jak zbój, nie ma obycia i jest ograniczony umysłowo. Trzeci tytuł to zrealizowany w 1934 r. przez braci Warner „Too Many Knights” dziejący się w środowisku bokserskim Nowego Jorku. Czarny charakter, największy gangster i morderca, nosi nazwisko Kościuszko.

Ile antypolskich filmów w sumie powstało?
W czasie wojny nie tak wiele. Jeśli chodzi o fabuły, których akcja rozgrywa się na terenie okupowanej Polski, to w sumie wyprodukowano tylko trzy takie filmy. Jeden z nich to „In Our Time”. Akcja toczy się w sierpniu 1939 r. w Warszawie. Pokazano m.in. podchody ministra Józefa Becka, by zawrzeć koalicję z III Rzeszą; panikujących Polaków; uciekający rząd, prezydenta stolicy Stefana Starzyńskiego ogłaszającego przez radio, że jedynym rozwiązaniem jest nowa „ludowa” Polska. Na początku wojny wyjątkowo skandaliczną rolę w utrwalaniu negatywnego wizerunku Polski odegrał rozpowszechniany na masową skalę serial „Why We Fight”, zrealizowany na polecenie amerykańskiego Departamentu Wojny. Nie pada w nim ani jedno słowo o tajnym pakcie niemiecko-sowieckim, agresji 17 września, stalinowskich zbrodniach. Dla porównania – o Czechosłowacji powstało pięć pełnometrażowych filmów, jeszcze więcej o Norwegii i Francji – w każdym podkreślany był heroizm, inteligencja, brawura i masowość lokalnych ruchów oporu przeciwko nazistom i sprawnie organizujących ruch oporu Rosjan. Generalnie Rosjanie byli traktowani w tych filmach z pełnym szacunkiem i respektem.

Dowodzi pan, że antypolonizm w Hollywood w czasach II wojny światowej był powszechny. Z czego on wynikał?
To złożone zjawisko, skutek bardzo wielu czynników. Polscy emigranci stosunkowo późno zaczęli docierać do USA. Na większą skalę dopiero gdzieś na początku XX w. Nie na stałe, przeważnie z myślą o powrocie. Emigracja z Irlandii, Skandynawii, nie wspominając Wielkiej Brytanii czy Francji, odbywała się dużo wcześniej. W przeciwieństwie do Polaków, uciekinierzy z Europy Zachodniej zdążyli się już zadomowić, stworzyć silne lobby, grupy interesów, przyjąć obywatelstwo amerykańskie. Polacy izolowali się i zajmowali bardzo niskie miejsce w strukturze amerykańskiego społeczeństwa. Nie wnieśli praktycznie żadnego wkładu w amerykańską kulturę popularną i przemysł rozrywkowy.

To jeszcze nie powód, by organizować kampanię przeciwko jednemu narodowi.
Na to nałożyły się bardzo istotne czynniki polityczne. Administracja prezydenta Roosevelta całkowicie ignorowała polski punkt widzenia na II wojnę światową, ponieważ zależało jej na podtrzymaniu dobrych stosunków ze Związkiem Radzieckim. Polacy z ich traumą 17 września, Katyniem, donosami o sowieckiej okupacji bardzo im to utrudniali. Z obawy przed upublicznieniem i ewentualnym wpływem polskiej narracji historycznej na opinię publiczną zadbano, by w amerykańskich środkach masowego przekazu wizerunek Polski, Polaków i amerykańskiej Polonii był jednolicie negatywny. Tej kontroli służyło Bureau of Motion Pictures. Wszystkie scenariusze podlegały cenzurze. Urzędnicy biura doradzali, w jaki sposób należy montować, w jakim świetle ukazywać przedstawicieli poszczególnych nacji, które wojenne epizody można, a których nie należy pokazywać.

Z drugiej strony niemal cała ówczesna branża, ze scenarzystami na czele, sympatyzowała z komunistami. Byli wystarczająco zapatrzeni w nienawidzącą Polaków Moskwę. Dodatkowo obraz naszego kraju pogarszała pamięć o bitwie warszawskiej 1920 r., która zatrzymała czerwoną rewolucję. Dla prolewicowych filmowców Polska jawiła się jako ciemny, reakcyjny kraj, który uniemożliwił zwycięstwo Sowietom. Ponadto wiele wpływowych, opiniotwórczych osób w Hollywood było potomkami polskich Żydów z Kresów Wschodnich. Tamten rejon kojarzył się im wyłącznie z antysemityzmem. Ale to nie znaczy, że w Hollywood panował jakiś antypolski spisek wymyślony przez Żydów. Oni po prostu nie mieli żadnego powodu, by kultywować sentyment do Polski, przeciwnie, kiedy mogli, okazywali swoją antypatię.

Analizuje pan wiele szokujących mechanizmów kompromitowania polskości, ukazywania Polaków jako analfabetów, pijaków i prymitywów.
Dla aliantów Polska się nie liczyła. Nie przejmowano się jej tragedią. Amerykańskiej opinii publicznej zależało głównie na dowartościowaniu Rosjan – bo ginęli i ponosili główny ciężar walki z Hitlerem. Przykładowo, kroniki dokumentujące aneksję Finlandii zostały na polecenie rządu USA wycofane z dystrybucji. A dlaczego pomniejszano rolę Polaków, przymykano oczy na zbrodnie popełniane przez czerwonoarmistów, ignorowano i lekceważono wkład, jaki wnieśliśmy w pokonanie Niemiec? Mieliśmy fatalne notowania na lewicy. Polska była jedynym dostatecznie dużym i znaczącym krajem, który mógł przeszkodzić w dogadywaniu się Waszyngtonu i Moskwy. Żaden inny okupowany kraj: ani Francja z rządem Vichy, ani Norwegia nie stanowił ideologicznego zaplecza do siania antysowieckiej propagandy. Czesi na przykład byli traktowani życzliwie, ponieważ nie organizowali ruchu oporu przeciwko Sowietom. Inne okupowane kraje były za małe i nie budziły zainteresowania Amerykanów.

Dlaczego żydowscy emigranci z Europy Wschodniej, którzy byli ojcami założycielami Hollywood, jak Jack Warner czy Samuel Goldwyn, niechętnie przyznawali się do związków z Polską i nie bronili dobrego imienia Polaków?
Przytłaczająca większość hollywoodzkich twórców pochodzenia żydowskiego nie odczuwała żadnych związków z Europą Wschodnią. Ani nostalgii. Opuszczając te tereny pod koniec XIX w. byli świadkami narastania antysemickich nastrojów, organizowania pogromów. Z drugiej strony widzieli narodziny agresywnego polskiego i żydowskiego nacjonalizmu, co komplikowało wzajemne stosunki. Polska formalnie pod zaborami, nieistniejąca na mapie, pozostała miejscem gorzkich wspomnień, do których nikt nie chciał wracać. W przeciwieństwie do emigrantów z innych krajów wschodnioeuropejscy Żydzi nie przyjechali do Ameryki budować nostalgicznej wersji tego, co zostawili za sobą. Stawiali sobie jasny cel: chcieli zapomnieć o przeszłości i rozpocząć życie od nowa.

Dlaczego tak rozsądni i szanowani twórcy, jak scenarzysta Howard Koch (m.in. „Casablanca”), reżyserzy Ernst Lubitsch (m.in. „Być albo nie być”) czy Frank Capra (m.in. „Pan Smith jedzie do Waszyngtonu”), bezkrytycznie ulegali tej propagandzie?
Koch był prawdopodobnie komunistą i żarliwie popierał Związek Radziecki. Capra miał poglądy zbliżone do republikanów i nie potrafię naprawdę zrozumieć, dlaczego podjął się realizacji, haniebnej z polskiego punktu widzenia, agitki „Why We Fight”. Wiadomo, że zdawał sobie sprawę z jej kłamliwej wymowy. Najlepsze, co mogę o nim powiedzieć, to to, że spełniał jedynie polecenia amerykańskiego rządu. „Być albo nie być” stanowi wyjątek w jego karierze, bo uwzględnia częściowo pozytywny obraz Polaków, pokazywał ich jako aktywnych uczestników ruchu oporu, walczących z nazistami.

Czy skutkiem omawianego zjawiska było utrwalenie po wojnie stereotypu polskiego emigranta jako niewykształconego nieroba i głupca, o którym przez dziesięciolecia krążyły polish jokes?
Powstrzymałbym się przed takim uogólnieniem. Nieprzyjemne, obraźliwe dowcipy i generalnie zła opinia, ciągnąca się za Polakami w Ameryce, ma chyba jeszcze głębsze przyczyny.

Jak dziś Polacy są postrzegani przez hollywoodzkich twórców? Co się zmieniło?
Trudne pytanie. Nie sposób podsumować w jednym akapicie, jak wizerunek Polaka zmieniał się od 1945 r. To była bardzo długa, niesłychanie skomplikowana droga, mierzona olbrzymią ilością negatywnych stereotypów do pokonania. Najświeższym budującym przykładem jest niejaki Kowalski w popularnym telewizyjnym serialu rysunkowym. To nieoceniony kompan i autentyczny geniusz. Problem w tym, że jest pingwinem.

rozmawiał Janusz Wróblewski

M.B.B. Biskupski, profesor historii z Central Connecticut State University w USA. Studiował i wykładał m.in. w UCLA i Yale. Stypendysta fundacji Forda i Fulbrighta. Specjalizuje się w tematyce wschodnioeuropejskiej. Autor kilkudziesięciu opracowań naukowych i książek poświęconych dziejom Polski w XX w. „Nieznana wojna Hollywood przeciwko Polsce 1939–1945” ukazała się pierwotnie po angielsku w prestiżowym wydawnictwie University Press of Kentucky. Ostatnio gościł w Polsce na zaproszenie Wydziału Amerykanistyki Uniwersytetu Warszawskiego.

Polityka 16.2012 (2855) z dnia 18.04.2012; Kultura; s. 82
Oryginalny tytuł tekstu: "Gangster Kościuszko"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Interesy Mastalerka: film porażka i układy z Solorzem. „Szykuje ewakuację przed kłopotami”

Marcin Mastalerek, zwany wiceprezydentem, jest także scenarzystą i producentem filmowym. Te filmy nie zarobiły pieniędzy w kinach, ale u państwowych sponsorów. Teraz Masta pisze dla siebie kolejny scenariusz biznesowy i polityczny.

Anna Dąbrowska
15.11.2024
Reklama