Mija 20 lat od publikacji artykułu Marka Tabora „Ezoteryczne źródła nazizmu” w piśmie „bruLion”, którego tytuł wiązać się zwykło z pierwszym literackim pokoleniem III RP. Skrywający się wówczas pod tym pseudonimem Cezary Michalski (publicysta następnie przez wiele lat kojarzony z prawicową grupą tzw. pampersów, obecnie związany z lewicową raczej „Krytyką Polityczną”) wydał niebawem pod tym samym tytułem osobną publikację książkową, przybliżającą polskiemu czytelnikowi przede wszystkim stowarzyszenie Thule oraz Ahnenerbe – nazistowską organizację badawczą, założoną w 1935 r. staraniem Heinricha Himmlera jako Towarzystwo Badawcze nad Pradziejami Spuścizny Duchowej, Niemieckie Dziedzictwo Przodków. Z początkiem 1939 r. włączoną do SS, w której to formacji miała stać się swoistą akademią naukową.
Jej celem było znajdowanie dowodów wyższości rasy aryjskiej przez badania etnograficzne, antropologiczne i archeologiczne. Odwoływała się do mitologii germańskiej, ale organizowała również wyprawy naukowe do Tybetu. Jako że Ahnenerbe angażowała się m.in. w eksperymenty medyczne przeprowadzane na więźniach obozów koncentracyjnych, po wojnie uznana została przez Międzynarodowy Trybunał Wojskowy w Norymberdze za organizację zbrodniczą, a jej kierownika Wolframa Sieversa skazano na śmierć za zbrodnie przeciwko ludzkości.
Czy pochylając się wtedy nad kazaniami wygłaszanymi przez Himmlera do esesmanów i ich osadzeniem w kulturze Michalski przypuszczał, że za kilkanaście lat przedmiot jego badań stanie się najmodniejszym zagłębiem potencjalnych tematów dla polskiej fantastyki rozrywkowej? Owszem, motywy niesamowitości związanych z hitlerowskimi parapsychologicznymi eksperymentami pojawiały się już wcześniej, np. w „Szczurzym pałacu” Bogdana Ruthy czy „Szukaniu Beegera” Krzysztofa Kąkolewskiego, obecnie jednak mamy do czynienia z istną eksplozją fantastyki nazigennej.
Teleportacja wojsk
Właśnie Ahnenerbe przywoływał 15 lat temu Jacek Dukaj w swej pierwszej książce – w noweli „Zanim noc”, o nawiedzonym domu w żydowskiej dzielnicy. Przełomowym momentem zdaje się jednak publikacja w 2005 r. antologii opowiadań skupiających się na fantastyce wojennej, której tytuł zaczerpnięto z piosenki Agnieszki Osieckiej „Deszcze niespokojne”. I choć, zgodnie z tym nawiązaniem do „Czterech pancernych”, na okładce książki znalazł się czołg z polskim orłem, paradoksalnie większość opowiadań pisana jest z perspektywy niemieckiej.
I tak w „Wilczej zamieci” Jarosława Grzędowicza U-boot dopływa do pragermańskiej mitycznej Walhalli, by przepływając przez Tęczowy Most znaleźć się w innym wymiarze. U Tomasza Pacyńskiego w „Der Totenkopf” bohaterem jest Otto Diehl, hitlerowski antropolog, członek Ahnenerbe oczywiście, który w swoich poszukiwaniach dowodów na istnienie niższych ras znalazł współcześnie żyjącego neandertalczyka i zabił go dla pozyskania czaszki, mającej być dowodem jego tez... (ale okazuje się, że neandertalczykiem jest również prawdopodobnie sam Himmler). Marcin Wroński w „Mons 44” napomina o Ahnenerbe przy okazji wdrażania przez Niemców broni psychologicznej o eschatologicznej proweniencji. Szymon Kazimierski w opowiadaniu „Sonderführer” odkrywa w Prusach Wschodnich hitlerowskie urządzenia służące do eksperymentu teleportacji wojsk na duże odległości.
W tym samym 2005 r. na identyczny niemal wynalazek nazistowskiego pochodzenia – tyle że nad Bałtykiem – natrafiają nastoletni bohaterowie powieści Rafała Kosika „Felix, Net i Nika oraz Teoretycznie Możliwa Katastrofa” (uwaga, w tym roku wejdzie na ekrany jej kinowa adaptacja!).
W wydanej rok później antologii „Niech żyje Polska. Hura!” Artur Szrejter publikuje opowiadanie „Shamballach” – jego tematem jest ekspedycja Ahnenerbe do Tybetu, a bohaterami jej autentyczni członkowie: Karl Wienert, Ernst Schäfer, Bruno Beger.
Po opowiadaniach pojawiły się rychło grube powieści.
Piłsudski z siłą Odyna
U Tomasza Bukowskiego w książce „Obiekt R/W0036”, której akcja rozgrywa się w 1944 r. podczas powstania warszawskiego, tajemniczy potwór atakuje zarówno Polaków, jak i Niemców. Z tej przyczyny pierwsi wyznaczają oddział, który ma oczyścić kanały w celu umożliwienia ewakuacji żołnierzy Starego Miasta do Śródmieścia. Drudzy zaś podchodzą do sprawy naukowo i do Warszawy rusza specjalna ekspedycja Ahnenerbe. Obie ekipy spotykają się w kanałach i okazuje się, że znajdują się w nich skuzynowani arystokraci. Razem docierają do pieczary będącej siedzibą überbazyliszka, prawdopodobnie pod Krzywym Kołem. Puentą książki jest przechwycenie dokumentacji Obiektu R/W0036 oraz samego potwora w 1946 r. przez NKWD – generał Sierow informuje o rychłym przewozie bazyliszka giganta na poligon do Semipałatyńska.
W tej samej serii fantastyki wojennej ukazały się trzy tomy powieści Marcina Ciszewskiego o żołnierzach specjalnej jednostki Wojska Polskiego z XXI w., przerzuconej w czasie do II wojny światowej. Cykl najwyraźniej świetnie się sprzedaje, bo autora przechwycił ostatnio potentat na rynku wydawniczym Znak. Jego nakładem ukazała się czwarta część (zatytułowana „www.ru2012.pl”), gdzie dla odmiany to hitlerowskie wojska pancerne ruszają w podróż w czasie do naszej rzeczywistości.
W „Wilczym Legionie” Adama Przechrzty utrzymujący się w 1939 r. nadal przy życiu Józef Piłsudski korzysta z energii odycznej, której nazwa jest – jak tłumaczy autor, odwołujący się do Karla von Reichenbacha – nawiązaniem do Odyna, jednego z głównych bóstw nordyckiej mitologii. Ale z tejże odycznej siły czerpią swą moc także Niemcy. W powieści „Filatelista” Zbigniewa Wojtysia akcja rozgrywa się we współczesnym Poznaniu, gdzie na rynku bohater prowadzi sklep ze znaczkami pocztowymi. Motyw stowarzyszenia Thule na jednym ze znaczków poprowadzi go prosto z rynku do podziemnego świata, gdzie wywodzący się z Thule naziści umieścili wielką menażerię wszelakich bóstw, jak Isztar czy Kali (po drodze doświadczamy poplątanych wywodów historyczno-okultystycznych).
Także czytelnicy powieści „Śmiertelny Bóg” Marcina Wełnickiego zetkną się z mnogością skonfliktowanych ze sobą starożytnych boskich istot, potworów i lewiatanów. Ich tajemnica zostanie wyjawiona hauptmannowi Reinerowi Erhardowi, oficerowi zwycięskiej III Rzeszy, która panuje nad Europą od Lizbony po Carycyn.
Najciekawszą jak dotychczas książką, wpisującą się w trend nazi-fantastyczny, jest jednak wydany przed paroma miesiącami „Herrenvolk” Sebastiana Uznańskiego. Bohater tej powieści Artur Sosnowski zostaje w tajemniczy sposób przeniesiony w czasie z XXI w. na krakowski rynek w 1940 r. Wiedząc o eksterminacji chorych psychicznie przez hitlerowców, podaje się za szpiega. Aby ratować swoją skórę, wchodzi w układ ze swoimi niemieckimi prześladowcami – według posiadanej XXI-wiecznej wiedzy historycznej, wyjawia ich słabości militarne, oni wyciągają zaś wnioski, przez co dzieje powoli zaczynają się zmieniać na korzyść III Rzeszy. Rzecz jasna Artur staje się zarazem obiektem wewnętrznych rozgrywek między hitlerowcami, a bez przywoływania Ahnenerbe obejść się nie może.
Fajerwerki wyobraźni
Na zmiany dziejowe nakłada się niebywały postęp technologiczny związany z biologią – Uznański barwnie opisuje nowy Berlin, gdzie budynki przyjmują kształty roślin, czy urządzenia mające ubezwłasnowolnić niższe rasy. Te fajerwerki wyobraźni olśniewają, jest też wiele przewrotności, gdy w akcję autor wplata postać młodego Ratzingera czy też przepowiada kulturę nazi-techno (wspaniały opis dekadenckiego klubu), wysnutą... z niekontrolowanych wspomnień samego Sosnowskiego. I to właśnie Artur Sosnowski, jako świadoma kreacja bohatera, jest chyba najbardziej interesujący – Uznański w jego postaci pokazuje XXI-wiecznego konformistę, który przedkłada własne życie nad interes narodu, odrzuca oferowaną mu przez polskich konspiratorów truciznę, wreszcie jest przez polskie podziemie ścigany jako ewidentny zdrajca.
Rzadki to jednak w tym nurcie przykład niejakiej refleksyjności. Hitlerowskie tajemnice otwierają możliwości snucia tak zagmatwanych historii, że czytając te wszystkie książki, można dostać istnego pomieszania zmysłów. Przy bogactwie mitologicznych nawiązań, wśród Słupów Wieczności, Feniksów i Lewiatanów, zupełnie zaciera się zbrodniczy wymiar ludobójczej ideologii – właściwie na jego ślady natrafiamy tylko w opowiadaniach Wrońskiego i Pacyńskiego, a przecież to za prawdziwe zbrodnie przeciwko ludzkości skazano po wojnie szefa Ahnenerbe. Tymczasem u Bukowskiego akowiec Nowakowski i esesman von Bronowski zgodnie idą na bazyliszka. A te parę milionów, które naprawdę zginęło w obozach zagłady, niknie wobec dziesiątków milionów mających zginąć na skutek wyroków zwalczających się u Wełnickiego bóstw.