Józef Pinior jest w nowym parlamencie senatorem wybranym przy poparciu PO (wcześniej był europosłem z listy Socjaldemokracji Polskiej), Stanisław Huskowski po raz kolejny został posłem PO, Władysław Frasyniuk był posłem i szefem Unii Wolności, a dziś jest przedsiębiorcą. Czwarty uczestnik skoku na bank w 1981 r., Piotr Bednarz, nie żyje.
3 grudnia 1981 r., półtora tygodnia przed wprowadzeniem stanu wojennego, wypłacili z konta dolnośląskiej Solidarności w oddziale Narodowego Banku Polskiego we Wrocławiu 80 mln zł. Mieli do tego prawo, kierowali związkiem w regionie (Frasyniuk był przewodniczącym, Bednarz zastępcą, Pinior skarbnikiem, a Huskowski rzecznikiem prasowym), ale władze PRL uznały ich za złodziei.
„To jest pierdolony zarząd dolnośląskiego regionu pierdolonej Solidarności. Nasi ludzie mówią, że oni coś szykują” – peroruje w filmie kapitan SB Sobczak (gra go Piotr Głowacki), pokazując swoim ludziom zdjęcia liderów związku. Po wprowadzeniu stanu wojennego gazety będą się rozpisywały o solidarnościowej ekstremie, która ukradła, a teraz bawi się za pieniądze należące do uczciwych robotników.
25 listopada 2011 r. do kin wchodzi film Waldemara Krzystka (scenariusz Krzystek i Krzysztof Kopka), poświęcony właśnie historycznemu „skokowi na bank”. „80 milionów” to awanturnicza opowieść o młodych ludziach, którym udało się coś, co nie miało prawa się udać. Sensacyjna historia z Solidarnością w tle, bez martyrologii i obnoszenia ran. Skrzyżowanie „Angielskiej roboty” Rogera Donaldsona i „Żądła” George’a Roya Hilla, połączone z ułańską fantazją i niefrasobliwością polskich konspiratorów.
Czerwony odbierze to jako wypowiedzenie wojny
Akcję wymyślił Józef Pinior (w filmie gra go Krzysztof Czeczot), wcześniej pracownik NBP, w 1981 r. oddelegowany do pracy w Zarządzie Regionu Dolny Śląsk NSZZ Solidarność. Przekonał kolegów, że władza coś szykuje, więc trzeba wypłacić pieniądze, póki czas. „Ostatecznie jestem waszym głównym księgowym” – mówi w filmie.
Najwięcej wątpliwości ma Piotr Bednarz (w filmie Maciek Makowski), wiceprzewodniczący regionu, wcześniej robotnik w Dolnośląskich Zakładach Wytwórczych Maszyn Elektrycznych DOLMEL. „Mogę się bić z milicją, mogę drukować ulotki, mogą mnie zamknąć w więzieniu i zatłuc, ale pieniądze lepią się od brudu” – tłumaczy swoje rozterki.
„Józek, czerwony odbierze to jako wypowiedzenie wojny” – ostrzega Frasyniuk (Filip Bobek), przed Solidarnością kierowca autobusu we wrocławskim MPK, marzący o jeżdżeniu po Europie tirem.
„Wojna i tak będzie” – słyszy w odpowiedzi od Piniora.
„To co, jak ma być wojna, to chyba broń musimy dołować?” – mówi w filmie Staszek (Stanisław Huskowski, fizyk po Uniwersytecie Wrocławskim, którego gra Wojciech Solarz). W 1981 r. mieli po 26–27 lat (tylko Bednarz był starszy – 32 lata), byli romantyczni i chyba nie do końca wiedzieli, czym ryzykują.
„Lepiej spłonąć szybko płomieniem jasnym i wysokim, niż tlić się do końca świata” – dodaje patetycznie Staszek.
Nie pomylił się pan z tymi zerami?
Kasjerka w banku z niedowierzaniem patrzyła na czek. Tak samo 30 lat temu i w filmie. „Nie pomylił się pan z tymi zerami?” – pyta. „Nie. Jest siedem – odpowiada spokojnie szczupły 26-latek (wtedy Józef Pinior wyglądał nawet na mniej). – Tyle ma być”.
„A więc wypłacam panu 80 mln zł” – mówi głośno kasjerka. Całkowicie zaskoczony wysokością kwoty był nawet Bednarz. Józek, co ty? – zapytał już przy bankowym kontuarze. Pinior nie uprzedził ani jego, ani Frasyniuka, że ma zamiar podjąć prawie wszystkie pieniądze, które znajdowały się na związkowym koncie.
Dyrektor oddziału banku sprawdził wzory podpisów i dał zgodę na wypłatę. Tu nastąpiła scena, która wymyślona przez scenarzystę budziłaby wątpliwości. Młodzi spiskowcy nie byli w stanie wyobrazić sobie, ile miejsca zajmie 80 mln w banknotach po 500, 1000 i 2000 zł. Dwie duże walizki, które mieli ze sobą, nie wystarczyły. Trzecią pożyczyli więc od kasjerki.
Władze wydały wcześniej bankom polecenie natychmiastowego zgłaszania każdej wypłaty powyżej 50 tys. zł. Dyrektor oddziału NBP (w filmie Cezary Morawski) zwleka z telefonem do przełożonych aż do momentu, gdy zobaczy przez okno, jak Pinior i Bednarz wkładają pieniądze do czekającego dużego Fiata.
Zmienią Wrocław w solidarnościowy Festung Breslau
Dalej jest jak w każdym sensacyjnym filmie. Fiat, należący do Tomasza Surowca, poprzednika Piniora na funkcji skarbnika regionu, odjeżdża w stronę rogatek miasta. Spiskowcy bali się, że mogą być śledzeni. Na ul. Osobowickiej czekał już na nich w swoim maluchu Huskowski. Zamierzali przepakować pieniądze do jego auta, żeby zmylić pogoń. Ale na miejscu okazało się, że trzy wypchane walizy, które zmieściły się w Fiacie 125p, do malucha nie wchodzą. Żeby upchać miliony, wyrzucają z bagażnika zapasowe koło. To też wydarzyło się naprawdę.
W filmie ścigany przez esbeków duży Fiat wpada na przejeździe pod pociąg. Ale to już nie była prawda, Surowcowi udało się odjechać. Zresztą pościgu też nie było. SB dostała informację o wypłacie dużej kwoty pieniędzy, ale ją zlekceważyła. Maluch z pieniędzmi, Huskowskim (prowadzi z duszą na ramieniu, bo właśnie przypomniał sobie, że nie wziął dokumentów auta) i Piniorem (Bednarz się nie zmieścił) jedzie na Ostrów Tumski, do siedziby arcybiskupa wrocławskiego.
Oficer milicji, który przesłuchuje w filmie dyrektora banku (nazywał się Jerzy Aulich), mówi: „Wiecie, co oni teraz zrobią z tą forsą. Kupią broń i zrobią z tego miasta solidarnościowy Festung Breslau. Poleje się młoda polska krew”. Nie wiadomo, czy dokładnie takie słowa padły na komendzie milicji. Ale mogły paść bardzo podobne. To były argumenty, których używano. „Wyciągnięta do zgody ręka władzy napotkała zaciśniętą pięść” – mówił wszak generał Jaruzelski. W gazetach pisano o listach proskrypcyjnych z nazwiskami osób przeznaczonych przez Solidarność do likwidacji.
Dyrektor Aulich w styczniu 1982 r. został wyrzucony z pracy. Ciężko zachorował i zmarł na początku lat 90. O udział w spisku podejrzewana była także kasjerka. „Skąd ta nadzwyczajna pomoc w postaci walizek?” – dopytywała partyjna „Gazeta Robotnicza”.
Witam panów sadowników
Pinior i Huskowski wnoszą pieniądze do siedziby metropolity wrocławskiego Henryka Gulbinowicza (w filmie Adam Ferency). „Witam panów sadowników. Widziałem, ile jabłek i gruszek panowie przywieźli. Dziękuję za ten wspaniały dar” – mówi arcybiskup. Tekst jest przeznaczony dla esbeków podsłuchujących rezydencję. Pluskwy znaleziono po 1989 r. w żyrandolu w pałacu.
Arcybiskup Gulbinowicz, który od początku sprzyjał Solidarności, był inwigilowany przez cały stan wojenny. W mieszkaniu naprzeciwko rezydencji zainstalowany był agent obserwujący, kto odwiedza pałac. Po przywiezieniu pieniędzy na Ostrów arcybiskup naprawdę powiedział: I co ja mam z tym teraz zrobić? Przyszliście do miejsca najbardziej niebezpiecznego. Jestem obserwowany ze wszystkich stron.
Ale kazał schować 80 mln na antresoli. Potem domagał się złożenia przez Piniora i Huskowskiego podpisów na protokole przekazania. W końcu podpisał oświadczenie o przyjęciu depozytu sam. Zaskoczony nie był, już wcześniej wziął na przechowanie 10 mln zł, które zostały wypłacone z konta Solidarności wiosną, po pobiciu działaczy Solidarności, w tym Jana Rulewskiego, podczas sesji Wojewódzkiej Rady Narodowej w Bydgoszczy.
Jeśli nawet SB nie wiedziało tego na pewno, domyślało się, gdzie trafiły pieniądze. Arcybiskup przechował depozyt przez cały stan wojenny, mimo że chętnych, by je przejąć, nie brakowało. Zgłaszali się do rezydencji przedstawiciele różnych grup z podziemia, prosząc o wsparcie, ale metropolita odmawiał. Jedynymi dysponentami pieniędzy byli Pinior i Frasyniuk, który nawet przez jakiś czas ukrywał się w rezydencji.
Kloszard z Kedywu i piękna agentka
W filmie ważną postacią jest grany przez Mariusza Benoit Stary, były akowiec Tadeusz Markuć. Długowłosy, wyglądający jak kloszard, pojawia się, żeby ostrzec Solidarność przed nalotem SB na drukarnię, gdzie powielane są solidarnościowe gazetki. Nie może brakować ani jednego litra farby i żadnej paczki papieru, przypomina. I kiedy SB wpada do drukarni, wszystko się zgadza. Potem Markuć pojawia się jeszcze kilkukrotnie, jak dobry duch patronując kolejnym etapom akcji.
W rzeczywistości nie był postacią aż tak ważną, ale istnieje w legendzie dolnośląskiej Solidarności. Nazywał się Zbigniew Mikoś, podczas wojny był żołnierzem Kedywu, odsiedział sześć lat w peerelowskim więzieniu, po wojnie trafił na Dolny Śląsk. Nie wierzył w pokojowe deklaracje komunistów, namawiał liderów „S”, żeby szykowali się do walki w podziemiu, sam przygotował skrytki na powielacze, radiotelefony i pojemniki z gazem paraliżującym. Ale schowki były tak tajne, że wiedział o nich tylko on. Niespodziewanie, krótko przed stanem wojennym, zmarł, a skrytek nie odnaleziono do dziś.
Pomysłem scenarzystów jest także piękna dziewczyna Natalia (Emilia Komarnicka), dziennikarka francuskiej telewizji, polskiego pochodzenia, która uwodzi Maksa (Marcin Bosak), jednego ze związkowych jastrzębi. Poznają się, gdy młodzi działacze Solidarności demaskują esbeków, którzy na konto związku niszczą groby na cmentarzu radzieckim.
„Dlaczego wy jesteście w Solidarności, a wasi rówieśnicy w SB?” – pyta Maksa.
„Może dlatego, że oni nie słuchali Radia Luksemburg” – słyszy. Natalia robi wrażenie wyraźnie zafascynowanej romantycznym bojownikiem.
Działacze Solidarności byli śledzeni od samego początku i przez cały stan wojenny, ale okoliczności były zdecydowanie mniej bondowskie. „Od dzisiaj pełna obserwacja. Sracie w torebki, szczacie w butelki. A ja mam komplet fot” – mówi w filmie swoim ludziom kapitan Sobczak.
Maks domyśla się, że Natalia idzie z nim do łóżka w ramach zadań służbowych. Czyści mieszkanie z trefnych papierów. Kiedy zostaje aresztowany, SB znajduje tylko zdjęcia nagiej agentki. Dostaje od Natalii w twarz. „Miło było pierdolić ubecję” – mówi.
Bohaterowie podziemia naprawdę mieli u kobiet powodzenie jak gwiazdy rocka, ale raczej po swojej stronie barykady.
Podziemie skąpane w dolarach
Po wybuchu stanu wojennego władze zarekwirowały majątek i zajęły konta zdelegalizowanej Solidarności. Brak 80 mln zł na koncie związku na Dolnym Śląsku rozwścieczył SB. Za czwórką autorów skoku rozesłano listy gończe. W telewizji wyemitowano film „ujawniający”, jak Pinior, którego uznano za mózg operacji, przepuszcza pieniądze robotników, grając w ruletkę w wiedeńskim kasynie.
Pierwszy, w marcu 1982 r., w ręce SB wpadł Huskowski, który trafił do obozu dla internowanych, drugi Frasyniuk, trzeci Bednarz, obaj jesienią 1982 r. Na końcu, w kwietniu 1983 r., Pinior. Frasyniuk został skazany na sześć lat więzienia, Bednarz i Pinior dostali po cztery, potem wyroki obniżono amnestią. Piniorowi przedstawiono także zarzut zagarnięcia mienia znacznej wartości. Z tego samego artykułu 201 ówczesnego kodeksu karnego oskarżonym w aferze mięsnej wymierzono karę śmierci.
Ostatecznie jednak także Piniora skazano za kierowanie zdelegalizowaną Solidarnością. Pieniędzy przy nich nie znaleziono. Żaden nie zdradził, gdzie zostały ukryte.
„80 mln, gdzie jest?” – pyta Staszka kapitan Sobczak. „W dupie” – słyszy.
Gazety w stanie wojennym pisały o znalezionych w mieszkaniu Piniora luksusowych towarach z Peweksu, zachodnim sprzęcie radiotechnicznym i kosztownych alkoholach. „Wyłania się szokujący obraz życia podziemia »Solidarności«”, „Tam dolary wydaje się jak złotówki” – głosiły nagłówki w prasie. Czytelnicy nie mogli mieć wątpliwości, na co poszły „ukradzione” dolary.
Piotr Bednarz nie wytrzymał napięcia. W maju 1984 r. próbował popełnić samobójstwo. Piniorowi do końca lat 80. komornik próbował zająć majątek na poczet „ukradzionych” pieniędzy.
Ciekawość – pierwszy stopień do piekła
W stanie wojennym rozpoczęła się inflacja. Dolar, wart w 1981 r. 80 zł, po paru latach oficjalnie kosztował już dwa razy więcej, a na czarnym rynku przebicie było pięciokrotne. Arcybiskup Gulbinowicz zasugerował Frasyniukowi, żeby zamienić złote na dolary. Jak to zrobiono? Tu pewności nie ma. W filmie na polecenie sekretarza arcybiskupa Żegoty (Krzysztof Stroiński) dolary skupują wrocławscy cinkciarze. „Panowie, sprawa jest prosta jak włos Mongoła, zasysamy baksy z rynku” – mówi organizator akcji. Wtedy o wszystkim dowiaduje się SB i próbuje Żegotę szantażować ujawnieniem finansowych machlojek Kościoła.
Ale to tylko fantazja scenarzystów. Kardynał Gulbinowicz pytany, jakim cudem udało mu się w stanie wojennym zamienić 80 mln na dolary, udaje, że nie słyszy, albo odpowiada: Ciekawość – pierwszy stopień do piekła.