Kraj

Milczenie pasterzy

Ks. Lemański o tym, co myślą o Żydach polscy duchowni

Ks. Wojciech Lemański. Ks. Wojciech Lemański. Tadeusz Późniak / Polityka
Kościół hierarchiczny nie żywi się nauczaniem Soboru Watykańskiego II i Jana Pawła II o Żydach. Żywi się za to stereotypami i zatruwa się nimi - mówi ks. Wojciech Lemański, członek Polskiej Rady Chrześcijan i Żydów.
Ks. Lemański przed ołtarzem kościoła w Jasienicy.Tadeusz Późniak/Polityka Ks. Lemański przed ołtarzem kościoła w Jasienicy.
Rabin Israel Lau i Jan Paweł II podczas papieskiej wizyty w Izraelu w 2000 r.East News Rabin Israel Lau i Jan Paweł II podczas papieskiej wizyty w Izraelu w 2000 r.

[Wywiad opublikowany w POLITYCE nr 2828 z września 2011 r.]

Grzegorz Rzeczkowski: – We wrześniu, gdy przez Podlasie przetoczyła się seria wybryków z malowaniem swastyk, profanowaniem pomników, pojechał ksiądz do Jedwabnego, poszedł na tamtejszą plebanię i zapytał miejscowego proboszcza, czy weźmie udział w modlitwie.
Ks. Wojciech Lemański: – Powiedział, że trudno byłoby mu pójść na tamto miejsce, a potem stanąć przed parafianami. Ale gdy zapytałem, czy nie ma nic przeciwko mojej modlitwie przy tamtym grobie, odpowiedział, że nie, że cieszy się, że mnie poznał i że tu przyjeżdżam.

Co o Żydach mówią księdza parafianie z Jasienicy koło Tłuszcza na Mazowszu?
Do mnie mówią dobrze. Domyślam się, że gdy rozmawiają między sobą, może to wyglądać inaczej. Ale popierają moje działania, m.in. postawienie na placu przykościelnym symbolicznej mogiły zamordowanych dzieci żydowskich. Co ciekawe, przychylne głosy na temat tego mojego zaangażowania padają głównie z ust starszych osób. Mówią mi: dobrze, że ksiądz się tym zajął.

Ale księdza koledzy w sutannach kpią: Naczelny Żyd diecezji warszawsko-praskiej – tak o księdzu mówią.
Kiedyś, gdy siadałem z innymi księżmi do stołu, słyszałem, że nie będę miał co zjeść, bo nie ma nic koszernego.

Boli to księdza?
Słyszałem już takie słowa wypowiadane na temat Żydów w obecności biskupów i przez biskupów, więc chyba niewiele jest w stanie mnie dotknąć. W tym, co mówią na mój temat, jest nawet coś pozytywnego, bo choć wyśmiewali mnie i sekowali, to jednak dostrzegli moje zaangażowanie w dialog z Żydami.

Potrafi ksiądz wytłumaczyć, dlaczego polscy duchowni, którzy codziennie wypowiadają słowa modlitwy „odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom”, są niechętni Żydom? Dlaczego nie protestują przeciwko kolejnym antysemickim i ksenofobicznym incydentom?
Myślę, że duchownym trudno przyznać się, iż przeszłość, która była udziałem naszych przodków, czasem naszych rodzin, jest niekiedy na tyle niechlubna, że powinniśmy się jej wstydzić. Wstyd nam się przyznać, że nie pochyliliśmy się nad tą przeszłością ani przedwczoraj, ani wczoraj. Nie potrafimy też tego zrobić dzisiaj. Bo gdybyśmy stanęli nad tą żydowską mogiłą, gdybyśmy pojechali do Jedwabnego, gdybyśmy poszli na Umschlagplatz w Warszawie, to usłyszelibyśmy pytanie, które dziennikarze zadali niedawno jednemu z księży w Jedwabnem: A dlaczego ksiądz przyjechał dopiero teraz? Obawa przed tym pytaniem powoduje, że duchowni trwają w uporze.

Pamiętam, że gdy Jan Paweł II w 1999 r. stanął przed pomnikiem na Umschlagplatz, by odmówić pamiętną modlitwę za naród żydowski, towarzyszyli mu polscy biskupi. Ale nie przypominam sobie, by później którykolwiek z nich ten gest w tym miejscu powtórzył.

Twierdzi zatem ksiądz, że głównym powodem milczenia Kościoła jest strach przed rozliczeniem się z przeszłością. Wyrzuty sumienia z powodu bierności wobec zła, które spotkało Żydów w Polsce nie tylko podczas wojny, ale także w II Rzeczpospolitej?
Oczywiście, że tak. Jeśli byłoby inaczej, to na przykład ksiądz prymas Józef Glemp teraz, po wynikach śledztwa IPN, powinien przyznać, że w sprawie Jedwabnego się pomylił. Wszak po ujawnieniu mordu w Jedwabnem twierdził, że ta sprawa nie jest jasna, że Żydzi nie będą nam dyktować, kogo i jak mamy przepraszać, a obchody rocznicowe w 2001 r. nazwał widowiskiem. Powinien pojechać do Jedwabnego, klęknąć i pomodlić się. W ciszy, jak kanclerz Willy Brandt w 1970 r. przed warszawskim pomnikiem Bohaterów Getta. To byłby sygnał, który mógłby zmienić myślenie nie tylko innych duchownych, ale i wielu wiernych.

W zachowaniu duchownych jest dużo sprzeczności. Z jednej strony każdy polski ksiądz – przynajmniej deklaratywnie – czuje się mocno związany z nauczaniem Jana Pawła II, bardzo przyjaznym Żydom. Z drugiej zaś zwycięża myślenie: oni zabili Jezusa!
Kościół hierarchiczny nie żywi się nauczaniem Soboru Watykańskiego II i Jana Pawła II o Żydach. Żywi się za to stereotypami i zatruwa się nimi. Wielu duchownych posługuje się tymi samymi sloganami, które powtarzane są od lat. A więc: „Żydzi pracowali na UB”, „Żydzi wydawali na zsyłki na Sybir”, „kto wie, czy to nie Żydzi amerykańscy byli sprawcami Holocaustu”, „Żydzi mieli przed wojną cały handel w Polsce”. I to mówią nie tylko księża starsi, ale też młodzi, trzydziestoparoletni. W środowisku kapłańskim przywykliśmy również do plugawych żartów na temat Żydów. A nawet stwierdzeń, które – głoszone publicznie – skończyłyby się na ławie oskarżonych. „Hitlerowi należy postawić w Polsce pomnik za to, że wymordował Żydów”. Te słowa padały z kapłańskich ust, na plebanii, w obecności biskupa. Bez reakcji z jego strony. Trochę to rozumiem, bo kilkanaście lat temu też bym pewnie nie potrafił zareagować.

Niewiele wiedziałem o Holocauście, a o Jedwabnem nie wiedziałem nic. Ale od tamtej pory wiele się zmieniło; każdy, kto chce, może się dowiedzieć, jak było naprawdę. Tyle że w seminariach duchownych do dziś nic się o tym nie mówi. Dlatego wielu księży wie tylko to, co napisze w swych książkach i opowie w kościołach Jerzy Robert Nowak; karmi się tymi bzdurami, ale nie sięgnie po książkę IPN na temat wyników śledztwa w Jedwabnem, bo jest po prostu niewygodna, przerażająco okrutna w odzieraniu ze złudzeń.

Łatwiej powiedzieć, że to tamci byli winni, niż – że to my nie sprostaliśmy zadaniu. Że podczas wojny wśród zbrodniarzy byli również nasi parafianie. I – przykro to przyznać – także księża tacy, jak ten z okolic Radziłowa i Wąsosza, który mówił, że jak się Żydów przyciśnie, to oddadzą złoto. Fakt, tacy ludzie byli mniejszością, ale ich czyny kładą się tak długim cieniem, że do dziś przysłaniają odwagę i heroizm księży, biskupów czy sióstr zakonnych, którzy Żydów ratowali. Trzeba stanąć w prawdzie, nazwać rzeczy po imieniu, głośno uderzyć się w piersi.

Zaangażowany w dialog z Żydami i judaizmem, nieżyjący już ks. Stanisław Musiał z Krakowa, po krytycznych wypowiedziach na temat krzyży na oświęcimskim żwirowisku, dostał od przełożonych zakaz wypowiadania się o tych sprawach. Jak zwierzchnicy patrzą na księdza działalność?
Pewnie tak jak na działalność księdza Musiała. Czyli że niepotrzebnie się wychylam, że lepiej, żebym milczał tak, jak milczy cały polski Kościół.

Dwa razy ksiądz był przenoszony jako proboszcz do innej parafii; drugi raz nieskutecznie, bo zaskarżył ksiądz decyzję biskupa do Watykanu. Za każdym razem w grę wchodziła mniejsza i bardziej odległa od Warszawy miejscowość. Klasyczna zsyłka.
Tak też to odczytywali inni księża. Pytałem arcybiskupa Henryka Hosera, czy te drugie, nieskuteczne przenosiny – z Jasienicy do Kicin – to karne przesunięcie. Odpowiedział, że nie. Ale kanclerz kurii powiedział mi, że muszę zmienić parafię, bo zbyt mocno zaangażowałem się w dialog z Żydami.

Decyzja biskupa, choć nieskuteczna, była takim piętnem, że powstało wśród duchownych przekonanie, iż lepiej mnie omijać z daleka, nie rozmawiać i nie podawać ręki. Jeden napisał do biskupa, że mam niebezpieczną żydowską literaturę w domu.

Moim przełożonym udało się wytworzyć wokół mnie próżnię, czego objawem jest i to, że okoliczni księża przestali mnie do siebie zapraszać. Nie przyjeżdżają też do mnie, więc jeśli potrzebuję pomocy, np. w związku ze spowiedzią przedświąteczną, muszę szukać jej u duchownych z innych diecezji, a nawet z Białorusi, gdzie pracowałem w latach 90. To przykre, ale jakoś się z tym pogodziłem.

Może biskup uznał, że zbyt mocno zaangażował się ksiądz w dialog z judaizmem i zaniedbał inne obowiązki?
Moje zaangażowanie w dialog jest tylko cząstką zaangażowania kapłańskiego. Równie mocno bulwersuje mnie milczenie Kościoła wobec profanacji mogiły w Jedwabnem, jak i grobu żołnierzy Armii Czerwonej w pobliskim Ossowie, na terenie mojej diecezji warszawsko-praskiej.

Moja parafia dostała pozytywne oceny po ostatniej wizytacji biskupiej, nie było żadnych zastrzeżeń. Wielu wiernych z Jasienicy chodzi do kościoła w niedzielę i przyjmuje komunię. W tych statystykach zajmujemy jedne z najlepszych miejsc. Na plebanii utworzyliśmy świetlicę dla dzieci, obok zbudowaliśmy plac zabaw. Kilka lat temu zainicjowałem utworzenie przedszkola w naszej wiosce. Jako jeden z nielicznych proboszczów prowadzę lekcje religii, bo chcę w ten sposób mieć lepszy kontakt z moimi parafianami. Widać, że nie jest źle. Zresztą najlepiej byłoby spytać o ocenę mojego posługiwania jasienickich parafian.

Jak ksiądz stał się „naczelnym Żydem” swej diecezji?
Będąc księdzem, jestem zobowiązany do codziennego odmawiania modlitw brewiarzowych. Jedna z nich zawiera takie słowa: „Ujął się za sługą swoim Izraelem, pomny na swe miłosierdzie, jak obiecał ojcom naszym: Abrahamowi i potomstwu jego na wieki”. Tymi słowami modlę się codziennie od ponad dwudziestu lat, ale tak po szóstym, siódmym roku kapłaństwa zaczęły one do mnie przemawiać w sposób niezwykły, powiedziałbym nawet – cieleśnie bolesny. Zaczęły budzić z letargu. Czułem, że muszę do tego zdania wracać. Więc wracałem. Trwało to całe miesiące, potem lata, a ja nie rozumiałem dlaczego.

Wierzę w to, że Pan Bóg człowieka prowadzi. Pytałem Go więc: Czego ode mnie chcesz? Ani nie jestem Żydem, ani moja rodzina nie mieszkała wśród Żydów, nie interesowałem się ich historią. Moja ignorancja była tak duża, że nawet nie wiedziałem, iż w Polsce są zdewastowane cmentarze żydowskie. Jako kleryk mieszkałem przez sześć lat w Warszawie, a nie wiedziałem, gdzie jest Umschlagplatz.

Przełom nastąpił wraz z ujawnieniem w 2001 r. mordu w Jedwabnem. Pomyślałem wtedy: skoro ta wiadomość tak mną wstrząsnęła, to może właśnie to jest to. Byłem przekonany, że to wyzwanie, na które nie sposób nie odpowiedzieć, że nas, księży odpowiadających na to wołanie, będzie wielu. Przede wszystkim pomyślałem zaś, że Pan Bóg chce, bym głośno powiedział to, co tak jasno i wyraźnie widzę.

A potrafi wytłumaczyć ksiądz, dlaczego ktoś wysmarował farbą swastyki i napisy: „Byli łatwopalni” i „Nie przepraszam za Jedwabne”? Dlaczego ktoś maluje swastykę na samochodzie eksperta od spraw żydowskich? Dlaczego profanowany jest dawny kirkut w Białymstoku?
Z poczucia absolutnej bezkarności. Sprawcy wiedzą, że istnieje społeczne przyzwolenie na takie czyny, więcej – jest przyzwolenie w Kościele. Ci, którzy sprofanowali żydowskie miejsca pamięci, chcieli również wywołać strach wśród myślących inaczej niż oni. Przypomnieć, że żyją tacy, którzy nie przepraszają, którzy uważają, że Żydzi rzeczywiście byli łatwopalni, że im się to należało. „Pamiętajcie, że ci, którzy podpalili stodołę, mają swoich następców”. Czy to zadziała? Nie wiem. Gdyby sprawców ujęto i ukarano, byłoby zapewne inaczej.

A złapią?
Zachowanie policji podczas marszu protestacyjnego, który po zniszczeniu pomnika w Jedwabnem został zorganizowany w Białymstoku, pokazuje, że to łapanie idzie jak po grudzie. [maszerującym przez całą drogę towarzyszyła grupa skinów, którzy wznosili nacjonalistyczne i faszystowskie okrzyki – red.]. Policjanci pod względem mentalności są ludźmi stamtąd. Rozumują na zasadzie: lepiej się nie wychylać, jakoś to będzie.

Zna ksiądz innego katolickiego duchownego, który w kwestii stosunku do Żydów podziela księdza poglądy?
W najbliższym otoczeniu, w mojej diecezji, nie. W Polsce znam kilku.

Wspomniany ksiądz Musiał powiedział w jednym z wywiadów, że chciałby, aby Żydzi, którzy kiedyś żyli w Polsce, wracali tu bez obawy. Ten moment nastąpił?
Do Warszawy, Łodzi, Krakowa, Wrocławia mogą wracać bez obaw. Ale do Radzymina nie radzę. Do Kobyłki, Wołomina i Tłuszcza też niech lepiej nie wracają. Najpierw muszą się tam pojawić autorytety, również księża, które zaszczepią mieszkańcom nową wrażliwość.

A pojawią się?
Nie wierzę, że nastąpi jakaś raptowna zmiana postaw wśród duchowieństwa. Biskupi i księża podchodzą do tej problematyki jak pies do jeża. Realizm nakazuje nie oczekiwać niczego lepszego. Nie ma Jana Pawła II, nie ma abp. Życińskiego, księdza Musiała… Ludzie potrzebują przewodnika, kogoś, kto pójdzie śladem polskiego papieża i pomoże udźwignąć ciężar win. To naprawdę trudne. Ale może taki ktoś znowu się objawi?

Wojciech Lemański, ksiądz diecezji warszawsko-praskiej, od czerwca 2006 r. proboszcz parafii Jasienica koło Tłuszcza. W latach 1990–97 pracował na Białorusi. Członek Polskiej Rady Chrześcijan i Żydów. Za zaangażowanie w dialog polsko-żydowski został odznaczony w 2008 r. przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski.

Polityka 41.2011 (2828) z dnia 04.10.2011; kraj; s. 37
Oryginalny tytuł tekstu: "Milczenie pasterzy"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kultura

Ile tak naprawdę zarabiają pisarze? „Anonimowego Szweda łatwiej sprzedać niż Polaka”

Żeby żyć w Polsce z pisania, pisarz i pisarka muszą być jak gwiazdy rocka. Zaistnieć, ruszyć w trasę, ściągać tłumy. Nie zaszkodzi stypendium. Albo etat.

Justyna Sobolewska, Aleksandra Żelazińska
13.12.2024
Reklama