Joanna Cieśla: – Po katastrofie smoleńskiej w Polsce wybuchła epidemia myślenia spiskowego; jak wskazują badania – niemal co dziesiąta osoba wierzy, że to był zamach. Dlaczego ludzie upierają się, że za tragicznymi wydarzeniami koniecznie ktoś musi stać?
Mirosław Kofta: – Skłonność do takiego myślenia po części wynika ze względnie stałych cech osobowości człowieka, a po części z jego doświadczeń. Ludzie tworzą teorie spiskowe dwojakiego rodzaju. Niektóre dotyczą jednorazowych tragicznych wydarzeń i polegają na doszukiwaniu się tajnego porozumienia grupy ludzi, którzy do tych wydarzeń rzekomo doprowadzili. Przykładów dostarczają teorie związane ze śmiercią księżnej Diany czy właśnie z katastrofą smoleńską, ale też np. 30–40 proc. mieszkańców USA uważa, że rząd ukrywa dowody lądowania kosmitów na Ziemi.
Jest i drugi typ teorii spiskowych, które mają znacznie trwalszy charakter – dotyczą narodów, grup społecznych, organizacji. Najlepszym przykładem jest teoria spisku żydowskiego. W swojej ekstremalnej postaci, opisanej w „Protokołach mędrców Syjonu”, mówi o istnieniu tajnego rządu żydowskiego, który przekazuje instrukcje żydowskiej diasporze na świecie. Oskarża więc ich nie tylko o tajne działania i porozumienia, ale też o nielojalność i silny egoizm grupowy, a przede wszystkim o niepohamowane dążenie do zdobycia władzy nad światem.
Leon Poliakov, autor pomnikowej „Historii antysemityzmu”, ukuł dla opisanego zjawiska termin „przyczynowość diaboliczna”: grupie obcych przypisuje się wiele cech analogicznych do sił nieczystych. Absolutnie się z nim zgadzam.
Ostatnio w takim kontekście przywoływane jest pojęcie paranoi politycznej. Czy ono ma naukowy sens?