Jacek Żakowski: – Czy Breivik to zwykły czubek, czy czubek góry lodowej?
Rafał Pankowski: – Jedno nie wyklucza drugiego. Ale raczej to drugie.
Człowiek całkiem zrównoważony raczej nie popełnia takiej zbrodni.
Ważne jest pytanie, co sprawia, że ludzie mający jakieś predyspozycje nagle się aktywują. Jaka ideologia sprawia, że predyspozycja jakiejś grupy osób zamienia się w czyn.
Pana zdaniem Breivik działał w grupie?
Nie wiemy, czy to była zorganizowana grupa ani jak była liczna. Ale to nie jest najważniejsze. Często wyobrażamy sobie, że ekstremizm stanie się groźny wtedy, gdy będzie wyglądał jak w latach 30. XX w. Masowe poparcie dla radykalnych rozwiązań, wielkie ultraradykalne partie, scentralizowane organizacje. Dziś tak to nie wygląda. Ale nie mniej groźne mogą być rozproszone radykalne grupki, a nawet luźno powiązane jednostki o podobnych ekstremistycznych poglądach.
Mogą być czy są?
Są. Przynajmniej od zamachu w Bolonii w 1980 r., kiedy zginęło 85 osób, a rannych zostało ponad 200, widać, że na Zachodzie problemem są właśnie małe, ultraradykalne grupki działające na skraju większych radykalnie prawicowych ruchów. Groźne są nawet powiązane z radykalnym środowiskiem, ale działające na własną rękę jednostki, jak Breivik czy McVeigh, który w 1995 r. wysadził budynek rządowy w Oklahoma City zabijając 168 osób i raniąc blisko 700.
Masowa zbrodnia nie wymaga masowej struktury. Skrajna, rasistowska i antydemokratyczna prawica tak działa od lat. Ruchy głoszą radykalne hasła, a jednostki ultraradykalne wcielają je w życie.
Głoszą nieustannie, a wcielają jednak incydentalnie. Dlaczego?
To są fale.