Żołnierz Wolności, czyli „O Sławeczku” (Cenckiewiczku)
„Do Rzeczy” atak na Danutę Wałęsową
Gdy w najnowszym „Do Rzeczy" czytałem jego tekst „O Danuśce", czułem się, jakby czas cofnął mnie o epokę - do dni, kiedy najważniejszą gazetą był w Polsce „Żołnierz Wolności”, a wyważone na jego tle opinie głosiła „Trybuna Ludu".
Bluzg Cenckiewicza jest rodem z „Żołnierza Wolności”. Po przeczytaniu tekstu nie bardzo wiadomo, co w gruncie rzeczy Cenckiewicz chciał zarzucić Danucie Wałęsowej, jaki publiczny interes jego zdaniem naruszyła żona byłego prezydenta, czym zaszkodziła Polsce. Wiadomo tylko, że na samą myśl o niej autor dostaje szewskiej pasji i że gotów jest napisać cokolwiek, by ją czytelnikom zohydzić i zrobić jej przykrość. Dokładnie tak żołnierze wolności pastwili się nad ludźmi opozycji w ponurych latach 80.
Ponieważ Prezydentowej wiele zarzucić się nie da (poza tym, że się czesze i maluje paznokcie), logika „ŻW” pcha uwagę autora ku bliższym i dalszym krewnym, którzy to i owo mają lub mieli za uszami. Niech się wstydzi za ojca i brata. Może i ją da się wpisać w zło, które czynili, z którym nic wspólnego nie miała i od którego uciekła do Trójmiasta.
Jak „ŻW” dyskryminował ludzi z powodu ich pochodzenia burżuazyjnego, ziemiańskiego lub inteligenckiego, tak SC dyskryminuje Wałęsów z powodu pochodzenia - jak pisze - lumpenproletariackiego. Ale tego mu mało, dokleja więc stare i dobrze znane zarzuty wobec Wałęsy. Niech się w ich ogniu starsza pani smaży. Zarzućmy ją wszelkim podręcznym paskudztwem. Insynuacjami ubeków i komuchów na temat jej męża, złośliwościami na temat rodziny, przytykami do stroju. Na wzór najszczytniejszych osiągnięć ubeckiej propagandy od lat czterdziestych do osiemdziesiątych XX w.
Gdyby bohaterem takiego utworu był ktoś, kto Cenckiewicza szanuje i traktuje poważnie, to pewnie by się pochlastał. Mam nadzieję, że Danuta Wałęsa ma do niego zdrowy stosunek i się tym utworem nie przejmie. Ale bardzo mnie dziwi, że się tym utworem nie przejął redaktor Paweł Lisicki, którego nazwisko widnieje na winiecie. Bo Lisicki gra i nawet robi wrażenie kulturalnego, cywilizowanego, umiarkowanego. A jako redaktor naczelny bierze i ten utwór na swój redaktorski oraz ludzki rachunek. Mam nadzieję, że Lisickiego nie było w redakcji, kiedy tekst Cenkiewicza zsyłano do druku. W końcu są wakacje. Ale kiedy wróci do Polski lub przytomności, powinien się zastanowić, czy chce żeby jego nazwisko kojarzono z tego rodzaju siepactwem. W końcu jest to też nazwisko jego dzieci, które jacyś inni siepacze mogą kiedyś prześladować cytatami z twórczości „Sławeczka".