Uspokajamy autora „Rz”, podtrzymujemy naszą opinię sprzed czterech lat. Mamy do Platformy na pewno bardziej krytyczny stosunek niż niegdyś publicyści IV RP wobec Kaczyńskiego, kiedy ten był u władzy. Nie podzielamy choćby obecnego ostatnio patetycznego tonu w rodzaju: premier Tusk kandydował – świetnie, nie kandyduje – genialnie.
Opozycyjność wobec władzy oznacza patrzenie jej na ręce, szukanie niekonsekwencji i zaniedbań. Ale w żadnym przypadku nie oznacza automatycznego wspierania czy choćby nieczepiania się opozycyjnej partii. PiS z powodu przejścia do opozycji nie straciło żadnej ze swoich cech, za które przez lata krytykowaliśmy to ugrupowanie.
Wszystkie słowa i działania prezesa Kaczyńskiego oraz jego podwładnych nie pozostawiają żadnych wątpliwości, że ponowne rządy PiS byłyby jeszcze bardziej traumatyczne niż poprzednie. Poddając zatem dzisiaj PiS krytyce, w istocie oceniamy pretendentów do władzy, których powrót uważamy za szkodliwy dla demokratycznego systemu.
Rzeczywiście, traktujemy Platformę jako zaporę dla PiS, a jej błędy – jako koszty konieczne, aby nie mieć do czynienia z osiągnięciami PiS. Ten rachunek, jak oceniamy, jest wciąż zdecydowanie na plus. W przeciwieństwie do publicystów IV RP, którzy głęboko zaangażowali się w projekt „wzmożenia moralnego” w wersji PiS, my bronimy jedynie liberalnej demokracji, do której może się zapisać każdy, jeśli zechce.
Wystarczy odrzucić ideologiczne, insynuacyjne domniemanie winy oraz przyjąć, że wolność i godność jednostki to wartości niewymienialne. Tak na początek.