Poseł Arłukowicz nie pozwoliłby sobie na wtręty w rodzaju: to zaczynamy śledztwo, panie pośle, czy idziemy do domu? Nie zadano by kilkudziesięciu, może nawet kilkuset, zbędnych, niemądrych, powtarzanych w nieskończoność pytań.
Ale tak nie będzie, ponieważ członkowie komisji mają stać się gwiazdami, sami coś uzyskać i zwiększyć poparcie dla macierzystych ugrupowań. „Wassermann jak czołg” – wzrusza się komentator „Rzeczpospolitej”. Fryzury Beaty Kempy można nieustannie podziwiać na internetowych portalach. Wspomniany Arłukowicz był typowany na gwiazdora komisji, zanim rozpoczął pierwsze przesłuchanie, a teraz zachwyty rosną; można odnieść wrażenie, że jeszcze parę przesłuchań, a jak nic wygryzie Napieralskiego, przejmie SLD, a za pięć lat zostanie prezydentem.
Niemal każde pytanie do świadków ma skromną część właściwą i rozbudowaną część marketingową. Każdy śledczy dzierga własną karierę, własną narrację, nie przejmując się pytaniami innych. Poza tym udzielają wywiadów na lewo i prawo, a jak się okazuje, nawet kontaktują się z przyszłymi świadkami. Każda zaś próba zdyscyplinowania członków komisji jest uważana za polityczną opresję.
Obserwatorzy zastanawiają się po przesłuchaniach, jak wypadli świadkowie, jak wypadli śledczy, analizują grymasy twarzy i ruchy rąk, mniej dyskutując o tym, jak wypadła prawda. Może dlatego, że partyjne prawdy o sprawie hazardowej są już z grubsza ustalone. Powstanie kilka pięknych raportów, które pójdą w ruch w kampanii wyborczej. O nic innego nigdy nie chodziło.