[Tekst ukazał się w Tygodniku POLITYKA w grudniu 2007 r.]
Stryjowie Radosława Sikorskiego (44 l.) byli oficerami Ludowego Wojska Polskiego, stryj Edward nawet oficerem politycznym, skazanym na trzy lata za pobicie radzieckiego generała; stryja Klemensa wyrzucono z wojska w 1968 r., bo nie chciał wstąpić do partii. Dziś stryj ma 80 lat i nie ma ochoty opowiadać o bratanku z Bydgoszczy. Wujek Stefan, brat mamy, partyjną legitymację nosił do stanu wojennego, a wcześniej walczył w powstaniu wielkopolskim i w wojnie polsko-bolszewickiej. Na niej wojował też dziadek Franciszek Sikorski. Drugi – Kazimierz Paszkiewicz (przed wojną kierownik szkoły) ranny został w bitwie nad Bzurą w 1939 r. W rodzinie było też dwóch zasłużonych księży. Na plebanii w Inowrocławiu Radek spędził niejedne wakacje.
Rodzice ministra, dziś emeryci, pracowali w biurach projektów. Radek, jedynak, w gierkowskiej dekadzie objechał z nimi samochodem prawie wszystkie kraje socjalistyczne. Na niektórych wyjazdach można było zarobić. Minister z nostalgią wspomina te eskapady w wywiadzie-rzece „Strefa zdekomunizowana”, napisanej z Łukaszem Warzechą.
– Był aktywnym uczniem z pierwszej ławki – tak Sikorskiego zapamiętała Ładysława Łepek, matematyczka z liceum. – Bardzo kulturalny chłopiec – uważa Ewa Papużyńska, nauczycielka przysposobienia obronnego. Sikorski twierdzi, że jego rodziców do szkoły wzywano nie raz. – Antykomunizm wyssałem z mlekiem matki – deklaruje patetycznie. – Nienawidziłem okolicznościowych akademii i pierwszomajowych pochodów, na które obowiązkowo chodziła cała szkoła. Ja odmawiałem.
– Raz jednak był – wspomina Stefan Litewka, kolega z klasy – ale poszedł nie w garniturze, jak wymagano, ale w dżinsach i filcowym kapeluszu, co nie spodobało się Bladej Juli, naszej wychowawczyni.
Na polityczną edukację Radka wpływ miały rodzinne opowieści, słuchanie Radia Wolna Europa i lektura drugoobiegowej „Opinii”, organu Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela, redagowanego przez niepodległościowe środowisko, reprezentowane m.in. przez Leszka Moczulskiego, Andrzeja Czumę i Wojciecha Ziembińskiego. W 1979 r. Moczulski założył KPN i idee tej partii trafiły do głów paru kolegów Radka, z którymi w maturalnej klasie, już za czasów Solidarności, założył Związek Wyzwolenia Narodowego. W pierwszym numerze swojego biuletynu, „Orła Białego”, wydrukowali deklarację ideową KPN.
– Wiosną 1981 r. były wydarzenia bydgoskie, obok działa się historia i mało kto myślał o maturze – wspomina Litewka. – Pomagaliśmy rozlepiać ulotki, a w szkole powołaliśmy szkolny komitet strajkowy na wypadek, gdyby wybuchł ogólnopolski strajk. Radek został szefem komitetu i, jak wspomina matematyczka, biegał do siedziby związku, a to, co tam usłyszał, opowiadał przez szkolny radiowęzeł.
Sekretarzem bydgoskiego KW PZPR był wtedy Janusz Zemke, obecny poseł LiD. – Z meldunków wiedziałem, że mam silną opozycję w Wyższej Szkole Pedagogicznej, w oddziale związku plastyków, ale dopiero z wywiadu-rzeki ministra Sikorskiego, którego bardzo lubię, dowiedziałem się, że potężną opozycję miałem i w I LO.
Absolwent I LO, z tego samego roku co minister, mówi, że rozmawiał o komitecie z kolegami podczas ostatniego szkolnego zjazdu, na którym Sikorski wygłosił przemówienie. – Doszliśmy do wniosku, że w 1981 r. była głęboka konspiracja, a dziś jest nadmierna kreacja.
Angielski student
Sikorski uczniem był dobrym, a z angielskiego prymusem i laureatem ogólnopolskiej olimpiady. Przyznaje, że rodzice opłacali mu dobrego korepetytora.
– Nawet w dalszej rodzinie nie było tajemnicą, że marzeniem Radka jest zostać dziennikarzem światowego formatu i stąd ten angielski – wspomina Piotr Zientarski, senator PO z Koszalina, kuzyn mamy ministra. Sam Sikorski mówi, że chciał studiować anglistykę na UJ, a wcześniej przez parę miesięcy szlifować język w Anglii. Dostał turystyczny paszport, bo liceum ukończył rok wcześniej niż rówieśnicy i nie upominało się o niego wojsko.
– Gdzieś w końcu maja 1981 r. grupka chłopaków wciągnęła mnie do jakiegoś mieszkania – wspomina senator Jan Rulewski, wówczas szef bydgoskiej Solidarności. – Żegnali kolegę wyjeżdżającego do Anglii. Zapytałem, czy by nie zabrał trochę naszych znaczków i bibuły. Po paru tygodniach przekazał naszemu rzecznikowi w Londynie 60 funtów i bardzo przepraszał, że tylko za tyle znaczki udało mu się sprzedać. Nawet nie wiedziałem, że nazywa się Sikorski.
W Anglii Radek zamieszkał u znajomych babci, pracował w pubie i hotelowej recepcji. Już 6 października 1981 r., po sygnale z Polski, że SB interesuje się jego kolegami, wystąpił o azyl polityczny. We wniosku pisał o wyrzuconych z wojska stryjach, o swojej odmowie udziału w 1-majowych pochodach i działalności w KPN oraz w Ruchu Młodej Polski. Ujawnił nawet swój konspiracyjny pseudonim „Tomasz Nałęcz”. Pozytywną decyzję otrzymał w połowie 1982 r.
Podczas trzyletnich studiów na Oksfordzie (filozofia, nauki polityczne i ekonomia), na koszt angielskiego podatnika, nabierał angielskich manier i zyskał przyjaciół, którzy dziś liczą się na angielskiej scenie politycznej. Po studiach wyruszył jako korespondent wojenny do Afganistanu. Zrobił tam m.in. zdjęcie martwej Afganki z dziećmi, które w 1988 r. zdobyło prestiżową nagrodę World Press Photo. Był też korespondentem w Angoli.
Na temat jego pobytu w Afganistanie powstało wiele plotek. Czy walczył po stronie mudżahedinów przeciwko wojskom sowieckim? Potwierdza, że nosił tam broń, ale unika odpowiedzi na pytania, czy z niej do kogoś i z jakim skutkiem strzelał. Odsyła do napisanej wtedy książki „Prochy świętych – podróż do Heratu w czas wojny”. Przyznaje w niej, że z bojownikami jeździł na nocne patrole, podczas których można było wpaść w zasadzkę radzieckiego specnazu.
Wojennej reporterce jednak się nie poświęcił. Mówi, że tę prawdziwą, na serio, uprawiać można tylko do czasu, kiedy się nie ma rodziny. Gdy w 1989 r. zaczęła się łamać żelazna kurtyna, wrócił do Polski jako przedstawiciel medialnego koncernu Murdocha i współpracownik brytyjskich pism. Już tu, a właściwie podczas wspólnej wyprawy pod berliński mur poznał Anne Applebaum, amerykańską korespondentkę, przyszłą żonę i matkę ich synów: Aleksandra oraz Tadeusza.
Dziecko salonu
Sikorski obrusza się na pytanie, czy jest dzieckiem salonu Małgorzaty Bocheńskiej, wpływowej niegdyś telewizyjnej publicystki. Jej Salon 101, w mieszkaniu na Saskiej Kępie, na przełomie lat 90. miał być kuźnią nowych polskich elit. Ale Jan Parys, wówczas mąż Bocheńskiej, przyznaje, że właśnie na Saskiej poznał Sikorskiego. – Zjawił się któregoś dnia towarzysząc Anne Applebaum, znanej już zachodniej korespondentce, a potem pojawiali się razem. Miał zdecydowanie antykomunistyczne poglądy, obycie w anglosaskim świecie i choć był cywilem – wojenną afgańską przeszłość, czym wielu imponował. Kiedy premier Jan Olszewski zaoferował Parysowi w 1992 r. fotel ministra obrony, ten zaproponował Sikorskiego na swojego zastępcę. Nominacja miała symbolizować otwarcie na Zachód, a dla młodego pokolenia być sygnałem, że nowy rząd stawia na wykształconych młodych.
Sikorski w swoich wspomnieniach ujawnia, że Parys ze swoją propozycją zadzwonił w parę dni po jego 29 urodzinach. Rozmowę podsłuchały niechętne ministrowi jego własne służby i informację puściły do brytyjskiej prasy. Wywołało to furię w polskich mediach, bo niby z jakiej racji Zachód ustawia nam kadry.
Wiceministrem obrony był przez 100 dni. Czas ten wspomina jako ciężką walkę ze skomunizowaną generalicją i z nienaruszonymi przez solidarnościowy przełom wojskowymi służbami. Także jako ważny etap walki o Polskę w NATO oraz o to, by w ręce prezydenta Lecha Wałęsy nie dostała się broń atomowa. Wycofywano ją wtedy z Ukrainy do Rosji i parę osób chciało, by ładunki klasyczne w polskich rakietach operacyjno-taktycznych zastąpić atomowymi. Ministra Parysa parokrotnie wzywano do Belwederu, gdzie – jak opowiada – w wąskim gronie: Wałęsa, Wachowski (minister stanu), Wawrzyniak (ówczesny szef WSI) i ks. Cybula (prezydencki kapelan notujący każde słowo), domagano się od niego, by dał na to pieniądze. Jak długo mógł, zwlekał. Kiedy już nie mógł, Parys wysłał wiceministra Sikorskiego z wizytą do włoskiego sztabu generalnego, co było tylko pretekstem. Kulisy misji Sikorski ujawnił w książce „Strefa zdekomunizowana”. W Rzymie, poprzez o. Hejmę, skontaktował się z sekretarzem papieża ks. Dziwiszem, a ten zorganizował mu audiencję u Jana Pawła II. Po paru tygodniach Belweder o broni atomowej zapomniał.
– Tak jak znając Wałęsę mogę uwierzyć, że chciał tej broni, to nie wierzę w misję Radka u Ojca Świętego – powątpiewa Jan Rulewski.
– Ale jednak tam był – potwierdza Parys. – Zapomniał tylko napisać, że ja uruchomiłem jeszcze jedno źródło nacisku, ważnego zagranicznego polityka. I nie wiem, co przeważyło: interwencja papieża czy tego drugiego.
Po upadku rządu Jana Olszewskiego Sikorski zajął się odbudową dworu w Chobielinie. Z Anne założyli rodzinę. Pisał analizy do zagranicznej, a niekiedy i krajowej prasy. Były to pierwsze lata Internetu w Polsce i dzięki temu, siedząc na polskiej prowincji, uczestniczył w globalnej wymianie myśli. W archiwum dyskusyjnej listy Poland-L, na serwerze uniwersytetu w Buffalo, znaleźć można jego artykuły z pierwszej połowy lat 90., polemiki i zwykłą korespondencję o błahych niekiedy sprawach, choćby o sieciowej etykiecie.
Nie ukrywa prawicowych poglądów, wstępuje do Ruchu Odbudowy Polski. Ostro atakuje Wałęsę za upadek rządu Jana Olszewskiego. Toczy spory ze środowiskiem „Gazety Wyborczej”, które obwinia o klęskę prawicy w wyborach z 1993 r. Są i wątki osobiste, bo uważa, że to „GW” swoimi uwagami o jego podwójnym obywatelstwie, tajemniczych źródłach dochodów na studiach, podróżach i sponsorach, zasugerowała istnienie w jego życiorysie niejasnych, wręcz agenturalnych wątków.
Sporą miał potem satysfakcję, kiedy z IPN otrzymał dokumenty sprawy Bastard, założonej mu w ostatnich latach PRL przez wywiad MSW, oraz sprawy Szpak, prowadzonej przez WSI w niepodległej już Polsce. W poznaniu inspiratorów i wykonawców niektórych działań WSI podejmowanych przeciw niemu dopomógł mu także raport Antoniego Macierewicza z ich likwidacji. Ten sam, który przyczynił się do jego dymisji ze stanowiska ministra obrony.
Obie teczki opublikował w Internecie. Plusem było to, że ich zawartości nie będzie można wykorzystać w hakowej wojnie. Minusem – wyjście na jaw niektórych rodzinnych sekretów, choćby o krokach rozwodowych rodziców, mieszkających do dziś razem, czy o narzeczonej z oksfordzkich lat – brytyjskiej aktorce robiącej dziś karierę w Hollywood.
Panicz ze strefy
Od prawie 20 lat rodzina Sikorskich odbudowuje zrujnowany pod rządami PGR dwór w Chobielinie, w gminie Szubin. Wykupili go jeszcze jego rodzice u schyłku PRL, za 1200 dol., co było równowartością dwóch małych Fiatów. Młodzi i starzy Sikorscy od lat na remont dworu wydają wszystkie oszczędności. Ale po dokupieniu ziemi, wykopaniu stawu, uporządkowaniu parku i postawieniu ogrodzenia – w nadnoteckim krajobrazie pojawiła się piękna posiadłość, wyceniana przez ministra w jego oświadczeniach majątkowych na 6 mln zł.
Na początku sąsiedzi ponoć nawet wołali, że nowych panów spalą. Sołtys Stanisław Miniszewski tego nie pamięta: – Może wygłupiały się dzieci albo jakiś pijak. Z panem Sikorskim żyjemy dobrze, nikt mu nie zazdrości, bo widzieliśmy, że samo to mu nie przyszło. A paru od nas futruje mu daniele.
Sikorski na najbliższych sąsiadów nie narzeka i to nie z ich powodu ma zezwolenie na broń. W pobliżu, w Potulicach, jest ciężkie więzienie, gdzie, jak mówi, średnio siedzi stu morderców. Rzadko udziela się w lokalnych imprezach. Miejscowi zapamiętali, że raz był na gminnych dożynkach w Starym Jarużynie, trzy kilometry od dworu. Tańczył z paniami z Koła Gospodyń Wiejskich i wdał się w ostry spór z jakimś podpitym jegomościem.
– Też to pamiętam – przyznaje, choć od zdarzenia minęło 10 lat. – Było to w dniu pogrzebu księżnej Diany. Nie był to spór polityczny, ale o reputację księżnej i, co oczywiste, ja jej broniłem.
Przed posiadłością w Chobielinie stoi tablica z napisem „Strefa zdekomunizowana”, którą Sikorski osobiście wkopał po upadku rządu Olszewskiego. – Zapewniam, że w ogrodzeniu nie ma antykomunistycznych czujników – odpowiada Sikorski pytany, czy kiedykolwiek gościł kogoś z lewicy.
Chobielin leży na skraju gminy i zdecydowanie bliżej stąd do Nakła niż Szubina. Nakło nie ma burmistrza z SLD, jak Szubin. Ma też farę, w której Sikorski sponsorował renowację zabytkowego konfesjonału. – Z własnej kieszeni – potwierdza, ale kwota pozostaje tajemnicą. – No powiedz choć, że najwięcej kosztowała cię gruba poducha, na której tam klękasz. Tyle masz grzeszków, że chciałeś, by było ci wygodnie – podpowiada Piotr Paszkowski, rzecznik ministra i przyjaciel państwa Sikorskich od prawie 20 lat.
W 1997 r. Radosław startował z listy ROP w wyborach do Sejmu. Tuż przed jej rejestracją Sikorskiego, pierwszego na liście, zamieniono na radnego Szczotkę z Mogilna. Sikorski wtedy przepadł, ale pokazał swoje możliwości, bo na drugim miejscu zebrał cztery razy więcej głosów niż Szczotka. Od konfliktu przy rejestracji listy rozchodzą się drogi Sikorskiego i Macierewicza, wtedy szefa sztabu ROP.
Pod koniec 1997 r. Sikorski, dzięki poparciu Leszka Balcerowicza, został wiceministrem spraw zagranicznych u ministra Bronisława Geremka, a następnie u Władysława Bartoszewskiego. Podlegały mu konsulaty, polskie ośrodki kultury i stosunki z Trzecim Światem. Z obowiązków wywiązywał się dobrze i pod koniec rządów AWS nawet prezydent Aleksander Kwaśniewski widział go na stanowisku ambasadora RP w Brukseli.
Sprzeciwił się temu Włodzimierz Cimoszewicz, szef MSZ w nowym rządzie Leszka Millera, któremu nie spodobało się podwójne, polskie i brytyjskie, obywatelstwo Sikorskiego. (Ostatecznie Sikorski zrzekł się brytyjskiego obywatelstwa latem 2006 r.).
Nominacji ambasadorskiej Sikorski nie dostał, co uważane jest dziś za wielkie polityczne dla niego szczęście, bo zaoferowano mu pracę w Amerykańskim Instytucie Przedsiębiorczości w Waszyngtonie oraz stanowisko dyrektora wykonawczego Nowej Inicjatywy Atlantyckiej. Liczyły się nie tylko zarobki, ale okazja mocnego wejścia w świat amerykańskiej polityki i mediów. Dodatkową do tego okazją, już podczas pobytu w Waszyngtonie, było zdobycie przez Anne Applebaum w 2004 r. dziennikarskiego Oscara – Nagrody Pulitzera za książkę „Gułag”.
W 2005 r. Sikorski wraca do krajowej polityki. Wszedł do Senatu ze wsparciem PiS i do rządu Kazimierza Marcinkiewicza na stanowisko ministra obrony. Po 15 miesiącach złożył dymisję. Protestował przeciwko obecności Antoniego Macierewicza w MON i wojskowym kontrwywiadzie. Opowiadał się za likwidacją WSI, ale już nie za publikacją raportu z tej likwidacji, w którym ujawniono osobowe aktywa służb i szczegóły tajnych operacji prowadzonych w Afganistanie.
Na parę miesięcy zaszył się w Chobielinie, gdzie z Łukaszem Warzechą napisał „Strefę zdekomunizowaną”, która do końca poróżniła go z Kaczyńskimi; dla braci stał się zdrajcą. Przeszedł do zwycięskiego obozu Donalda Tuska, znów został ministrem, a wkrótce wstąpił do PO.
Rozczarowany tą polityczną woltą jest szkolny kolega Stefan Litewka. Cieszy się z niej Jan Rulewski, który Sikorskiego nazywa wychowankiem Solidarności. Sam jej ojciec, Lech Wałęsa, wykazuje rezerwę, podkreślając młody wiek i małe doświadczenie nowego szefa MSZ. Entuzjastą Sikorskiego jest Władysław Bartoszewski. Twardo za jego nominacją, mimo zarzutów ze strony braci Kaczyńskich – stał premier Donald Tusk.
Minister Tuska
Dziś rodzina Sikorskich mieszka w dużym mieszkaniu w Warszawie. Chobielin odwiedzają podczas weekendów i wakacji. Synowie chodzą do męskiej szkoły podstawowej. – Dziewczynki i chłopcy rozwijają w nieco innym tempie. Chłopcy potrzebują choćby więcej sportu i dlatego z Anną, trochę na wzór amerykański, zdecydowaliśmy się na męską szkołę. Nie mam też nic przeciwko szkolnym mundurkom – mówi Sikorski. Jego żona pracuje nad nową książką i ma swój cotygodniowy felieton w „Washington Post”. Unika komentowania polskich spraw, bo jej stanowisko zawsze by utożsamiano z poglądami męża, czy to ministra obrony, czy też spraw zagranicznych. Widać przecież, jak może zniszczyć polityczną karierę męża idąca podobną drogą jego żona.
– To partnerski związek, w którym każde z małżonków ma wyraźną ścieżkę kariery i z sukcesami nią podąża – uważa Piotr Paszkowski.
Niektórzy oceniając Radosława Sikorskiego, widzą w nim gładkiego pozera i krytykują nadmierny temperament. Bo niekiedy za szybko mówi to, co ma na języku, jak choćby po przejściu Nelly Rokity do obozu braci Kaczyńskich, że on po takiej wolcie żony wymieniłby w domu zamki.
– Nie zgadzam się z taką oceną – mówi Sikorski. – Ale proszę napisać, że będę się starał poprawić.