Niełatwo jest opisać Polskę Smoleńską. Ale nie dlatego, że zjawisko jest skomplikowane. Kłopot tkwi w nas. W silnie odczuwanej potrzebie jednoznacznego werdyktu. Albo stanowczego potępienia, albo pełnego poparcia. Zanim więc zaczniemy analizować zjawisko, pochylmy się nad źródłem naszych oczekiwań. Nad poplątaną logiką polskiego patriotyzmu.
Wszystko zaczęło się pod koniec XVIII w. Utrata niepodległości mocno nas wtedy i na długo podzieliła. Jedni chcieli bronić Polski szablą, drudzy pracą. Jedni się buntowali, drudzy kolaborowali. Każdą różnicę zdań uznawano za fundamentalną, co sprawiło, że temperatura polsko-polskich dyskusji często osiągała poziom, który dziś wyznacza Jarosław Kaczyński.
„Syfilis życia publicznego”, „polityczny bandytyzm” – tak Roman Dmowski opisywał PPS Józefa Piłsudskiego. A sławne słowa „jebał was pies!”, z czwartej zwrotki „Pierwszej Brygady”, skierowane były nie do zaborców, lecz do Polaków. „Skończyły się dni kołatania do waszych serc, jebał was pies!”. Z taką pieśnią na ustach Pierwsza Brygada Legionów szła po niepodległość.
To nie były ekscesy. To była norma. Nie tylko w polityce. To samo działo się w literaturze, w historiografii, w publicystyce. Polacy definiowali się nie poprzez konflikt z zaborcami, z okupantami, lecz poprzez konflikt w obrębie własnej wspólnoty. Patrioci kontra kosmopolici, Sarmaci kontra modernizatorzy, wierni kontra szydercy. Obie strony wierzyły, że toczą spór o narodowe istnienie. Ale to nie był spór o istnienie polskości, a tylko ekspresja polskości, która od dwóch wieków ujawnia się w rytuale podziału na dwa skłócone narody. W rytuale podziału na Polaków dobrych i Polaków złych.
Selekcja patriotów
Polski patriotyzm wyrażał się poprzez selekcję patriotów.