Zwolennicy mówią, że z testami jest jak z demokracją. Mają wady, ale nic lepszego nie wymyślono. To jedyny obiektywny pomiar wiedzy. System ocen jest ujednolicony, eliminuje wpływ sympatii czy antypatii oceniającego.
– Poza tym to sposób szybki i prosty. Także dla sprawdzających – mówi Urszula Sajewicz-Radtke, wykładająca psychologię rozwoju w Wyższej Szkole Psychologii Społecznej. – Ale na tym lista zalet testów się kończy. A lista wad jest poważniejsza. Ograniczają twórcze myślenie, nie promują samodzielności, tylko rozumowanie „pod klucz”. To zabójcze dla najzdolniejszych, oryginalnych, kreatywnych.
Łukasz Ługowski, polonista, twórca Młodzieżowego Ośrodka Socjoterapii Kąt, przytacza historię syna znajomych. Chłopiec był bardzo zdolny, chcieli go wcześniej posłać do szkoły. Musiał przejść test dojrzałości szkolnej. Nie przeszedł. Miał m.in. odpowiedzieć, co jest na obrazku. Na obrazku była ryba. Wnuczek ichtiologa był przekonany, że pytają go, czy to karaś, łosoś czy może szczupak, a rysunek nie przypominał niczego konkretnego. Fakt, że pytają go, czy to ryba, w ogóle nie przyszedł mu do głowy.
Olga, tegoroczna maturzystka z Warszawy, podczas egzaminu próbnego też nie mogła uwierzyć, że pytają, czy to ryba, czyli że w charakterystyce bohaterów chodzi o same banały. Niezła z polskiego, zaliczyła test na 50 proc. Jej kolega, który przez cały egzamin powtarzał sobie: piszę dla kretynów, piszę dla kretynów, wypadł dużo lepiej.
Egzaminy zewnętrzne zostały wprowadzone w Polsce w 1999 r. wraz z reformą systemu edukacji przez Mirosława Handke, ministra edukacji w rządzie Jerzego Buzka. Pierwsza matura nowego typu odbyła się w 2005 r.
Tegoroczny testo-festiwal rozpoczął na początku kwietnia test kompetencji, który pisało ok. 375 tys. uczniów kończących podstawówkę. Potem, pod koniec miesiąca, egzaminowani byli gimnazjaliści. 430 tys. uczniów pisało testy: humanistyczny, matematyczno-przyrodniczy i z języka obcego. Teraz matury: kolejne 400 tys. testowanych.
Otrzaskani z PISA-niem
Testowanie młodzieży szkolnej co roku kosztuje budżet państwa 200 mln zł, na co składa się utrzymanie Centralnej Komisji Egzaminacyjnej i Okręgowych Komisji Egzaminacyjnych; 50 mln zł przeznacza się dla 450 ekspertów piszących zadania. Komisja wybiera ich spośród doświadczonych nauczycieli szkolnych i akademickich. Za tymi wydatkami niekoniecznie idzie jakość. Zdarzyło się, że na maturze dla dorosłych Sławomir Mrożek zmienił się w Stanisława. Feralny był 2008 r. Za błędy w zadaniach z matematyki, WOS, fizyki, języka niemieckiego, stanowisko szefa CKE stracił Marek Legutko. W 2009 r. liczne niejasności dotyczyły matury z historii. Ostatnio pomyłek jest mniej, choć Anna Świątek, polonistka z LO im. Witkacego, w ubiegłorocznym teście maturalnym z polskiego doliczyła się 12 błędów interpunkcyjnych i językowych. Sprawdzający testy to nauczyciele po specjalistycznych kursach co najmniej mianowani oraz dyplomowani. Najpierw eksperci z OKE i CKE przeglądają część prac i ustalają styl oceniania. Potem do pracy przystępują egzaminatorzy. Gdy mają wątpliwości, porozumiewają się przez specjalną platformę internetową. Siedzą skoszarowani w szkołach. Trwa to długo, bo to czas koszmarnego spiętrzenia egzaminów. Poza tym są sygnały, że gdy nauczyciele dowiadują się wcześniej o ocenach ze sprawdzianów, podciągają uczniom oceny na koniec roku.
Za ogromny sukces polskiego systemu edukacji uznano ogłoszone niedawno wyniki testów PISA. To Międzynarodowa Ocena Umiejętności Uczniów, organizowana co kilka lat pod auspicjami OECD. Polskie nastolatki wypadły świetnie, powyżej średniej, zajmując piąte miejsce w Europie, jeśli chodzi o czytanie, siódme w naukach przyrodniczych i jedenaste w matematyce. Jednak sceptycy zastanawiają się, czy to efekt realnego wzrostu wiedzy i umiejętności, czy też otrzaskania z testami. Kiedyś Polacy wypadali słabiej, bo nie byli przyzwyczajeni do tej formy sprawdzianu. Dziś, tłukąc testy od IV klasy podstawówki, stali się w tej dziedzinie europejskimi ekspertami. Powodów do zachwytu jest mniej, gdy przyjrzeć się szczegółom wyników.
– Bardzo poprawiło się czytanie ze zrozumieniem, ale tam, gdzie trzeba samemu coś napisać, jest kiepsko – mówi Urszula Sajewicz-Radtke. – W części matematyczno-przyrodniczej dobrze idzie wyszukiwanie informacji, ale zastosowanie ich do rozwiązania problemu już znacznie gorzej. Słabo wypadają zadania, w których trzeba stawiać pytania badawcze. Widać, że polska szkoła nie uczy stawiania pytań, ale udzielania odpowiedzi. Gdy trzeba wyjść poza prosty schemat, zaczyna się problem.
Czytanie przyczyną groźnych chorób
A problem bierze się stąd, że polskie szkoły opanowała testomania. Najważniejszy jest wynik egzaminu końcowego przeliczony na punkty. Od tego zależy pozycja szkoły w rankingu i dalsze losy ucznia: do jakiej szkoły czy na jaką uczelnię się dostanie. Wielu nauczycieli, zamiast prowadzić normalne lekcje, miesiącami ćwiczy wypełnianie arkuszy egzaminacyjnych.
– Nauczyciel przypomina dziś trenera, który dostał zadanie: drużyna ma się utrzymać w lidze. Styl gry ma znaczenie całkowicie drugorzędne – mówi Łukasz Ługowski. – Uczenie się czegokolwiek ma sens o tyle, o ile pojawi się to na egzaminie i tylko w formie przewidzianej na egzaminie.
Nauczyciele przedmiotów ścisłych narzekają najmniej. Ich dziedziny stosunkowo łatwo poddają się testowej weryfikacji, choć niektórzy żałują, że ta forma nie pozwala w żaden sposób docenić pięknych błędów – rozumowań ciekawych, odkrywczych i świadczących o samodzielnym myśleniu, jednak prowadzących do błędnego wyniku. Gorzej z historią czy wiedzą o społeczeństwie. Zdarzały się nagłaśniane przez prasę przypadki, gdy uczniowie tracili punkty, bo zamiast sformułowania prezydent zarządza nowe wybory, użyli słowa ogłasza, albo pisząc o zaprzysiężeniu prezydenta, pominęli słowo nowo wybrany (żadnego innego zaprzysiąc się nie da). Najgłośniej słychać jednak protesty polonistów, dla których forma testu, nawet gdy występują w nim pytania otwarte, jest absurdem samym w sobie.
– Kilka lat temu zrezygnowałem z uczenia. Nie chcę brać w tym udziału – deklaruje Łukasz Ługowski. – Gdybym miał być uczciwy wobec uczniów, musiałbym im powiedzieć: nie czytajcie literatury. Lektury mogą być przyczyną wielu groźnych chorób. Żadne tam stowarzyszenia umarłych poetów. Uczcie się na pamięć życiorysów fikcyjnych postaci i nie myślcie za dużo. W jednym punkcie egzaminu może stać, że Słowacki wielkim poetą był, a w drugim, że jak zachwyca, skoro nie zachwyca. I niech wam do głowy nie przyjdzie dopatrywać się w tym jakichś sprzeczności. To jest „Ferdydurke” do kwadratu.
Piotr Laskowski, historyk, były dyrektor Wielokulturowego Liceum Humanistycznego im. Jacka Kuronia w Warszawie, wykazał, że nadmierna znajomość lektur może faktycznie zaszkodzić. W artykule „Matura z frazesów i konformizmu” („Gazeta Wyborcza” 7.05.2007 r.) przeanalizował zadanie, w którym słowa Żegoty z III części „Dziadów” należało uczynić punktem wyjścia do rozważań o męczeństwie polskiej młodzieży. Pisał: „Niestety autorzy zapomnieli, jak kończy się scena, którą ucięli na przypowieści Żegoty. Oto za moment Konrad wyśpiewa pieśń zemsty. Ta »pieśń pogańska«,»pieśń szatańska« wywołuje przerażenie jego więziennych towarzyszy. Krzyki: »dość«, »uspokój się«, zamykają scenę szaleńczego upojenia zemstą, której wampiryczny charakter ujawniła Maria Janion. Abiturienci znający całe „Dziady” (a nie daj Bóg, także szkice Janion) mogą albo zmierzyć się z całą sceną, uciekając od martyrologicznego frazesu, albo pójść za kłamliwą sugestią autorów matury – a zatem podjąć decyzję oportunistyczną, intelektualnie nieuczciwą, ale gwarantującą dobry wynik”.
Pudełko z papką
Całkowita kompromitacja testowej matury z polskiego dokonała się w 2008 r., gdy na prośbę „Dziennika” spróbowali ją zdać prof. Marcin Król i Antoni Libera. Oblali. Nie trafili w klucz ocen, który przewidywał, jakich słów dokładnie trzeba użyć, żeby zdobyć punkty. Wówczas wielu intelektualistów podpisało się pod apelem o zmianę sposobu oceniania. Klucz trochę poluzowano. Ocenie podlega zestaw myśli, a nie słów. Jednak według Piotra Laskowskiego nie zmienia to faktu, że matura nadal jest banalna i sztampowa. Przygotowanie do niej nie jest uczeniem bycia w kulturze, ale uklepywaniem uczniowskiej biomasy.
W „Kuroniu” przez dwa lata pozwalają sobie na intelektualne ekstrawagancje w rodzaju czytania „Braci Karamazow” w całości, lecz w III klasie zaczynają wałkować arkusze maturalne. Podobnie jest w dobrych gimnazjach. Dwa lata dyskusji i literackich poszukiwań, a potem przygotowanie psychiczne do spotkania z takimi zadaniami, jak na przykład: Uzasadnij, że Jan Paweł II po wyborze na papieża pozostał patriotą (to z tegorocznego egzaminu). I tłuczenie testów. W księgarniach można kupić materiały, które w tym pomagają. To już nawet nie są bryki. To pudełko zawierające fiszki, tzw. memokarty. Jego zawartość może dać pogląd na to, jak wygląda taki trening z testologii. Prowadzi się go coraz powszechniej w szkołach, pojawiła się też oferta korepetycji i kursów, poprawiających biegłość w konstruowaniu jedynie słusznych odpowiedzi.
Pudełko zawiera karteczki; na jednej stronie – pytanie, na odwrotnej – odpowiedź. Co jest tematem przytoczonego fragmentu (tu fragment wiersza Szymborskiej „Kot w pustym mieszkaniu”)? – Tematem przytoczonego fragmentu jest trudność w zaakceptowaniu sytuacji osamotnienia, opuszczenia, które dotyka kota (człowieka) po śmierci bliskiej osoby. Wyjaśnij, na czym polega tragizm Makbeta. Tragizm Makbeta polega na tym, iż ulegając żądzy władzy i namowom Lady Makbet, dokonuje zbrodni, która pociąga za sobą eskalację zła. Streść finał opowiadania „Wesele w Atomicach” Mrożka oraz przedstaw, jak go można interpretować. Na weselu w Atomicach dochodzi do kłótni między miejscowymi chłopami, jeden z nich – Smyg, używa broni atomowej. Awanturę pragnie zakończyć gospodarz, używając gazów bojowych. Utwór jest krytyką postępu technicznego i propagandy. Mrożek szczególnie podkreśla samotność człowieka. Jaki nastrój panuje w wierszu Staffa „Deszcz jesienny”? W wierszu panuje melancholijny, ponury nastrój późnej jesieni.
I tak przez całą literaturę, Biblii i mitów nie wyłączając. Przerobioną na papkę, która obrzydzi lekturę nawet najbardziej odpornym.
Zjedzony Makbet
Coraz bardziej narzekają wyższe uczelnie, które przyjmują kandydatów na podstawie liczby uzyskanych na maturze punktów. Młodzi ludzie mają skłonność do schematycznego myślenia i trzymania się jednej interpretacji, bo tego nauczyły ich klucze.
– Nie potrafią sami wyciągać wniosków. Od tego musimy zaczynać naukę na studiach i z roku na rok idzie to coraz ciężej – mówi Urszula Sajewicz-Radtke.
Wykładowcy alarmują, że nastąpiło tragiczne załamanie poziomu wiedzy ogólnej. I to też może być efekt testomanii. Katarzyna Sikora, nauczycielka matematyki w Zespole Szkół Ogólnokształcących nr 1 w Chorzowie oraz szefowa Katowicko-Częstochowskiego Oddziału Stowarzyszenia Nauczycieli Matematyki, opisuje, jak w jej szkole nowo przyjęci uczniowie piszą tzw. sprawdzian na wejściu.
– Wypada zazwyczaj fatalnie. Obserwujemy około 10-procentowy ubytek wiedzy w stosunku do wyniku zdobytego na egzaminie gimnazjalnym – mówi. – Na tak zły wynik wpływa przerwa wakacyjna, ale przede wszystkim uczenie pod testy. Nauczyciele z powodu braku czasu nie utrwalają materiału, więc wiedza wyparowuje.
Sama Sikora przez trzy godziny w tygodniu nie uczy pod testy, jedną zaś przeznacza na powtórki, czytaj – na rozwiązywanie zadań testowych. Uczniowie pracują z tablicami matematycznymi, jak na maturze. Nie bardzo rozumieją, co robią, ale mechanicznie uczą się to wykonywać.
Tempo, w jakim wyparowuje zdobywana w ten sposób wiedza, i kompromitujące luki, jakie to powoduje, od kilku miesięcy obnażają trzej studenci z Gdańska, którzy prowadzą wideobloga „MaturaToBzdura.TV”.
Podczas sond ulicznych testują swoich rówieśników, którzy maturę zdawali całkiem niedawno. Inteligentnie wyglądający młodzi ludzie próbują odpowiedzieć na proste pytania z różnych dziedzin. Czym się różni prosta od odcinka (niczym), jak się kończy Makbet (wszyscy zostali zjedzeni), ile komór ma serce (osiem), co jest stolicą Francji (Luwr), a Wielkiej Brytanii (aleś mnie zagiął, byłem noga z geografii), co Prometeusz ukradł bogom (patelnię – to po podpowiedziach pytającego, że było to coś gorącego, czym się można poparzyć), co oznacza H w symbolu H2O (chlor), jak się nazywał główny bohater „Dziadów” (Konrad – Wiesław).
Adam Drzewicki, pomysłodawca wideobloga, w przerwie przygotowań do sesji oglądał podobną sondę przeprowadzoną wśród Amerykanów. Podśmiewał się z wyższością z ich niewiedzy, a potem dla żartu zadał te pytania znajomym. Sporo miało kłopoty z odpowiedziami.
– Mimo wszystko skala zjawiska mnie zaskoczyła – deklaruje. – Podczas każdej sondy przepytujemy 8–9 osób. Średnio trzy mówią w miarę do rzeczy. Z całą pewnością jest coś nie tak z naszym systemem nauczania.
Upupienie permanentne
Co do tego panuje akurat niemal pełna zgoda. Różnice dotyczą rozwiązań. Łukasz Ługowski jest radykalny. Maturę należy zlikwidować. Nie dość, że paraliżuje ona działanie szkoły, która żyje niemal permanentnym stanem przedtestowym, to jeszcze nie wiąże się z żadnymi uprawnieniami. Wykształcenie średnie ma każdy absolwent liceum czy technikum. Potrzebna jest wyłącznie do podjęcia studiów wyższych. A skoro uczelnie tak narzekają na poziom maturzystów, niech wrócą do egzaminów wstępnych i dobierają studentów na podstawie predyspozycji do danego kierunku, a nie liczby wystandaryzowanych punktów. To samo mówi o testach gimnazjalnych. Niech licea wrócą do własnych egzaminów wstępnych.
Niektóre szkoły i uczelnie to robią. Omijają punktowe algorytmy przyjęć poprzez rozmowy kwalifikacyjne. Egzaminatorzy przyznają, że kandydaci, którzy mają słabe wyniki z testów, potrafią się podczas takiej rozmowy całkiem nieźle obronić. Rozmowa, jako forma otwarta, pozwala ocenić inteligencję społeczną, osobowość, styl myślenia, lepiej niż test. Ale testy też mogą być inteligentne. Dobre szkoły, gimnazja i licea tworzą własne testy, by wyłowić najciekawszych kandydatów. Przykładowe zadanie: podany jest fragment tekstu w wymyślonym języku, do którego, według podanych reguł gramatycznych, trzeba dopisać dwa zdania. Na maturę to jednak przełożyć się nie da. Jej problemem jest masowość. Poziom podstawowy z polskiego pisze ok. 80 proc. rocznika. W tym roku to prawie 400 tys. uczniów.
– Może zamiast testu z polskiego esej pisany przez ostatnich kilka miesięcy szkoły i broniony potem na wzór pracy magisterskiej? – zastanawia się Piotr Laskowski. Sam przyznaje jednak, że to propozycja niezbyt realna, bo standaryzacja, mierzalność i porównywalność egzaminów to proces ogólnoeuropejski.
– Każda krytyka egzaminów zewnętrznych jest słuszna pod warunkiem, że nie woła się o powrót do tego, co było za czasów PRL, że nie powtarza się: przyszedł minister Handke i wszystko popsuł testami. Testowanie jest konieczne, bo motywuje do pracy dzieci i nauczycieli – mówi prof. Krzysztof Konarzewski, były szef CKE. Ale i on widzi problem. – Obecnie standaryzacja polega wyłącznie na tym, żeby średnia arytmetyczna wyników tegorocznego testu była taka sama jak średnia w ubiegłym roku. Tworzy się w ten sposób złudne wrażenie, że co roku mamy ten sam poziom edukacji. Tymczasem nie wiemy, czy poziom się polepsza, czy pogarsza.
Gdyby na testach po gimnazjum średni wynik wyniósł 24 punkty zamiast 26, do którego społeczeństwo się przyzwyczaiło, znaczyłoby to tylko tyle, że testy nie były „wystandaryzowane”. Opinia publiczna zaś podniosłaby lament, że spada poziom.
– Testomania stała się gigantycznym problemem polskiej szkoły – przyznaje Mirosław Sawicki, wicedyrektor CKE. – Nakręcają ją również media, drukując rankingi i arkusze próbnych egzaminów. Mamy też świadomość, że formuła egzaminów jest zbyt stereotypowa. Trwają prace nad nową, bardziej otwartą.
Mirosław Sawicki nie chce jeszcze mówić o szczegółach. Nowa matura ma wejść w życie w 2015 r. Na razie nasz system edukacji pasuje do fiszki z pudełka gimnazjalisty: Określ, jaka jest szkoła opisana przez Gombrowicza. Szkoła opisana w „Ferdydurke” jest bardzo konserwatywna. Nakazuje powtarzanie i powielanie myślowych schematów bez zrozumienia. Upupia więc ucznia, czyli utrzymuje go w stanie umysłowej niedojrzałości.
współpraca Paweł Polowczyk, publicysta magazynu „EduFakty”