Bernard Ch., 21-letni bezrobotny ze Szczytna, miał pomysł, ale i wiedział, jak to zrobić. W Internecie znalazł firmę SP, świadczącą usługi lotnicze vipom. Zachęcało hasło reklamowe: „Call and Fly”, czyli „Dzwoń i leć”. Zadzwonił.
– Musiał dobrze znać specyfikę rynku takich usług – powiada Paweł Ch., operations manager w SP, prosząc o niewymienianie nazwy firmy i jego nazwiska.
Na skan
Bernard Ch. wiedział na przykład, że oprócz odrzutowca może sobie zamówić konsjerżkę, a więc w tym przypadku asystentkę – opiekunkę i tłumaczkę. Z kartą płatniczą, którą będzie pokrywała wszelkie wydatki vipa. – W tym nie było niczego nadzwyczajnego – twierdzi operations manager. – To raczej norma.
Biznesmeni żądają takiej usługi, żeby ich prywatne zakupy nie figurowały w rozliczeniach bankowych. Fakturę „pilna podróż służbowa” można wrzucić w koszty firmy. Szczegółowe pozycje wyciągu bankowego – kolacja dla dwojga z butelką szampana za tysiąc euro czy zakup u Diora damskiej kreacji, której żona nigdy nie dostała – mogłyby wzbudzić jej podejrzliwość.
Przelot śmigłowcem z Olsztyna do Warszawy, potem odrzutowcem do Paryża, Amsterdamu i z powrotem do Warszawy, hotele, restauracje, zakupy, limuzyny oraz usługi asystentki (5 tys. zł za dobę) wyceniono wstępnie na 120 tys. zł. – Przeleję 150 tys., żeby była rezerwa – oświadczył VIP ze Szczytna. Po kwadransie przyszło potwierdzenie przelewu elektronicznego. Księgowa SP zadzwoniła do infolinii banku, ale dowiedziała się, że przelewu nie można potwierdzić. W sobotę i niedzielę banki są zamknięte. W tej sytuacji Bernard Ch. zaoferował pomoc. On i jego rodzina tyle znaczą w Szczytnie, że dziewczyny z banku otworzą placówkę i podstemplują mu potwierdzenie przelewu.