Kraj

Pęknięty autoportret

Obraz Polaka - malkontenta

Otwarcie centrum handlowego Galeria Alfa w Białymstoku Otwarcie centrum handlowego Galeria Alfa w Białymstoku Marcin Onufryjuk / Agencja Gazeta
Z wielu badań opinii wyłania się obraz Polaków jako neurotycznej społeczności, która sama nie bardzo wie, co o sobie myśleć.
Kibice na stadionie w Bydgoszczy podczas meczu Polska - GrecjaArkadiusz Wojtasiewicz/Agencja Gazeta Kibice na stadionie w Bydgoszczy podczas meczu Polska - Grecja
Flagi na jednym z warszawskich bloków. 3 września 2009 r.Krzysztof Miller/Agencja Gazeta Flagi na jednym z warszawskich bloków. 3 września 2009 r.

Lubimy źle mówić o sobie. Sami pielęgnujemy te czarne mity: Polak pijak, antysemita, złodziej, dewot i leser. Gdzieś w głębi duszy jesteśmy przekonani, że nic się nie uda. Nie może się udać; bo tutaj jest, jak jest, bo taki już nasz narodowy charakter, bo złośliwe krasnoludki ciągle sikają nam do mleka. Brak pewności siebie przeradza się w nieufność do obcych i przekonanie, że wszyscy chcą nas wykorzystać. Bardzo chcemy, by świat nas docenił, ale gdy chwali, nie wierzymy. Jesteśmy drażliwi na punkcie narodowej dumy, ale uwielbiamy samobiczować się negatywnymi porównaniami.

To nie jest tylko kwestia stylu. Pogląd na samych siebie, co w socjologii nazywa się autostereotypem, ma bezpośredni wpływ na to, jak radzimy sobie z rzeczywistością. Dowodzi tego choćby przeprowadzone niedawno badanie Azjatek, które skonfrontowano z dwoma stereotypami: kobiety są słabsze w wykonywaniu zadań matematycznych i Azjaci są matematycznie uzdolnieni. W zależności od tego, czy badanym przypominano, że są kobietami, czy że są Azjatkami, zaniżały bądź zawyżały swoje szanse. Niestety to działa.

Państwo to nie ja

W rankingu dumy narodowej, prowadzonym przez National Opinion Research Center (Uniwersytet Chicago), Polacy znaleźli się na 29 miejscu, po Wenezueli, RPA, po Węgrach, Słoweńcach, Rosjanach czy Czechach. Właściwie wyszło, że wolelibyśmy być obywatelami jakiegoś innego kraju i często wolimy ukryć, skąd pochodzimy. W tegorocznym brytyjskim raporcie New Economics Foundation, w którym przebadano 40 tys. mieszkańców 22 europejskich krajów, Polacy wypadli jako jeden z najbardziej pesymistycznych narodów Europy. Pytani o odczucia na temat sfery publicznej i prywatnej, wylądowali na końcu europejskiej stawki. Z drugiej strony, gdy CBOS pyta, z czego są zadowoleni, 94 proc. mówi, że z dzieci, 85 proc. – z małżeństwa, 76 proc. – z miejsca zamieszkania, a 59 proc. – z pracy.

Co kilka lat CBOS przeprowadza także badania pod hasłem „Typowy Polak i Europejczyk – podobieństwa i różnice”. Dół wizerunkowy przeżyliśmy w 2001 r. Kilka lat później to się trochę odbiło, ale mniemanie o sobie nadal mamy niskie. Oceniamy siebie jako zagubionych, niepewnych siebie, mniej wykształconych i kulturalnych niż Europejczycy, mniej zaradnych i mniej oszczędnych, mniej życzliwych, mniej otwartych na innych, mniej uczciwych. Na przestrzeni lat największe różnice dotyczą pytań o to, czy Polak dobrze pracuje i szanuje pracę. Ciągle dajemy tu przewagę Europejczykom, ale już naprawdę niewielką. W tym samym czasie pytani wprost (TNS OBOP 2005 r.), czy do pracy należy przywiązywać większą wagę niż do czasu wolnego (71 proc. odpowiada – tak), wychodzimy na mistrzów pracoholizmu, bijąc na głowę nie tylko wyluzowanych Holendrów czy Brytyjczyków, ale nawet Niemców.

W tym samym badaniu z 2007 r. autorstwa Piotra Radkiewicza i Krystyny Skarżyńskiej prawie 70 proc. Polaków deklaruje zadowolenie z życia, a jednocześnie 90 proc. twierdzi, że powinno się być czujnym, bo ktoś nas może oszukać, 84 proc. jest przekonanych, że jest w naszym społeczeństwie wiele osób, które mogą zaatakować kogoś bez powodu, ze zwykłej podłości. Ponad 60 proc. zgadza się z tezą, że z roku na rok mniej jest ludzi naprawdę godnych szacunku, a coraz więcej takich, którzy nie mają za grosz moralności i są zagrożeniem dla wszystkich naokoło. Wygląda na to, że bardzo dobrze żyje nam się w piekle. Skąd ta schizofrenia?

Według prof. Krystyny Skarżyńskiej to nie jest kwestia negatywnego, ale pękniętego autowizerunku.

Ludzie myślą o sobie w kategoriach pozytywnych, mają poczucie sukcesu, skuteczności; mówią: moja rodzina radzi sobie dobrze, ja potrafię, ale inni są nieuczciwi, niemoralni, leniwi, oszukują – tłumaczy. – Ja jestem w porządku, ale inni nie. A już zwłaszcza negatywnie myślimy o przedstawicielach państwowych instytucji i urzędów. Ciągle traktujemy państwo jako obce, nie nasze. Tak jakbyśmy to nie my wybierali rządzących w demokratycznych wyborach.

Syndrom nieufności

Uwierzyliśmy w siebie, ale nie w innych. O innych myśli się dobrze, kiedy się im ufa. Tak więc w centrum problemu tkwi kwestia społecznego zaufania, przypomnijmy – jednego z najniższych w Europie. Nieufność paraliżująca wspólnotowe działania i życie obywatelskie. Ale ponieważ od lat mówi się o tym i pisze, odmieniając termin „zaufanie” przez wszystkie przypadki, coś drgnęło. Od kilku lat poziom społecznego zaufania Polaków rośnie. W porównaniu z 2005 r. procent respondentów odpowiadających twierdząco na pytanie, czy większości ludzi można ufać, zwiększył się z 20 do 28. I jak tak dalej pójdzie, za kilka lat możemy osiągnąć poziom z 1989 r., kiedy wynosił on 35 proc. Problem w tym, że rośnie powoli i nadal jest bardzo niski. Według prof. Skarżyńskiej nie można całej winy w tej kwestii zrzucać na PRL, ale ponieważ zjawisko to dotyczy większości postkomunistycznych krajów, coś jest na rzeczy.

Brak zaufania, poczucia kontroli, bezradność, to część objawów PTSD, czyli syndromu stresu pourazowego – tłumaczy. – A czymś takim dla wielu Polaków była transformacja. Poziom obaw był wówczas maksymalny, a zagrożenia upatrywano we wszystkim: krucha demokracja, raczkujący kapitalizm i przekonanie, że nikt nam nie pomoże. Doznany szok transformacji, poczucie niesprawiedliwości, że „nie tak miało być”, przekłada się na poczucie krzywdy, zawiedzione zaufanie i ta martyrologiczna postawa była w Polsce bardzo silna. Ale i to się zmienia.

Zdaniem prof. Skarżyńskiej niskie zaufanie i nie najlepszy grupowy Polaków obraz własny mają jednak bardziej złożone przyczyny. Pierwszy czynnik to kolejne zawody ze strony władzy i autorytetów. Tam, gdzie wybuchają afery, takie jak Watergate czy Rywina, spada społeczne zaufanie, a pokolenie, które dojrzewa w tej atmosferze, wykazuje mniejszą ufność, która odbudowuje się bardzo powoli.

Czynnik drugi to struktura społeczna. Tam, gdzie rozpiętości dochodowe są duże, tworzy się zatomizowane społeczeństwo, żyjące w izolowanych grupach, w światach zamkniętych osiedli. To sprzyja nieufności, rośnie liczba stereotypów, łatwo uruchamiają się negatywne sądy o innych i nie ma jak ich zweryfikować, bo nie ma kontaktów. Międzygrupowe mury są u nas bardzo wysokie.

Wreszcie czynnik trzeci – autorytarne wychowanie, które niesie przekaz, że światem rządzi siła, ludzie dzielą się na mocnych i słabych, a ufać można tylko najbliższym. Skutkiem tego jest niechęć do zagłębiania się we własne stany psychiczne i poznawania innych ludzi, wnikania w ich motywy, potrzeby, bo jest to postrzegane jako słabość. Autorytaryzm w polskim modelu wychowania produkuje ludzi zamkniętych w wąskim kręgu rodziny, zajętych swoimi sprawami, nastawionych na konfrontację, a nie na współpracę.

Przeczytaj, co o nas sądzą cudzoziemcy

Polak kontra Polak

Cała współczesna psychologia przekonuje, że podstawową potrzebą człowieka jest potrzeba pozytywnej samooceny i postrzegania siebie w korzystnym świetle. I tu ujawnia się kolejny polski paradoks. W międzynarodowym sondażu społecznym ISSP, przeprowadzonym w 21 krajach, Polacy znaleźli się wśród sześciu nacji o najniższym poziomie dumy z własnych osiągnięć. Jednocześnie, gdy chodzi o poziom nacjonalizmu i faworyzowania własnego narodu, znaleźliśmy się w górnej szóstce. Jest to zupełnie niezgodne z przewidywaniami teorii tożsamości społecznej. Silna identyfikacja z narodem to niemal synonim jego pozytywnej oceny. Wszędzie, tylko nie u nas.

To się ujawniło już w połowie lat 90., gdy przeprowadzono badania wśród studentów polskich i holenderskich. Polscy studenci wymieniali więcej negatywnych (63 proc.) niż pozytywnych (36 proc.) cech typowego Polaka. U Holendrów wynik był dokładnie odwrotny. Zarazem polscy studenci wykazywali znacznie wyższą identyfikację narodową w porównaniu z Holendrami, którzy bardziej pozytywnie oceniali swoją narodowość, ale byli z nią mniej związani. Prowadzone w kolejnych latach badania przynosiły podobne wyniki. Najszerzej zakrojone przeprowadził kilka lat temu zespół pod kierunkiem prof. Ireneusza Krzemińskiego. Badacze chcieli ustalić, jakie czynniki sprzyjają negatywnemu autostereotypowi. Licealiści i studenci postrzegają typowego Polaka zdecydowanie źle, w grupie wiekowej 25–39 lat autostereotyp był bliski wartości zerowej, a wśród badanych w wieku 40–59 lat nawet pozytywny, aby u ludzi po 60 znów zadołować. Druga zależność to wykształcenie: średnie i wyższe wiąże się z negatywnym autostereotypem, podstawowe i zawodowe – z pozytywnym. Trzecia – miejsce zamieszkania: badani z dużych miast postrzegali typowego Polaka najgorzej, ze średnich – nieco lepiej, ale nadal źle, z małych miasteczek i wsi – pozytywnie.

Ten pesymizm młodych, wykształconych z wielkich miast można tłumaczyć wyższym poziomem krytycyzmu, wyższymi aspiracjami. Nieobciążeni doświadczeniem poprzedniego systemu przymierzają współczesną Polskę nie do PRL, ale do zachodniego świata, który coraz lepiej znają. Dr Michał Bilewicz, jeden ze współautorów badań, wymienia jeszcze jeden powód.

Dla młodych negatywny autostereotyp to sposób na psychologiczne odcięcie się od swojej grupy narodowej. Wyjeżdżają za granicę, pracują tam, studiują i czują się bardziej związani ze swoimi europejskimi rówieśnikami niż ze starszymi pokoleniami Polaków. Mówiąc „Polacy” nie myślą o sobie, ale o całej tej anachronicznej ideologii narodu, którą wpajano im w szkole, o której słyszeli od starszych pokoleń i od polityków. Może gdyby szkoła zamiast tego wyrabiała w nich raczej marzenie o „Polsce słabej”, a nie Chrystusie narodów, łatwiej by ją zaakceptowali – mówi.

Jakkolwiek tłumaczyć fakt, że Polacy nie mają o sobie dobrego mniemania, musi on skutkować potężnym kompleksem niższości. Ale okazuje się, że i to ma swoją jasną stronę. Michał Bilewicz przeprowadził wiele eksperymentów dotyczących reakcji na zagrożenia statusu grupy własnej (ich rezultaty przedstawia w książce „Być gorszymi”). Wynika z nich, że w kulturach o tradycyjnie negatywnym stereotypie informacje naruszające wizerunek grupy własnej nie są odbierane jako zagrażające psychologicznie. W tej sytuacji badani byli mniej skłonni do faworyzowania swoich kosztem obcych, stawali się mniej uprzedzeni, skłonni dostrzegać bliskość i podobieństwo do ofiar działania własnej grupy (w badaniu pojawił się wątek Jedwabnego). Wniosek: brak pozytywnego autostereotypu uodparnia na zagrożenia statusu grupy własnej i sprzyja identyfikacji z innymi ludźmi.

Przekłuty balon

Inna rzecz, że przedmiotem badania byli studenci, a więc ci krytyczni, młodzi, wykształceni, z wielkich miast. Ale coś jest na rzeczy. Dyskusje o Jedwabnem czy o wypędzonych dobrze nam zrobiły. Z badań robionych w połowie lat 90. wynikało, że większość Polaków ma poczucie krzywdy; krzywdzili nas wszyscy: Niemcy, Rosjanie, Żydzi, komuniści i kapitaliści. Wręcz rywalizowaliśmy z Żydami, kto bardziej ucierpiał. Gdy podobne badania przeprowadzono po sprawie Jedwabnego, okazało się, że poczucie krzywdy zmalało. Było w tej debacie wiele reakcji histerycznych, wypierających, wręcz agresywnych, ale – może nawet podświadomie – zapisał się przekaz: inni też cierpieli, co więcej, cierpieli przez nas. Balon krzywd został przekłuty, choć pewnie nie do końca uszło z niego powietrze. Jesteśmy coraz bardziej pragmatyczni i coraz lepiej rozumiemy, że cierpiętnictwo przechodzące w roszczeniowość świata nie wzruszy.

Są dwa typy patriotyzmu. Symboliczny, przywiązujący wagę do przeszłości, czyli groby, pomniki, śpiewy, martyrologia, i instrumentalny, w którym liczy się duma z osiągnięć własnego państwa – tłumaczy prof. Skarżyńska. – Niemcy na przykład mają bardzo niski patriotyzm symboliczny i wysoki instrumentalny. Ten symboliczny jest łatwiejszy, cechuje ludzi mniej wykształconych. Dominował w Polsce, ale mam wrażenie, że to się właśnie zmienia. Nadal lubimy się powzruszać podczas rocznic i pośpiewać ładne piosenki, ale już połowa Polaków uznaje, że pieniądze na narodowe pomniki można by wydać w bardziej pożyteczny sposób.

Powoli przymierzamy się, żeby stary, kiczowaty autoportret odstawić na strych, ale nowy jest dopiero w fazie szkicu. Portretowani pojedynczo mamy poczucie sukcesu, kontroli nad własnym życiem, doceniamy własne osiągnięcia. Na portrecie grupowym jednak nadal nie wychodzimy najlepiej. Jednak coraz częściej pojawiają się na nim takie cechy jak pracowitość, sumienność, ambicja. Ale na wszelki wypadek, żeby nie zapeszyć, wolimy ponarzekać, niż przyznać, że przez te 20 lat sporo jednak wyszło. I że kryzys nam się nie udał. Przynajmniej na razie.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Świat

Ukraina przegrywa wojnę na trzech frontach, czwarty nadchodzi. Jak długo tak się jeszcze da

Sytuacja Ukrainy przed trzecią zimą wojny rysuje się znacznie gorzej niż przed pierwszą i drugą. Na porażki w obronie przed napierającą Rosją nakłada się brak zdecydowania Zachodu.

Marek Świerczyński, Polityka Insight
04.11.2024
Reklama