W piątek Kasprowiak zakomunikował władzom Funduszu, że pieniędzy nie ma, bo zwołana przez Leppera konferencja uniemożliwiła mu zaciągnięcie kredytu bankowego. Po południu usiłowaliśmy telefonicznie umówić się z nim na spotkanie. Odmówił. Twierdził, że idzie do szpitala i nie wiadomo, kiedy wyjdzie. Żalił się tylko: – Jak ktoś w naszym kraju ma od Boga dar przedsiębiorczości, od razu jest tępiony.
Fundusz Składkowy KRUS powstał 10 lat temu. KRUS przekazuje mu pieniądze ze składek rolników na ubezpieczenie wypadkowe, chorobowe i macierzyńskie. Zgodnie z prawem Fundusz ma tylko nimi zarządzać i pomnażać je (wypłaty ubezpieczeń prowadzi już znowu sam KRUS). Do niedawna dziesiątą część swoich środków mógł inwestować w tzw. dłużne papiery komercyjne, czyli obligacje i weksle spółek. Tak się składa, że lokował je głównie w papierach należącej do Andrzeja Kasprowiaka Spółki Budowlano-Mieszkaniowej Euro-City. W lipcu 2004 r. Fundusz kupił obligacje Euro-City serii A i B. Za obligacje serii A zapłacił prawie 10 mln zł. Miały one zostać wykupione przez Euro-City po dwóch latach. Obligacje serii B kosztowały Fundusz niemal 7 mln zł. Te miały zostać wykupione po roku. Na obu seriach FS KRUS miał zarobić ponad 2 mln zł.
Jednak zanim spółka wykupiła obligacje, Fundusz dokonał kolejnej inwestycji w jej papiery dłużne. W lutym 2005 r. kupił 4 weksle Euro-City, płacąc za nie blisko 30 mln zł. Dopiero po tej transakcji spółka Kasprowiaka odkupiła od Funduszu wystawione wcześniej obligacje (upraszczając: spłaciła dług wobec Funduszu jego własnymi pieniędzmi). Weksle miała wykupić do 2 lutego br. za 36 mln zł. Dotychczas udało jej się spłacić zaledwie 3 mln zł.
Decyzje w sprawie tych inwestycji podejmował jednoosobowo Jan Kopczyk, ówczesny prezes KRUS, a zarazem szef Funduszu Składkowego KRUS (w latach 1993–97 poseł Polskiego Stronnictwa Ludowego, w 2001 r. desygnowany przez tę partię na wiceministra zdrowia w rządzie Leszka Millera).
Obecne władze Funduszu twierdzą, że nie ma żadnych śladów wskazujących na to, by przed zakupem obligacji i weksli ktokolwiek z ówczesnych pracowników tej instytucji robił rozeznanie, w jakie spółki warto inwestować, a także by ktokolwiek w jakikolwiek sposób sprawdzał wiarygodność Euro-City. Tymczasem wystarczy zajrzeć do akt rejestrowych spółki, by nabrać w tej sprawie poważnych wątpliwości.
Swoją siedzibę Euro-City ma w mieszkaniu Andrzeja Kasprowiaka. Jej kapitał wprawdzie wynosi ponad 2 mln zł, ale tylko 4 tys. z tej kwoty zostały wpłacone gotówką. Reszta miała zostać pokryta pieniędzmi, które była winna Kasprowiakowi moskiewska spółka ASIS za przygotowanie opracowania na temat zasad prowadzenia działalności gospodarczej w Polsce. Umowa na opracowanie ekspertyzy została podpisana w 1996 r. Stawka w wysokości 2 mln zł za jej sporządzenie wydaje się szokująca nawet dzisiaj – tym bardziej że, jak pisała kiedyś „Rzeczpospolita”, Kasprowiak jest z zawodu lotnikiem, a nie doradcą inwestycyjnym. W aktach rejestrowych Euro-City nie ma informacji, czy kwota ta kiedykolwiek wpłynęła na konto firmy.
Znaleźć tam można natomiast wiele pism wierzycieli tej i innych spółek Kasprowiaka, którzy poszukują informacji o jego aktualnej działalności. Wśród nich pismo prawników Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Katowicach, której biznesmen, zgodnie z wyrokiem Sądu Rejonowego w Katowicach z 1999 r., musi zapłacić 10 mln zł i kilkanaście milionów złotych odsetek od tej kwoty. – Andrzej Kasprowiak był większościowym akcjonariuszem sprywatyzowanych zakładów Opolski Przemysł Drzewny Opdrew, której Lasy Państwowe dostarczały drewno. To było ogromne przedsiębiorstwo – kilkanaście tartaków. Kasprowiak twierdził, że zamierza w nie inwestować, ale zamiast tego wyprzedał co bardziej atrakcyjne składniki majątku. W 2001 r. ogłoszono upadłość Opdrewu, a wierzyciele zostali na lodzie – relacjonuje Marek Kisler, prawnik reprezentujący interesy katowickiej RDLP. Prokuratura wszczęła wówczas postępowanie w sprawie nadużyć finansowych w spółce, działania na szkodę wierzycieli i fałszerstw dokumentów, których miały dokonać władze firmy. Toczy się ono do dziś. Pismo prokuratury w tej sprawie również znajduje się w aktach rejestrowych Euro-City.
Mimo to właśnie w spółkę Kasprowiaka zainwestował zarządzający publicznymi pieniędzmi Fundusz Składkowy. Według Ireneusza Dobrowolskiego, obecnego dyrektora FS KRUS, decyzje w tej sprawie miały podłoże polityczno-towarzyskie: – W Funduszu rządził wówczas PSL, a pan Kasprowiak kojarzony jest z tym ugrupowaniem, już wcześniej robił interesy z politykami tej partii.
Wspólnikiem Kasprowiaka w kilku biznesach jest Lesław Podkański – senator PSL, były minister współpracy gospodarczej z zagranicą, który przeszedł do historii kładąc podwaliny pod tzw. trójkąt Buchacza (akcje państwowych firm, warte setki milionów złotych, wniesiono do trzech podmiotów; w wyniku szeregu skomplikowanych operacji Skarb Państwa utracił nad nimi kontrolę – zyskali ją ludzie związani z PSL). Obaj przyznają, że łączy ich wieloletnia przyjaźń. – Znamy się chyba od ćwierćwiecza. Kiedy nasze dzieci były małe, jeździliśmy razem na narty – mówi Kasprowiak (to jedna z niewielu rzeczy, jaką potwierdził w rozmowie telefonicznej z nami). Biznesmen zaprzecza jednak, by Podkański w jakikolwiek sposób ingerował w sprawy między Euro-City a Funduszem Składkowym.
Zapewnia, że o przychylność dla Euro-City nie zabiegał w Funduszu również inny jego przyjaciel – prawnik Jan Cebertowicz. Jak ustaliliśmy, w latach 1995–97 był on współwłaścicielem i prezesem Euro-City. Później odsprzedał swoje udziały Kasprowiakowi i został dyrektorem biura zarządu... Funduszu Składkowego. Na początku 2004 r. ponownie związał się z Euro-City – tym razem został jej wiceprezesem.
Z Dzierżyńskim w tle
Jednym z pierwszych, jeśli nie pierwszym biznesem Andrzeja Kasprowiaka było założone w 1986 r. Przedsiębiorstwo Handlowo-Przemysłowe Dzierżyński. Niestety, nie udało nam się zapytać biznesmena o to, czy to na cześć Feliksa Dzierżyńskiego, szefa radzieckich organów bezpieczeństwa, nazwał tak swoją firmę. Faktem jest, że po upadku PRL Kasprowiak szybko zmienił nazwę – na PHP Kasprowiak.
Wcześniej jednak PHP Dzierżyński zostało udziałowcem firmy Fenix-Metal, która miała zajmować się produkcją wyrobów drewnianych, materiałów budowlanych oraz eksportem i importem towarów. Początkowo głównym jej właścicielem był mieszkający we Francji krewny biznesmena Kryspin Kasprowiak, później kontrolę nad nią przejął już Andrzej Kasprowiak.
W czerwcu 1995 r. spółka uzyskała koncesję Ministerstwa Spraw Wewnętrznych na obrót wojskowymi materiałami wybuchowymi oraz bronią i amunicją wojskową. Zgodnie z przepisami, firma starająca się o pozwolenie na taką działalność musiała zatrudniać pełnomocników „do wykonywania działalności objętej koncesją”, legitymujących się odpowiednimi uprawnieniami.
Pełnomocnikami Fenix-Metalu zostali wojskowi z najwyższej półki: generał brygady pilot Michał Polech oraz komandor marynarki Stanisław Wielebski. Pierwszy w czasie stanu wojennego zasiadał w Wojewódzkim Komitecie Obrony, który przejął władzę w ówczesnym województwie poznańskim, na początku lat 90. był szefem Wojewódzkiego Sztabu Wojskowego w Białymstoku, a później działaczem SLD i radnym powiatu hajnowskiego z ramienia tej partii. Kariera zawodowa drugiego związana była głównie z pionem technicznym marynarki wojennej: w latach 80. był m.in. dyrektorem Centrum Techniki Morskiej, po przejściu w stan spoczynku pełnił funkcję prezesa Stowarzyszenia Oficerów Marynarki Wojennej. Nie był to jedyny biznes Kasprowiaka z mundurowymi.
W 2004 r. należąca do Kasprowiaka firma Euro-City II została udziałowcem spółki Ramwar, założonej przez Agencję Mienia Wojskowego. Teoretycznie AMW miała przekazywać Ramwarowi nieruchomości Skarbu Państwa, które zostały oddane do jej dyspozycji, Ramwar zaś miał je przygotować do jak najkorzystniejszej sprzedaży (np. starać się u władz lokalnych o wydanie warunków zagospodarowania danej działki, załatwiać wszelkie sprawy formalnoprawne) i sprzedawać. W praktyce wyszło nieco inaczej: Agencja wniosła do spółki atrakcyjne nieruchomości w Łazach, Opolu, Janowie pod Warszawą i w samej stolicy. Ich wartość wyceniono na niespełna 9 mln zł. Kontrola przeprowadzona przez NIK wykazała, że sprzedano je bez „uszlachetnienia” za cenę niewiele wyższą niż ta, po której przekazała je Ramwarowi Agencja. Według kontrolerów NIK, cała operacja służyła wyłącznie ominięciu trybu przetargowego, który musiałaby stosować AMW, gdyby sama wystawiła nieruchomości na sprzedaż.
Gruntowne kombinacje
Kasprowiak już wcześniej robił biznes na nieruchomościach. W 1995 r. oddział terenowy Agencji Własności Rolnej Skarbu Państwa w Gdańsku wystawił na sprzedaż jedną z najatrakcyjniejszych nieruchomości, jakimi dysponował – 9 gospodarstw, które w czasach PRL wchodziły w skład Kombinatu Rolnego Żuławy – łącznie 6,3 tys. (!) ha ziemi najwyższych klas wraz z wieloma budynkami gospodarczymi. Całość wyceniono na 31 mln zł, czyli niespełna 5 tys. zł za ha. – Cena gruntów na Żuławach była w tym czasie dwu-, trzykrotnie wyższa. Gdy miejscowi rolnicy dowiedzieli się, że ziemie są sprzedawane tak tanio, zaczęli zgłaszać oferty kupna. Usłyszeli jednak, że w grę wchodzi tylko sprzedaż całości, a na to oczywiście nie było nikogo stać – wspomina Jerzy Wcisło, dziś elbląski radny, wówczas wydawca „Gazety Żuławskiej”. Rolnicy poszli wówczas po pomoc do polityków, przedstawicieli lokalnych władz. Na nic.
W czerwcu 1995 r. Kombinat został sprzedany związanemu z ludowcami Bankowi Gospodarki Żywnościowej (jego prezesem był Kazimierz Olesiak z PSL). Już miesiąc później w prasie ukazała się informacja, że BGŻ zamierza pozbyć się tej nieruchomości. Więc rolnicy znów zaczęli składać oferty. Przedstawiciele Banku poinformowali ich jednak wówczas, że prowadzą w tej sprawie zaawansowane rozmowy z podmiotem, który oferuje Bankowi za kombinat wysoką cenę i płaci jednorazowo gotówką za całość.
Jesienią 1996 r. Kombinat kupiła wspomniana już wcześniej spółka Andrzeja Kasprowiaka Fenix-Metal (ta, która otrzymała licencję na handel bronią). BGŻ nie chce ujawnić, za ile go sprzedał. Z nieoficjalnych informacji wynika, że cena wynosiła około 40 mln zł, czyli nadal była bardzo korzystna w stosunku do ówczesnej ceny gruntów. Wbrew wcześniejszym zapowiedziom przedstawicieli Banku, płatność rozłożono na wiele lat. Wiele wskazuje na to, że cała operacja od początku była zaplanowana tak, by ostatecznie ziemię kupił Fenix-Metal.
Gdy AWRSP w Gdańsku wystawiała kombinat na sprzedaż, jej dyrektorem był Brunon Sarnowski. Dziś odpowiada on w dwóch sprawach karnych za doprowadzenie do wielomilionowych strat w Agencji. Według prokuratury, pod jego rządami AWRSP sprzedała wiele atrakcyjnych nieruchomości z pominięciem procedur przetargowych, inne sprzedawano przez pobierających ogromne prowizje pośredników, prominentni pracownicy Agencji brali łapówki za sprzedaż gruntów.
Po tym, jak prokuratura postawiła Sarnowskiemu zarzuty, musiał on odejść z Agencji. Obecnie jest dyrektorem generalnym Gospodarstwa Rolnego Wiśniówka Gdańska i członkiem rady nadzorczej spółki Biotek. Udziałowcem obu wymienionych firm jest związana z Andrzejem Kasprowiakiem spółka Agro-Pool-Prima. Jeszcze przed odejściem z Agencji Sarnowski wydzierżawił tej spółce niemal 425 ha ziemi w gminie Ostaszewo, a samemu Kasprowiakowi za 1,77 mln zł sprzedał nieruchomość zabudowaną o powierzchni 301 ha w gminie Nowy Dwór Gdański.
Energetyczny lobbing
Jesienią 2001 r. udziałowcem założonej przez Andrzeja Kasprowiaka Agro-Pool-Primy został senator Lesław Podkański. Płatność za udziały została rozłożona na dwie raty: pierwszą (w wysokości 10 tys. zł) Podkański przekazał Kasprowiakowi kilka dni po przystąpieniu do spółki, drugą (w kwocie 40 tys. zł) miał spłacić do końca 2002 r. Jednak jak wynika z oświadczeń majątkowych złożonych przez Podkańskiego w Senacie, spłacił dopiero w ubiegłym roku.
Nie byłoby może w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że w międzyczasie Agro-Pool-Prima została właścicielem wartych dziesiątki milionów złotych nieruchomości, m.in. Kombinatu Rolnego Żuławy. Podkański, stając się udziałowcem Agro-Pool-Primy, stał się także współwłaścicielem tych nieruchomości.
Dziwić więc może to, że drugi udziałowiec – Andrzej Kasprowiak – nie domagał się od Podkańskiego spłaty należności za udziały. Przeciwnie, to on wspierał senatora. Z oświadczenia majątkowego, złożonego przez Podkańskiego w 2001 r., wynika, że zaciągnął on od osoby prywatnej 60 tys. zł pożyczki na cele budowlane. Pięć lat później wciąż miał jeszcze do spłacenia połowę tej kwoty. Okazuje się, że pożyczki udzielił mu Andrzej Kasprowiak. Podkański zapewnia, że dziś nie ma już żadnych zobowiązań finansowych wobec wspólnika. Wciąż jednak jeździ Toyotą Camry, którą w 2002 r. oddała mu do dyspozycji Agro-Pool-Prima.
Najważniejszą działalnością Agro-Pool-Primy w najbliższych latach ma być uprawa ślazowca pensylwańskiego (zwanego również malwą pensylwańską) – rośliny energetycznej, która – według naukowców – może dostarczać w procesie spalania większej ilości energii niż popularna w Polsce wierzba energetyczna.
Od połowy ubiegłego wieku badania nad ślazowcem prowadził w Polsce prof. Bolesław Styk z Lubelskiej Akademii Rolniczej, później dołączyła do niego zatrudniona na tej uczelni prof. Halina Borkowska. W latach 90. jeden z jej magistrantów – Piotr Mańko – odchodząc z uczelni dostał w prezencie nasiona ślazowca. Wkrótce potem założył własną firmę Biotek, która opatentowała w Centralnym Ośrodku Badania Roślin Uprawnych prawo do jednej z odmian tej rośliny. Oznacza to, że przez 25 lat tylko Biotek może rozmnażać i sprzedawać rośliny tej odmiany. Obecnie część udziałów w Bioteku należy do Agro-Pool-Primy (przypomnijmy: spółka Kasprowiaka i Podkańskiego). APP jest największym odbiorcą produkowanych przez niego nasion malwy pensylwańskiej i właścicielem największej w Polsce plantacji malwy.
I tu zaczyna się rola Podkańskiego. Od początku bieżącej kadencji senator bardzo angażuje się w prace rozmaitych gremiów zajmujących się sprawami energetyki odnawialnej. Został na przykład członkiem prezydium Parlamentarnego Zespołu ds. Energetyki, który wśród swoich priorytetowych celów ma starania o rozwój energetyki odnawialnej.
W ubiegłym roku, podczas prac nad ustawą o Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji, Podkański rekomendował Senatowi przyjęcie zapisów dotyczących państwowych dopłat do upraw roślin energetycznych z budżetu państwa. Dotąd rośliny energetyczne, do których stosowano dopłaty, wymienione były w ustawie (na liście były tylko wierzba energetyczna i róża bezkolcowa). Zgodnie z rekomendowaną przez Podkańskiego ustawą lista ta ma być zmieniana na drodze rozporządzenia rządu. Rząd będzie również określał, ile do której rośliny będzie się dopłacać. Przedstawiciele Ministerstwa Rolnictwa już podczas prac nad ustawą o ARiMR złożyli deklaracje, że na liście znajdzie się malwa pensylwańska.
Jeśli do tego dojdzie, Agro-Pool-Prima Podkańskiego i Kasprowiaka stanie się jednym z głównych beneficjentów dopłat do roślin energetycznych: w 2005 r. po dopłaty zgłosili się rolnicy uprawiający wierzbę i różę bezkolcową na gruntach o łącznej powierzchni 6 tys. ha. Plantacja malwy należąca do Agro-Pool-Primy ma obecnie, według Kasprowiaka, 1,2 tys. ha, w przyszłości ma mieć 20 tys.
W piśmie do „Polityki” Podkański zapewnił, że zabierając na różnych forach głos w sprawie energii odnawialnej miał na względzie wyłącznie rozwiązania systemowe – dla dobra kraju i polskiego rolnictwa. A nie własny interes.
Fundusze na celowniku
Agro-Pool-Prima ma już odbiorcę na malwę. Jej spółka-córka – Agro-Eko-Energia (prezesem jest Kasprowiak, szefem rady nadzorczej – Podkański) ma w planach budowę elektrociepłowni w Elblągu. Ma ona zasilać w ciepło całe miasto. Spółka podpisała już nawet w 2003 r. list intencyjny w tej sprawie z władzami Elbląga. Na razie jednak Agro-Eko-Energia szuka instytucji, które sfinansują inwestycję. Występowała już w tej sprawie z wnioskami do Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej (dwukrotnie) i do EkoFunduszu. Agro-Eko-Energia życzyła sobie 250 mln dofinansowania.
Właśnie ta kwota sprawiła, że obie instytucje uznały inwestycję za nierealną. Kasprowiak przesadził. NFOŚiGW uznał także za mało prawdopodobne, by elektrociepłownia zasilana malwą z jednej plantacji była w stanie ogrzać całe miasto.
Andrzej Kasprowiak z kontaktów z rozmaitymi publicznymi instytucjami i politykami zrobił sobie patent na biznes. I jak na razie świetnie na tym wychodzi. Wpadka z Funduszem Składkowym KRUS raczej go do dotychczasowych metod prowadzenia interesów nie zrazi. To mały wypadek przy dużej pracy. I tak wiadomo, że z państwem robi się najlepsze interesy.