Państwo źle wydaje pieniądze na naukę – to główna konkluzja najnowszego raportu NIK. Większość środków przeznaczana jest na liczne, lecz niewielkie projekty badawcze, których efekty naukowe są zwykle mizerne i nie przynoszą gospodarce oczekiwanych korzyści. Resort nauki nie wie, jaka jest prawdziwa pozycja naukowa jednostek, których projekty finansuje. Ministerialny system oceny ani nie odzwierciedla ich rzeczywistych osiągnięć, ani pozycji w świecie. W porównaniu z innymi krajami w Polsce nakłady na badania naukowe i prace wdrożeniowe (B+R) są mniej niż skromne, chociaż urosły z 5,57 mld zł w 2005 r. do 10,42 mld zł w 2010 r.
Poza rutynową, jak w innych instytucjach, kontrolą dokumentacji finansowej czy przetargowej, kontrolerzy badali efekty z zainwestowanych w naukę pieniędzy. Wobec tego, że samej istoty dokonanego naukowego osiągnięcia kontroler nie musi rozumieć, przyjęto, że podczas tej kontroli do oceny efektów działalności B+R służyć będą mierniki już stosowane w środowisku naukowym: m.in. publikacje w prestiżowych czasopismach naukowych uwzględnianych przez Journal Citation Reports (tzw. lista filadelfijska), przypadająca na jednego badacza w roku liczba cytowań jego prac, liczba nagród za osiągnięcia naukowe, a w działalności wdrożeniowej – liczba zgłoszonych i uzyskanych patentów.
Kontrolerzy Izby odwiedzili 28 placówek z 945 zajmujących się badaniami naukowymi, ale zdaniem Grzegorza Buczyńskiego, dyrektora Departamentu Nauki, Oświaty i Dziedzictwa Narodowego NIK, ich listę tak dobrano (instytuty PAN, uczelniane i resortowe), że ilustrują one stan całej naszej nauki. Kontrolowane instytuty w większości nie uzyskały znaczących efektów naukowych. Kontrolerzy spotkali się z przypadkami podawania nieprawdy w sprawozdaniach z działalności naukowo-badawczej. Znaleźli instytuty, których pracownicy w ciągu ostatnich pięciu lat nie opublikowali ani jednego artykułu naukowego; których publikacji w ogóle nie cytowali inni naukowcy; które do Urzędu Patentowego nie zgłosiły ani jednego wynalazku i w których od lat nie dokonywano ocen dorobku pracowników naukowych.
Rekord pobił Instytut Gospodarki Przestrzennej i Mieszkalnictwa, gdzie pracowników od chwili jego powstania w 2002 r. nie oceniano ani razu. Wiele placówek ze słowem „instytut” w nazwie już nic nie bada ani nie wdraża – pełnią one głównie funkcję zakładów usługowych (laboratoriów) udzielających certyfikatów lub homologacji.
NIK kontrolował wykorzystanie środków na naukę w latach 2009–11, a więc w okresie, kiedy ministrem nauki i szkolnictwa wyższego była (nadal pełniąca tę funkcję) prof. Barbara Kudrycka, a prezesem PAN – prof. Michał Kleiber. Oboje swe funkcje sprawują od 2007 r., a zatem jest to też ocena ich działań w polskiej nauce. NIK wystawiła im ocenę „pozytywną z nieprawidłowościami”. Podobne dostała większość z badanych placówek. Tylko cztery wyróżniono oceną „pozytywną”, a dwie „negatywną”. Te ostatnie to oprócz wspomnianego IGPiM, także Instytut Kolejnictwa – placówki podległe obecnie Sławomirowi Nowakowi, ministrowi transportu, budownictwa i gospodarki morskiej. Na obszerne pokontrolne wystąpienie min. Nowak odpowiedział w trzech zdaniach, informując NIK, że rozważy podjęcie działań, o których mowa w art. 7 ust. 1 ustawy o instytucjach badawczych. Pozwala ona ministrom instytuty łączyć, reorganizować, przekształcać w instytucje gospodarki budżetowej, a w ostateczności likwidować.
W Polsce 60 proc. nakładów na B+R pochodzi z budżetu państwa, a nie np. od firm zamawiających badania naukowe. Tak wysokiego wskaźnika budżetowego wkładu – co też podkreśla NIK – nie ma w żadnym innym kraju UE ani OECD. Średnia dla UE wynosiła 35 proc., a dla OECD – 30 proc. Państwo na naukę wydaje miliardy złotych (choć jest to zaledwie 0,68 proc. PKB), tyle że z powodu ciągłych zmian preferowanych dziedzin jej rozwoju nie bardzo wie, co w zamian chce otrzymać, więc otrzymuje niewiele.
W 2009 r. opublikowano w Polsce ogółem 23 309 artykułów naukowych, a liczba cytowań publikacji wyniosła 24 823. W liczbie publikacji na milion mieszkańców (ok. 610) zajęliśmy 32 miejsce. Przeskoczyły nas nie tylko kraje zachodnie, ale również Republika Czeska – 1111 i Węgry – 727 publikacji. Polska zgłosiła 6,8 wynalazku na milion mieszkańców do ochrony w Europejskim Urzędzie Patentowym, a Niemcy 294,5; Francja – 134,3; Wielka Brytania – 83,4 i Republika Czeska – 22,6.
Oceną wniosków o przyznanie środków na finansowanie projektów badawczych zajmuje się aż 1160 ekspertów. W związku z tym, że środków w nadmiarze nie ma, pieniądze na projekty badawcze są rozdrabniane. Głównie służą prowadzeniu badań potrzebnych do uzyskania dorobku przed otrzymaniem doktoratu czy habilitacji, a mniej – ogólnemu pożytkowi. Czy jednak można mieć o to pretensje do indywidualnego naukowca, skoro Zgromadzenie Ogólne PAN w latach 2007–11 nie wyznaczyło ani rocznych, ani kilkuletnich strategicznych kierunków rozwoju Akademii? Prezes PAN prof. Kleiber kontrolerom NIK wyjaśniał, że rząd nie określił strategicznych dla państwa kierunków badań naukowych i prac rozwojowych. Czy tak przygotowane placówki naukowe właściwie spożytkują deszcz unijnych środków, który ma ponoć na nie spaść, kiedy uchwalony zostanie nowy unijny budżet?