„Wariantu, gdyby pojawiły się niezbite dowody na zamach, np. w postaci śladów materiałów wybuchowych, nie ma przećwiczonego ani Kaczyński, ani Tusk, ani nikt inny. Można odnieść wrażenie, że PiS ćwiczy ten wariant niejako na sucho. Co powinni bowiem zrobić politycy przekonani o zamachu, gdyby mieli oficjalnie reprezentować państwo?
Kaczyński, jak sam twierdzi, chce wrócić do Kancelarii Premiera i to może już na wiosnę. Przyjmijmy tę hipotezę. Wtedy stałby się szefem rządu sporego unijnego i natowskiego państwa, twierdzącym, że Rosjanie (być może w porozumieniu z Donaldem Tuskiem) wysadzili w powietrze samolot z jego bratem prezydentem na pokładzie. Czy mógłby pozostać bezczynny mając świadomość, że popełniono tak niesłychaną zbrodnię? Nie zgadzałoby się to z głoszonym przez PiS rygoryzmem moralnym i prawnym. (…) Lider PiS jest zbyt doświadczonym politykiem, aby nie zostawić sobie żadnego pola manewru”.
Artykuł w najnowszym numerze POLITYKI – dostępnym już w kioskach i w Polityce Cyfrowej, wersji do wygodnego czytania na komputerach, smartfonach i tabletach.
CZYTAJ TAKŻE: Dlaczego milczenie rządu w sprawie trotylu działa jak detonator - komentarz Grzegorza Rzeczkowskiego.