Kraj

Biura za 15,5 mln

Na co senatorowie wydają publiczne pieniądze

Senatorowie chętnie sięgnęliby jeszcze głębiej do państwowej kasy, by sfinansować działalność swych biur. Senatorowie chętnie sięgnęliby jeszcze głębiej do państwowej kasy, by sfinansować działalność swych biur. Adam Chełstowski / Forum
3 tys. zł miesięcznie na paliwo, 20 tys. rocznie na telefony, 11 tys. zł na kwiaty i książki – to tylko niektóre z wydatków senatorów. Łącznie budżet państwa zapłacił w 2010 r. za utrzymanie ich biur 15,5 mln zł.

Senatorowie dostają co miesiąc 11 650 zł na wydatki związane z utrzymaniem biur senatorskich. Muszą rozliczyć się z tych pieniędzy z Kancelarią Senatu. POLITYKA.PL dotarła do podsumowania wydatków za ubiegły rok.

Ogólnie na utrzymanie biur dla 100 senatorów wydaliśmy z budżetu 15,5 mln zł. Większość senatorów utrzymuje tylko jedno biuro, ale są i tacy którzy dzielą środki pomiędzy kilka filii (stąd senatorskich biur jest łącznie 183). Rekordzista - Norbert Krajczy z PiS - utrzymuje ich aż dziewięć, parę na spółkę z innymi senatorami i posłami z partii Jarosława Kaczyńskiego.

Kto jak się rządził publicznymi pieniędzmi?

Na etaty
Najważniejszą pozycją w wydatkach biur są wynagrodzenia dla pracowników. Etaty u senatorów znalazło prawie 160 osób. Najwięcej da się zarobić u senatora Marka Trzcińskiego (PO). Na pensje dla swoich dwóch etatowych pracowników wydał w zeszłym roku 117 tys. zł. brutto, bijąc rekord sejmowego pracodawcy zeszłego roku, Jarosława Kaczyńskiego. Prezes PiS dla swoich czterech podwładnych wydał wówczas 112 tys. zł. – Mam naprawdę dużo interesantów i muszę zapewnić im profesjonalną obsługę. Zaoszczędziłem pieniądze na podróżach samochodem, za które sam płacę – opowiada Trzciński.

Rzeczywiście - senator jest jednym z ośmiu parlamentarzystów z izby wyższej, którzy na paliwo z senackiej kasy nie wydali ani złotówki.

Szef komisji regulaminowej, etyki i spraw senatorskich Zbigniew Szaleniec (PO) przekonuje, że wydatki na pensje tak naprawdę są inwestycją w jakość. - Powinniśmy zatrudniać bardzo kompetentnych ludzi, a im należy się wysokie wynagrodzenie, na które zwyczajnie nam nie starcza. Gdybym miał podwyższać ryczałty na biura, to z przeznaczeniem właśnie na pensje - mówi.

Na paliwo
Stu senatorów w ciągu 12 miesięcy wydało na paliwo ponad 2 mln zł. Aż 26 senatorów wykorzystało maksymalny limit roczny, czyli 35 tys. zł., co daje prawie 3 tys. zł. na miesiąc i około 8 tysięcy przejechanych kilometrów. – To może wydawać się dużo, ale my musimy utrzymywać kontakt z naszymi wyborcami i jeździć po okręgu. Szczególnie dużo jeździ się w roku wyborczym, a w zeszłym mieliśmy przecież wybory prezydenckie i samorządowe – tłumaczy Zdzisław Pupa (PiS), senator z okręgu rzeszowskiego, który wykorzystał cały zeszłoroczny limit. Trzeba zauważyć, że senatorowie mogą też za darmo podróżować samolotami i pociągami, więc refundacje za paliwo to nie jedyny koszt, jaki ponoszą podatnicy na ich przejazdy.

Na rozmowy
Sporo pochłonęły też „koszty usług telekomunikacyjnych, pocztowych, bankowych”. Przy czym senatorowie - mając do dyspozycji specjalne koperty z żółtym paskiem - listy wysyłają za darmo. Senator Eryk Smulewicz (PO) na rozmowy telefoniczne i prowadzenie konta bankowego wydał najwięcej, bo ponad 20 tys. zł. (czyli ponad półtora tysiąca złotych miesięcznie). Najmniej rozmowny był senator Marek Ziółkowski (PO) – rachunki telefoniczne kosztowały go niecałe 200 zł. miesięcznie.

Na ekspertyzy i opinie
Ryszard Knosola (PO) lubi wiedzieć i nie boi się pytać, więc na ekspertyzy wydał prawie 7 tys. zł., najwięcej ze wszystkich senatorów. – Zawsze jak kończy się posiedzenie Senatu, pytam o porządek na następne. Wybieram z niego dwa najbardziej interesujące punkty i pytam o opinie prawników, którym muszę płacić. Te ekspertyzy to element przygotowania do pracy – mówi Knosola. Funduszy nie żałował też na nie Tomasz Misiak (niegdyś PO, teraz niezależny). Wydał 4,5 tys. zł. Aż 68 senatorów nie wydało na te cele ani złotówki. Być może sami wszystko wiedzą najlepiej.

Na reprezentację
Senatorowie mają też możliwość wydawania pieniędzy z przeznaczeniem na fundusz reprezentacyjny (maksymalnie 13,5 tys. zł. rocznie). – Na kwiaty, skromne prezenty służbowe, na zapłacenie rachunków za służbowe obiady czy poczęstunek na okolicznościowych spotkaniach – wyjaśnia Szaleniec (co ciekawe, posłowie nie mają tego przywileju).

Najchętniej korzysta z niego Piotr Gruszczyński (PO), który wydał trochę ponad 12 tys. zł. Reprezentacyjnych funkcji nie zaniedbuje też Ryszard Bender (PiS) z zeszłorocznym wynikiem prawie 11 tys. zł. - Kupiłem kilka wiązanek okolicznościowych, miedzy innymi na pogrzeby. Kupuję też książki i wręczam je osobom, które przychodzą na spotkania ze mną – opowiada Bender. Z funduszu w ogóle nie skorzystali Tomasz Misiak i Krzysztof Piesiewicz (PO).

Na promocję
W izbie wyższej można też wydawać pieniądze na promocję swojej pracy i swojego biura. Rekordzista Piotr Głowski (PO) przeznaczył w zeszłym roku z tej puli aż 24 tys. zł. Na tyle skutecznie, że w ostatnich wyborach samorządowych został prezydentem Piły.

Z kolei Andrzej Person (PO) z okręgu toruńskiego wyłożył 10 tys. zł. na reklamę: – Wydałem te pieniądze na ogłoszenia w lokalnej prasie i telewizji. W TV Kujawy opowiadam często o tym, co robię dla okręgu i płacę za te rozmowy. Sporo pieniędzy pochłonęły też nekrologii po katastrofie smoleńskiej.

Oficjalnie senatorowie mówią, że spokojnie spinają swoje służbowe budżety. Nieoficjalnie można usłyszeć co innego. – Tabloidy tylko czekają na to aby nam wypomnieć, że za dużo wydajemy, że jesteśmy darmozjadami – mówi jeden z nich. – Ale w nieoficjalnych rozmowach właściwie wszyscy zgadzają się, że na prowadzenie parlamentarnego biura z prawdziwego zdarzenia, te jedenaście tysięcy z hakiem po prostu nie wystarcza.

Co ciekawe, zaledwie 13 senatorów skorzystało z możliwości finansowania spotkań z wyborcami z pieniędzy budżetowych. Rekordzista w 2010 r. - Kazimierz Wiatr z PiS - przeznaczył na ten cel 6 tys. zł.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Świat

Dlaczego Kamala Harris przegrała i czego Demokraci nie rozumieją. Pięć punktów

Bez przesady można stwierdzić, że kluczowy moment tej kampanii wydarzył się dwa lata temu, kiedy Joe Biden zdecydował się zawalczyć o reelekcję. Czy Kamala Harris w ogóle miała szansę wygrać z Donaldem Trumpem?

Mateusz Mazzini
07.11.2024
Reklama