Komentarz prof. Ludwika Tomiałojcia do raportu prof. dr hab. Zbigniewa Jaworowskiego pt. "Idzie zimno"
Przesadzona kontra wobec ocieplenia klimatu
Wypowiedź moja jest polemiką z dezorientującym czytelników tekstem prof. Z. Jaworowskiego „Idzie zimno" („Polityka", 15/2008).
Zacznę ją od słów w obronie Ala Gore'a, człowieka bez wątpienia oddanego sprawie dobra ludzkości: wygłosił on ponad 1000 prelekcji ostrzegających świat i wskazujących drogi wyjścia. W dobrej wierze. Tymczasem jego marcowy do nas przyjazd "liberalna" Polska powitała nieżyczliwie, wręcz nieuprzejmie: a) nie pokazując w publicznej TV jego filmu nagrodzonego dwoma Oskarami (na Discovery był on pokazany raz, ponad rok temu i tylko...po północy); b) nie publikując omówień jego pierwszej książki, ani nie reklamując książkowej wersji obecnego filmu; c) a unikająca problematyki środowiskowej "Polityka" uczyniła wyjątek i opublikowała... tyle że akurat nieobiektywny atak prof. Jaworowskiego. Nie jest też prawdą twierdzenie tegoż ostatniego, że Al Gore zaczął „właśnie" kampanię (bo prowadzi ją z wielkim oddaniem przez ćwierć wieku), ani że jest ona tak bardzo kosztowna. Bo jest tysiące razy tańsza, niż koszty uchylania się od hamowania emisji gazów cieplarnianych. Tak to wygląda nasza „obiektywność" idąca na pasku amerykańskich konserwatystów, a odcinająca się od socjaldemokratycznych ideałów Unii Europejskiej. Tak długie są ręce prezydenta G.W. Busha?
W kwestii globalnego ocieplania się klimatu, podobnie jak prof. J., też nie jestem ekspertem-klimatologiem. Jednak jako uniwersytecki wykładowca od lat śledzę informacje o zmianach środowiska i klimatu oraz propozycje gospodarczych temu przeciwdziałań, czego dowodem mój referat podczas międzynarodowej konferencji klimatycznej (Acta Univ. Wratisl, 2003). Ponadto, nasze światowe kongresy przyrodników, np. ten z sierpnia 2006 w Hamburgu, wykazały w tysiącach referatów jak ocieplenie klimatu już obecnie zmieniło rozmieszczenie, wskaźniki rozrodu, wędrowność i inne zwyczaje wielu gatunków zwierząt na kilku kontynentach. To są niezbite przyrodnicze fakty opisane przez ludzi różnych zawodów i z różnych kontynentów. To żaden spisek.
Oczywiście nikt nie zna przyszłości na 100%, i w jej przewidywaniu nie trudno o błędy. Trend ku ocieplaniu klimatu, potwierdzony tysiącami objawów dostrzegalnych przez każdego dłużej żyjącego człowieka, może się kiedyś zmienić, jeśli zadziała inny splot czynników. Aby zasiać wątpliwości co do przyszłości, sformułowano jednak przesadnie konkurencyjny scenariusz, przedstawiony nam przez prof. Z. Jaworowskiego. Mamy więc dwie hipotezy, w istocie nie całkiem sprzeczne: jedna o narastającym ociepleniu uznawanym na ogół za niezbity fakt, oraz druga o możliwym przyszłym ochłodzeniu. Pierwsza jest oparta na olbrzymiej liczbie pomiarów opracowywanych przez 3700 uczonych z całego świata (IPCC), poparta autorytetem światowych czasopism SCIENCE i NATURE oraz autorytetem Komitetu Pokojowej Nagrody Nobla. Tylko wg prof. J. redakcja Nature nadal krytykuje IPCC, bo w rzeczywistości przed paroma miesiącami redaktor i tego czasopisma uznał czwarty raport IPCC na przekonujący.
Wygląda na to, że pewna grupa ludzi, głównie nie klimatologów (jak prof. J., lekarz), za wszelką cenę chce ZAPRZECZYĆ zachodzeniu ocieplenia klimatu. Powołali oni swój kontr-zespół, którego raport mam nadzieję wkrótce zostanie oceniony przez prawdziwych ekspertów. Aby jednak nie narastał w umysłach zamęt, wskażę czytelnikom, że wyliczanie litanii lokalnych wyjątków, miejsc gdzie ocieplenie nie było dość wydatne, nie podważa wniosku globalnego, a kilka innych kontrargumentów to nieporozumienia lub manipulacje.
Wiarygodność artykułu prof. Jaworowskiego jest wątpliwa, gdyż zawiera on kilka bezkrytycznie zacytowanych punktów nieprawdziwych, chyba celowo zafałszowanych, oraz oceny krzywdzące ludzi (nazywanie rozbieżności raz błędami, a raz zafałszowaniami, bez dania dowodu na to drugie).
1. Oba zacytowane wykresy są SFAŁSZOWANE: nie ma na nich wrysowanych w prawidłowej skali danych z ostatnich 20-40 lat. Pominięcie tych najdokładniejszych pomiarów, dających punkt odniesienia dla ocieplenia średniowiecznego, uniemożliwia czytelnikom sprawdzenie słuszności wniosku o silniejszym niż obecnie ociepleniu poprzednim. Badacze z IPCC twierdzą, że proporcje były dokładnie odwrotne.
Co więcej, oba wykresy narysowano odręcznie i z wyolbrzymieniem ocieplenia średniowiecznego. Nie wiadomo od czego było też „chłodniejsze" oziębienie w wiekach nieco późniejszych, bo przecież nie od epoki lodowej? Wg psychologii ewolucyjnej taka stronniczość jest wprawdzie cechą wrodzoną ludzkich umysłów, o czym mówi stare spostrzeżenie „W cudzym oku widzi źdźbło, a w swoim nie widzi belki". Jednak uczonych kształci się przecież w obiektywizmie i potem wymaga się jego przestrzegania.
2. Zaraz poniżej pierwszego z wykresów prof. J. twierdzi (odwrotnie niż IPCC), że zwykle najpierw wzrasta temperatura, a dopiero potem (i w jej rezultacie) ilość CO2 w atmosferze. Tymczasem jego wykres takiemu wnioskowi jednoznacznie zaprzecza! A jeszcze dobitniej takiej możliwości zaprzecza dokładniejszy wykres IPCC, m.in., ten w książce A. Gore'a „Niewygodna prawda" (wyd. Soniadraga).
3. Wyjaśnijmy tu podstawy metodyki. Każdy pomiar ilości CO2 w atmosferze jest wynikiem względnym, ważnym w ramach danej metody. Jest prawdą, że inne metody (np. dendrochronologia) dają nieco odmienne wyniki od lodowych, z nieznanych powodów. Ale nie można brać wyników lokalnych i z jednej metody, aby następnie przeciwstawiać je wynikom globalnym z innej metody, jak to zdaje się czynić pierwszy z wykresów. Wygląda mi on na manipulację.
4. Nikt nie neguje tego, że bywają miejsca na Ziemi, gdzie obecnie są akurat lata chłodniejsze. Trendu globalnego to jednak nie podważa. Jak dotąd nie udowodniono bowiem utrzymywania się przez dziesięciolecia takich „zimnych studni" pośród ocieplającej się atmosfery ziemskiej. Obserwujemy tylko płynną plamistość takich zmian. Np. obszar Polski północnowschodniej przez sto lat (1890-1990) nie wykazywał ocieplenia klimatu (Schönwiese i inni, 1993). Ale po dodaniu ostatnich 18 lat i on je wykazuje, i to z wysoką istotnością statystyczną. Litania ochłodzeń jest więc listą zjawisk lokalnych i krótkotrwałych, czyli bez większego znaczenia. Przeciwstawić jej można by jeszcze dłuższą listę przykładów... tyle że dokładnie przeciwnych. Pomieszano tu myślenie uogólnione z jednostkowym.
5. Wielkie lub liczne wybuchy wulkanów mogą wpływać na klimat. Tak było np. w końcu 18 wieku po wielkiej erupcji na Islandii, tyle że wtedy w NW Europie... zamarzły setki tysięcy ludzi i zwierząt (a nie ociepliło się, jak sugerują zwolennicy przeważnie wulkanicznego pochodzenia gazów cieplarnianych). Nawet wtedy to zjawisko nie objęło nie tylko globu, ale nawet całego kontynentu. A nowsze największe wybuchy wulkanów (St Helen, Pinatubo i inne) tym bardziej nie dały trwałych globalnych zaburzeń klimatu tylko regionalne i okresowe.
6. Cykle słoneczno-klimatyczne (11 letnie, oraz wieloletnie - 25 000 cykl Milankowičia) i promieniowanie z kosmosu są klimatologom dobrze znane. I gdyby one się wyraźnie pokrywały w czasie ze współczesną nam kierunkową zmianą temperatury, to dawno by to zauważono. Sugestie tego rodzaju ze strony duńskich badaczy nie zostały jednak potwierdzone w wyliczeniach powtórzonych przez T. Sloana i A.W.Wolfendale'a (2008).
To co powyżej nie znaczy jednak, że nie ma już najmniejszych wątpliwości. Nikt tego nie twierdzi. Uogólnienia nauki są jej tymczasowymi podsumowaniami potrzebnymi m.in. dla praktyki. Na pewno w niektórych punktach szczegółowych są one nie dość ścisłe. Dlatego nie wyklucza się, że z czasem dojdzie do jakiejś modyfikacji obecnego modelu W.S. Broeckera (pokazuje on jak zmiany wywołane przez człowieka nakładają się na klimatyczne cykle naturalne). Nauka nie jest stanem nieomylnej wiedzy (Biblią), lecz nieustającym PROCESEM przybliżania się do poznania prawdy. Ale przeciwdziałać zagrożeniom powinniśmy zanim jeszcze uzyskamy 100% pewności (to właśnie mówi unijna zasada przezorności), bo potem może być za późno.
Artykuł prof. J. zawiera też z wielką pewnością siebie wypowiadane kontrowersyjne przepowiednie ekonomiczne oraz oskarżające uczonych oceny moralne.
1. Bezpodstawną jego prognozą jest twierdzenie, jakoby hamowanie emisji gazów cieplarnianych zagrażało gospodarce lub energetyce. Bo oto kraje UE od dziesięciu lat realizujące ustalenia z Kioto, a zwłaszcza przodujące w tym Dania, Szwecja i Niemcy, nie mają kryzysu gospodarczego. W przeciwieństwie do nie hamujących emisji gazów cieplarnianych USA, a których gospodarka mimo tego zapada się w recesję. Zamiana energetyki tradycyjnej na odnawialną, to nie klęska ekonomiczna lecz wielki krok naprzód, m.in. wobec tworzenia nowych miejsc pracy i to w rejonach najwyższego bezrobocia. Zrozumiano to także w USA, bo sprzeciw administracji prez. Busha wobec ustaleń z Kioto został już odrzucony przez 16 stanów (z najpotężniejszą ekonomicznie Kalifornią na czele) oraz przez 200 amerykańskich miast. Czyżby i ci ludzie byli „nawiedzonymi ekologami" straszącymi ociepleniem, i to za czyjeś pieniądze?
2. Nie przedstawiono dowodów na oskarżenie, że raport IPCC jest fałszerstwem światowego zespołu uczonych. To nie jest zespół ludzi ani głupich, ani cynicznych, choć jak wszyscy zapewne niekiedy omylnych. Co więcej, wiadomo wszem i wobec, że przecież żadne światowe lobby biznesowo-przemysłowe nie popiera "ekologów". Kto ich miałby podkupywać łapówkami? Sam Bóg? Zaskakuje, że prof. J. nie chce wiedzieć o tym, iż prawdziwi uczeni (a tacy jak sądzę dominują w IPCC) nie mają interesu w okłamywaniu społeczeństw. To tylko „naukowe prostytutki" opłacane przez bogate wielkoprzemysłowe lobbies, robią to na zamówienie. Odwracanie kota ogonem i oskarżanie badaczy (bez wskazania dowodów) o wysługiwanie się komuś, jest raczej odwracaniem uwagi od grzechów swoich zwolenników.
3. Wreszcie nieprawdą jest, że energetyka jądrowa jest "najbezpieczniejszą, najtańszą i najbardziej przyjazną środowisku". A już na pewno nie w warunkach Polski, nie mającej własnych zasobów: ani technologii, ani doświadczonych kadr, ani surowców, ani niezaludnionych obszarów, ani pieniędzy (zagraniczne zadłużenie kraju przekroczyło 3000 dolarów na obywatela). Wg raportu K. Sovacoola (2008) aż 40% awarii w światowej energetyce zdarzyło się w wytwarzających tylko 17% energii elektrowniach jądrowych, których awaryjność potwierdziły ubiegłoroczne zdarzenia w Szwecji i na Węgrzech, nie zapominając o chronicznych awariach w Temelinie.
Czasem myślę, że wbrew wszystkim przyjętym faktom i ocenom upierający się przy swoim prof. Jaworowski jest współczesnym Herostratesem. Np. od 20 lat twierdzi uparcie (Świat Nauki, 2005), jakoby w wyniku wypadku w Czarnobylu zmarło tylko 31 osób. Przemilczając oszacowanie Międzynarodowego Stowarzyszenia Lekarzy do Spraw Skutków Energii Atomowej liczby przedwcześnie zmarłych młodych likwidatorów (pilotów, żołnierzy i górników) na 24.000 do 40 000 osób, lub wspomniany raport o wypadkach w światowej energetyce wymieniający ponad 4000 ofiar Czarnobyla. Dlatego bardziej ufam anglosaskim lekarzom-woluntariuszom leczącym ofiary Czarnobyla na Białorusi i Ukrainie (za dokumentem BBC "The Tears of Chernobyl"), niż członkowi Międzynarodowej Agencji Atomowej, który w r. 1986 wmawiał nam, iż "więcej promieniowania dostajemy z telewizora, niż z tamtej katastrofy".
Konserwatywne lobby nie mając mocnych argumentów, ale i z braku szacunku dla ludzi, posługuje się w swoich jednostronnych monologach na temat energetyki jądrowej lub ocieplenia klimatu insynuacjami pod adresem adwersarzy. Sieje nienawiść między obywatelami zamiast podejmowania dwustronnych partnerskich rozmów nastawionych na dochodzenie do prawdy oraz do sprecyzowania wyważonych rozwiązań. Cyniczną taktyką takich interesownych ugrupowań, tak pronikotynowego, jak atomowego lub antyociepleniowego, jest jak najdłużej zaprzeczać niewygodnym faktom, aby nie zmieniając gospodarki na mniej destrukcyjną dla środowiska możliwie jak najdłużej nie tracić wielkich zysków. Ten mechanizm został zdemaskowany w filmie A. Gore'a i we wcześniejszej książce prof. prof. P. & A. Ehrlichów (Zdrada nauki i rozumu, 1996). Wyjaśniają oni na jak cynicznym podłożu pojawiła się konserwatywna kontrrewolucja w dziedzinie ochrony środowiska, i jak nieuczciwych metod się chwyta. Przykładem jest np. powoływanie na stanowiska w ochronie środowiska przeciwników idei ekologizmu (znamy to i z USA i z Polski) lub tworzenie fałszywych organizacji "ekologicznych", dla zwalczania prawdziwych, jak np. "Stowarzyszenia Ekologów na rzecz Energetyki Jądrowej", chyba tylko tych wierzących w kłamstwo czarnobylskie o 31 ofiarach.
Można mieć poważne wątpliwości, kto jest dziś bardziej "moralny": czy dążący do maksymalizacji zysku konserwatywni chrześcijanie, chcący maksymalizować korzyści choćby po trupach ludzi i przyrody, za cenę zniszczenia środowiska i narastającej eksploatacji ludzi biednych, czy może raczej ci nawołujący do zrównoważonej gospodarki, do większej troski o biednych, o przyszłe pokolenia, o zwierzęta i przyrodę, czyli ludzie centrowi i lewicowi różnych odcieni: alterglobaliści, zieloni, socjaldemokraci, socjaliści, teologowie wyzwolenia. Ta druga grupa ludzi to prawdziwi następcy pierwszych chrześcijan, a nie pierwsza.
Ludwik Tomiałojć, prof. zwycz. dr hab., Uniw. Wrocławski, zawodowy ekolog, wykładowca podstaw ochrony przyrody i zasady rozwoju zrównoważonego, członek Rady Krajowej Zielonych 2004.
Odpowiedź Prof. Ludwikowi Tomiałojciowi
Odpowiedzią na propagandowy film Al Gora jest dokumentalny film „The Great Global Warming Swindle" - reżyser Martin Durkin, wyprodukowany dla IV kanału brytyjskiej TV, i przedstawiony do nagrody Broadcast Awards jako najlepszy film dokumentalny roku 2008 (http://video.google.pl/videoplay?docid=-6609381536162671264&q=the+great+global+warming+swindle&ei=vsQwSIHNLoaW2QKpu8WIBg).
Wątpię czy Al Gore jest tak „bez wątpienia oddany sprawie dobra ludzkości", jak twierdzi Prof. Tomiałojć. Podejrzewam, że chodzi mu raczej o dobro swoje. Moje stwierdzenie, że „właśnie zaczął wielką i kosztowną kampanię na rzecz walki z globalnym ociepleniem" jest prawdziwe. Przed kilkoma tygodniami Gore wyasygnował 300 milionów dolarów na trzyletnią akcję reklamowania „global warming". Jednocześnie zainwestował 683 miliony dolarów w świetny interes: w subwencjonowane przez rząd „zielone" technologie, m.in. w biopaliwa, odpowiedzialne za obecny kryzys żywnościowy.
To nie jest tak, że mamy dwie hipotezy: jedna o ogrzewaniu klimatu a druga o ochłodzeniu. Są trzy hipotezy. Pierwsza twierdzi, że obecne optimum klimatyczne jest kolejną ciepłą fazą (interglacjałem) naturalnego cyklu zmian klimatu, trwającą już około 11 400 lat, jednym z błogosławionych okresów ciepła jakie się w nim zdarzyły, korzystnych dla biosfery, podobnym do wielu poprzednich. Druga twierdzi, że obserwowane od 1975 r. ocieplenie jest spowodowane przez człowieka. Trzecia zaś mówi, że ciepła faza skończy się niedługo wskutek malejącej aktywności Słońca i za około 30 lat Ziemia znajdzie się w sytuacji podobnej jak w okresie minimum Maudera w latach 1645 - 1715, apogeum Małej Epoki Lodowej, kiedy liczba plam słonecznych wyniosła 50 zamiast jak typowo 40 000 - 50 000. Wskazuje na to stan obecnego 24. cyklu słonecznego, który zaczął się 11 grudnia 2007 i jak dotąd pokazała się jedna, krótko żyjąca plama. Jednak niektórzy klimatologowie i astronomowie, oceniając sytuację w skali geologicznej, sądzą, że współczesny interglacjał powinien już niedługo się skończyć i Ziemia wkroczyć w nową, trwająca około 100 000 lat epokę lodową (Bryson, 1993; Hoyle and Wickramasinghe, 2001). (Broecker, 1995) ocenił, że może to nastąpić nawet w ciągu 50 do 150 lat.
W sprawie „3700 uczonych z całego świata" współpracujących z IPCC proponuję wysłuchanie wypowiedzi prof. R.S. Lindzena, członka IPCC, dementującej tę liczbę w cytowanym powyżej filmie, lub porównać ją z liczbą 32 000 naukowców którzy złożyli swe podpisy pod Petycja Oregońską, uznającą oceny IPCC za fałszywe.
Wydaje mi się, że cytowanie przez mnie krytycznych artykułów Nature z r. 1991 i 1994 nie wskazuje, jakobym twierdził, że „redakcja Nature nadal krytykuje IPCC".
Należę do grupy naukowców (jestem profesorem nauk przyrodniczych) którzy nie wątpią, że żyjemy w okresie naturalnego ocieplenia klimatu, które rozpoczęło się przed istotnym zwiększeniem przemysłowych emisji CO2, lecz którzy uważają, że nie ma żadnych obserwacji potwierdzających wpływ tych emisji na klimat.
W sprawie dowodów na fałszowanie danych odsyłam do mojej odpowiedzi prof. Hamanowi.
Prof. Tomiałojć odnosi się do dwóch wykresów w drukowanej wersji mojego artykułu, określając je jako „sfałszowane".
Wykres pierwszy pochodzi z pracy (Beck, 2007), w której autor posłużył się swoją analizą 90 000 bezpośrednich chemicznych oznaczeń CO2 w atmosferze, wykonanych w Europie, Ameryce i Azji w okresie 1812 - 1961. Wskazują one, że w ciągu ubiegłych 200 lat poziom CO2 w powietrzu był w latach 1820, 1855 i 1940 znacznie wyższy niż obecnie. Te chemiczne oznaczenia CO2, wykonane doskonałymi metodami, zostały przez klimatologów odrzucone jako nie zgadzające się z hipotezą ogrzewania klimatu przez człowieka. Beck przedstawił również na tym wykresie pośrednie oceny zawartości CO2 w atmosferze przez pomiar CO2 w rdzeniach lodowych.
Te lodowcowe pomiary są znacznie niższe od pomiarów bezpośrednich w atmosferze i nie wykazują żadnej fluktuacji. W wielu publikacjach wykazałem, że lodowcowe pomiary CO2 są zaniżone o 30 do 50% wskutek utraty tego gazu z inkluzji powietrza zawartych w lodzie i że dlatego są złą podstawą do oceny zmian klimatu. Zostało to ostatnio potwierdzone w pracy (Drake, 2008). I wreszcie trzecim elementem tego wykresu, skomponowanego przez Becka, jest rekonstrukcja temperatury na Antarktydzie, dokonana w pracy (Schneider et al., 2006) na podstawie analizy stabilnych izotopów zawartych w lodzie zdeponowanym w latach 1800-1999, na 5 stacjach antarktycznych: Law Dome, Siple Station, Dronning Maud Land, US ITASE 200-1 and US ITASE 200-5. Ja nie zafałszowałem niczego. Beck oraz Schneider et al. rzetelnie przedstawili wyniki swych prac. Tylko rysownik POLITYKI się pomylił: określił krzywą temperatury jako pochodząca z Arktyki, zamiast (jak jest poprawnie w podpisie) z Antarktydy. Fałszerstwo, wg. Prof. Tomiałojcia, ma polegać na nie przedstawieniu w tym wykresie danych z ostatnich 20 - 40 lat.
Krzywa temperatury mierzonej w lodzie sięga do ostatnich 9 lat, pomiary chemiczne CO2 w powietrzu zaprzestano robić w r. 1961, i dlatego na wykresie nie ma danych z lat późniejszych. Z podobnych powodów lodowcowe oznaczenia CO2 nie sięgają późniejszych lat. Wykres pierwszy wyraźnie pokazuje, że około roku 1830 temperatura na Antarktydzie była niemal identyczna jak w latach 1990-tych, a poziom CO2 w atmosferze fluktuował zgodnie z temperaturą, i był znacznie wyższy niż wskazują błędne oceny lodowcowe. Te fakty całkowicie nie zgadzają się z hipotezą ogrzewania klimatu przez człowieka. Czy dlatego koniecznie muszą być uznane za „sfałszowane"? A może raczej fałszywą jest hipoteza a nie fakty?
Wykres drugi pochodzący z pracy (Archibald, 2008) jest niemal dokładną kopią powszechnie znanego klimatologom wykresu z pierwszego raportu IPCC z r. 1990, rys. 7.1, str. 202. Oryginalny wykres IPCC z r. 1990 przedstawia wielkie fluktuacje klimatu w ciągu ostatniego miliona lat, 10 000 lat oraz ostatniego tysiąclecia, kończąc się około r. 1990. Jednak w raporcie IPCC z r. 2001 znikło zarówno Ocieplenie Średniowieczne, jak i Mała Epoka Lodowa i pozostało jedynie Współczesne Ocieplenie, w postaci niesławnej, zafałszowanej „krzywej hokejowej", demonstrującej gwałtowny wzrost temperatury w XX wieku (patrz niżej). „Krzywa hokejowa" stała się na kilka lat sztandarem IPCC, który jednak „wyprowadzono" po druzgocącej krytyce kilku zespołów uczonych. Na omawianym wykresie krzywa temperatury została przedłużona przez Archibalda do r. 2000, a więc obejmuje pożądane przez Prof. Tomiałojcia ostanie 20-40 lat.
Z wykresu jasno wynika, że określenia temperatur „zimniejsze" i „cieplejsze" odnoszą się do średniej z okresu 760-2000. Na wykresie IPCC (1990) średniowieczne ocieplenie oceniono na około 0.6oC powyżej średniej, Archibald uwzględnił nowsze dane wskazujące, że było ono około 2oC powyżej średniej (CO2Science, 2008).
To, że najpierw zmienia się temperatura o dopiero potem poziom CO2 w powietrzu, co wyraźnie wskazuje, że przyczyną zmiany jest temperatura a nie CO2, udowodniono w wielu pracach analizujących rdzenie lodowe z okresu ubiegłych kilkuset tysięcy lat, np. (Caillon et al., 2003; Fischer et al., 1999; Idso, 1988; Indermuhle et al., 2000; Monnin et al., 2001; Mudelsee, 2001). W tym przypadku opóźnienie CO2 sięga kilkuset lat. W krótszych okresach czasu (ostatnie ~200 lat) Beck stwierdził, że opóźnienie CO2 wobec zmiany temperatury sięga około 5 lat: http://www.biokurs.de/treibhaus/180CO2_supp.htm.
„Krzywa hokejowa" ipcc (2001) wg. Mann et al., 1998, poprawiona przez (Mcintyre and Mckitrick, 2003).
Prof. Tomiałojć myli się mówiąc o metodyce badań. Jest powszechną praktyką porównywanie wyników badania CO2 w powietrzu różnymi metodami, a nawet łączenie przez glacjologów ich zaniżonych wyników z rdzeni lodowych w jedną gładką krzywą z wynikami oznaczeń CO2 w atmosferze, prowadzonych na aktywnym, emitującym CO2 wulkanie Mauna Loa na Hawajach. W tym celu przyjęli oni fałszywe założenie, że wiek inkluzji powierza w rdzeniu lodowym z Siple na Antarktydzie jest o 83 lata młodszy od wieku lodu. Jak powstała ta „hokejowa krzywa CO2" przedstawia powyższy rysunek (wg. (Jaworowski, 2004). Glacjologowie znaleźli w lodzie zdeponowanym w r. 1890 koncentrację CO2 wynoszącą 328 ppmv, zamiast około 290 ppmv jak wymaga hipoteza ogrzewania klimatu przez człowieka. Podważało to najważniejszy fundament tej hipotezy. Stężenie 328 ppmv wystąpiło w atmosferze 83 lata później, tj. w r. 1973, co jasno wskazywało, że poziom CO2 był w XIX wieku podobny jak w XX. Ten poważny kłopot rozwiązano prosto: arbitralnie, bez żadnych podstaw eksperymentalnych, obniżono wiek powietrza dokładnie o 83 lata. Opisali to dokładnie w r. 1985 (Neftel et al., 1985). Przez następne dwie dekady, zasada arbitralnego obniżania wieku inkluzji gazowych w lodzie, tak jak dyktowała to aktualna potrzeba, często nawet o tysiące lat, była powszechnie używana przez glacjologów, a krzywa z Siple stała się sztandarem w walce o uratowanie Ziemi przed grzesznym człowiekiem i dwutlenkiem węgla, który z „gazu życia" przemianowano na groźne skażenie.
Pisząc o krytyce duńskich badań nad wpływem promieni kosmicznych na ziemski klimat, przeprowadzonej przez Sloana i Wolfendala, Prof. Tomiałojć prawdopodobnie nie czytał Addendum w cyfrowej wersji mojego artykułu w POLITYCE, w którym omawiam te sprawę. Zachęcam do przeczytania tego Addendum oraz mojej odpowiedzi Prof. K. Hamanowi.
Twierdzenie Prof. Tomiałojcia, że „zimne studnie" są zjawiskami lokalnymi a nie globalnymi i nie utrzymują się przez dziesięciolecia, nie jest zgodnie z fluktuacją temperatury globalnej w XX wieku. Silne ochłodzenie obu Półkul wystąpiło w okresie 1900 - 1920, a potem 1946 - 1975 (IPCC, 1990). Natomiast globalne ocieplenie w latach 1910 - 1945 (+0.14oC), było większe i bardziej „strome" niż w latach 1976 - 2000 (+0,11oC) (IPCC, 2001).
Sadzę, że pozostałe uwagi Prof. Tomiałojcia nie dotyczą mojego artykułu.
Wszystkim Panom Profesorom dziękuję za poświecenie uwagi mojemu artykułowi. Sadzę, że ta dyskusja pomoże czytelnikom POLITYKI wyrobić sobie racjonalną opinię o zmianach klimatu.
Zbigniew Jaworowski