Lepiej by było, gdyby Jarek Kulczycki nie witał po imieniu zagranicznych gości, którzy zaszczycili jubileuszową składankę patriotyczną zorganizowaną przez Pałac Prezydencki i TVP. Bo jakościowo ta lista nie odbiegała od listy wcześniejszych sukcesów międzynarodowych PiS-u. A najlepiej by było, gdyby Prezydent użył jakiegokolwiek pretekstu i odwołał imprezę, zanim po ambasadach i kancelariach świata rozniosło się, jaka była skala klapy Wielkiego Balu u Prezydenta.
Gdybym miał dobry charakter, w tym miejscu bym skończył. Ale dobry charakter można mieć prywatnie, a tu mówimy o pozycji Polski w Europie, Świecie i tak dalej. Więc powiem więcej. Artyści dali z siebie, co umieli, czyli to, co dają na firmowych imprezach, z których większość z nich żyje. TVP oprawiła to, jak potrafiła, czyli tak, jak oprawia tańce na lodzie czy wodzie. Prezydent zaprezentował swoją historyczną narrację, która może nawet dałaby się obronić na egzaminie magisterskim. Ale Polska dostała w twarz. Na własne życzenie Prezydenta zostaliśmy jako państwo sprowadzeni do poziomu, który może przysługuje PiS-owi i Lechowi Kaczyńskiemu, ale nie Polsce będącej poważnym europejskim krajem.
Mam o to do prezydenta i jego otoczenia duży żal. Bo za te pieniądze i przy takim wysiłku można było zrobić coś dla Polski dobrego, gdyby tylko Pałac Prezydencki miał odrobinę klasy. Gdyby nie małostkowość wobec Lecha Wałęsy. Gdyby nie balowa tromtadracja. Gdyby zamiast chałtury goście mogli posłuchać oryginalnej muzycznej produkcji - choćby autorstwa i w wykonaniu Krzysztofa Pendereckiego (jak to było na podobnych uroczystościach w Jerozolimie, Atenach, Pekinie). Gdyby wreszcie Prezydent umiał się choć w jednym przemówieniu wyzwolić z partyjnych uwikłań i mówić o polskiej polityce zagranicznej, a nie o polityce swego brata i własnej - może byśmy uniknęli wstydu.