Julka i my
Julka. Gdy się urodziła, przestała być ważna. Bo jej matką była Alicja Tysiąc
Kiedy Julka była zarodkiem, w jej sprawie zabierali głos politycy, księża, obrońcy życia. Ale gdy się urodziła, przestała być ważna jako człowiek. Tak jakby istotność Julki już zawsze polegać miała tylko na tym, kim była w łonie matki. Matka to Alicja Tysiąc. Używana publicznie wedle poglądów. Feministki: w marcu 2007 r. wyrokiem Trybunału w Strasburgu Tysiąc odzyskała godność. Kiedy zaszła w ciążę, lekarze nie pozwolili jej wybrać – stracić dziecko czy wzrok. Kościół: w marcu 2007 r. Trybunał zasądził odszkodowanie dla Tysiąc, co jest nagrodą za niezabicie Julii. 25 tys. srebrników w walucie euro.
Na użytek propagandowy psychiką Julki opiekują się różne panie, obrończynie idei życia, panie z fundacji Dzieci Niczyje, panie sędziny, psycholożki. Pytają, czy ma zabawki? Kota? Psa? Czy czuje się w domu kochana? Na łamach katolickich gazet zaocznie stwierdzono u Julki syndrom ocaleńca: „Takie dzieci jak Julia czują się winne, że istnieją, a poczucie to powoduje dalsze konflikty natury hamletowskiej: być czy nie być, studiować czy nie studiować, cieszyć się czy nie cieszyć. Ponadto takie osoby bardzo boją się śmierci”.
A-li-cja...
Julka boi się śmierci. Na pogrzebie dziadka płakała najmocniej ze wszystkich. Dziadek był taki, że jak szedł do łazienki umyć Julci ręce, a Julcia chciała się kąpać, bo u dziadka jest taka duża wanna, puszczał wodę, której nie żałował tylko dla Julci, i kąpała się w wodzie do woli. Alicja: – Co ty robisz, tato, włosy mokre. – Ale Julcia... Umarł kilka dni przed werdyktem sędziów Trybunału. Czekał na tę sprawiedliwość. Julka chodzi na jego grób. Klęka, każe wszystkim odejść i płacze.
Nie rozumie, że urodziła się niezgodnie z Konwencją Praw Człowieka, czym naruszyła prawo do wolności i prywatności matki. Rozumie, że hasło Alicja Tysiąc jest ważne. Kiedy Julka chce zrobić mamie na złość, wpisuje w googlach „Alicja Tysiąc” i czyta z dziecięcą zadziornością: A-li-cja Ty-siąc, A-li-cja... Trudno przed tym Julkę ochronić. Lepiej sobie radzi z komputerową klawiaturą niż mama, która na ulicy nie widzi, czy ma zielone światło, a w hipermarkecie zostawia 2 zł w wózku, o których zapomina z niewidzenia.
1 września Julka zapytała swoją panią, czy na pewno zda. Ma potrzebę upewniania się, że w przyszłości będzie dobrze. Właśnie zaczęła drugą klasę. Pewna fundacja podarowała Julce wielkie pudło kredek. – Będę, mamusiu, miała kredki do końca życia. Nie włącza lalki na baterię, żeby starczyły do końca życia.
Alicja śpi z Julią na jednej wersalce. Są tak blisko, że trudno powiedzieć, która pierwsza zaczyna chorować na grypę. Łapią ją jednocześnie. Za przepierzeniem na piętrowym łóżku śpią starsze dzieci Alicji Tysiąc i tata. Szybko można nauczyć się kantów w ciemności, jeśli żyje się na 29 m kw. Lekarz kazał Alicji nauczyć się rozkładu mieszkania na pamięć.
Nocą przy łóżku stawia taboret. Na taborecie lampkę i okulary. Alicja Tysiąc budzi się, maca, wkłada okulary. Potem szuka przycisku. Światło. Bez okularów i żarówki nocą widzi czarno-granatowe nic. Coś jak w filmach dokumentalnych o kosmosie.
Srebrniki
Chciała w Trybunale wyglądać ładnie. Kupiła na bazarze brązowy sweterek i czarną spódnicę. Patrycja, 14-letnia córka Alicji Tysiąc, sama wybrała korale. Sala była piękna. Po szafirowym dywanie w żółte gwiazdy wszedł rządek sędziów w żabotach. Scena, jaką widziała (kiedy widziała) na filmach kostiumowych. W rogu sali siadła polska delegacja obrońców życia Julki. Najlepiej zapamiętała kubek z wodą. Stał przed nią na ławie. Dwie godziny myślała o tym kubku: napić się czy nie? Jak sięgnie po kubek, pomyślą, że za dobrze widzi. Nie dotknęła. Werdykt brzmiał: Julia urodziła się łamiąc Konwencję Praw Człowieka.
Ks. Marek Gancarczyk, redaktor naczelny „Gościa Niedzielnego”, wyraził przerażenie dzisiejszym światem, w którym chroni się jajka wróbli w gniazdach, a mama otrzymuje nagrodę za to, że chciała zabić dziecko, na co jej nie pozwolono. Ksiądz porównał sędziów do esesmanów z Auschwitz, którzy – jak doktor Mengele i Rudolf Hess – zapewne po krwawej pracy jeżdżą na weekendy w ładne miejsca. Świat, w którym Polska otrzymała naganę za to, że uratowała życie, przeraził też prymasa Józefa Glempa.
Do Alicji Tysiąc przychodzą listy: Te srebrniki szczęścia nie dadzą. Drze. Albo: czerwonym długopisem rozpisany różaniec, ile razy odmawiać w ciągu dnia. W środku obrazek z Jezusem i 10 zł. Podpis: To nie ja daję, to Bóg. Drze. Większość srebrników od razu zajęli komornicy za długi, których narobiła, wychowując trójkę dzieci. Z tego, co zostało, spłaciła resztę długów, z reszty kupiła szafę, łóżko, stół, sześć krzeseł oraz lepsze jedzenie, szyneczka, masełko. Potem się skończyły.
Oczy
Niedawno oczy Alicji Tysiąc badali w Paryżu. Rozrzedzoną siatkówkę można porównać do ruskiej torby z sizalowych włókien. Gdy włókna są ciasno splecione, towar się trzyma. Kiedy się przetrą, towar leci z torby. Oczy Alicji są tak samo nieprzydatne jak sparciała torba. Niby są, ale po co?
Zanim urodziła się Julka, świat Alicji powiększało do maksimum 20 dioptrii w szkłach okularów. Ciąża to tak, jakby włożyć do dziurawej ruskiej siatki jeszcze więcej, tyle, aż urwie się dno. Trzecia ciąża nie powinna się zdarzyć. Zdarzyła się. Więc latają Alicji przed oczyma takie czarne farfocle, im dłużej w ciąży, tym gęstsze. Jeśli krew trafi do plamki żółtej – koniec, ciemność. Ale okulista i ginekolog mają sumienia. Ryzykować, rodzić. 1,5 tys. zł i miało być po wszystkim. Cichutko by to wtedy załatwiła, ani prymas nie byłby przerażony światem, ani feministki swoim. Lekarz podniósł stawkę do 5 tys. zł. Aborcja trudna ze względu na stan zdrowia.
Więc poród był cesarski – a krwotok w oku podręcznikowy, ale krew nie znalazła ujścia do plamki żółtej. Dlatego Alicja Tysiąc może dziś poznać twarze dzieci z odległości metra. Zobaczyć, jak córkom rosną warkocze. Głos: – To co, zostawia pani dziecko w szpitalu? – Nie. Minęło 7 lat. Codziennie rano Alicja prowadzi Julkę do szkoły. A Julka prowadzi Alicję: – Mamusiu, zielone. – Czy pani Alicja Tysiąc? – pytają przechodnie. Można powiedzieć, że jest celebrytką w świecie bioetyki. Przedyskutowano publicznie najintymniejsze szczegóły z jej życia. Że żadna antykoncepcja w przypadku Tysiąc nie wchodziła w grę, że zawiodła prezerwatywa. Nigdy nie wie: powiedzieć – to ja, czy nie? Przecież idzie z Julką. Jeśli zaprzeczy, Julka na pewno zapyta: mamusiu, ależ to ty? Nie może podważać 7-letniej tożsamości Julki. Więc mówi: jestem Alicja Tysiąc. Częściej słyszy, że ma oczy szatana, rzadko proszą o autograf.
Julka wie, że do szkoły trzeba siebie i mamę prowadzić powolutku, bo siatkówka nie jest do oka przyklejona, jak oczy na klej w wycinankach, tylko leży sobie na oku. Mama potknie się, dźwignie, schyli, tramwaj szarpnie, w każdej chwili może spaść.
Święta komunia
Krystian ma już 15 lat, Partycja 14. Starsze dzieci Alicji Tysiąc mają żal. Nie za to, że czasem leje herbatę obok szklanki, a one zatrzymują jej ręce: mamusiu! Za to, że do Pierwszej Komunii poszli rok później niż wszyscy. Ale proboszcz powiedział ich mamie, że dla niej to powinna być osobna msza. Przed komunią wezwał Alicję Tysiąc. Warunek postawił taki: pójdzie do telewizji, wycofa to, co mówiła wcześniej, powie: jestem niedoszłą dzieciobójczynią i wstydzę się swoich myśli. Nie mogła. Czuła, że gdyby to zdarzyło się jeszcze raz, sprzedałaby ostatni mebel, żeby zrobić to po cichutku. Nie puściła dzieci. Bo, co on wie, taki gnój? Co on może wiedzieć, jak się dzieci przewija? Jak się leci do lekarza z dzieckiem, kiedy się poda przeterminowane leki, bo się nie widzi? Jak się wtedy zamiera. W jakim łóżku on śpi, ten ksiądz? Kiedy rozpadło się łóżko starszych dzieci, trzy miesiące spały na terakocie. No to Chrystusa przyjęły rok później.
To było zaraz po komunii. Krystian przyleciał ze szkoły przestraszony: – Mamo, dlaczego ty mnie urodziłaś przez cesarskie rozcięcie? Bolało? Czy płakałaś? Jak wyglądał ten nóż? Zatkało ją. Skąd on, chłopiec, mógł wiedzieć o tej cesarce? Krystian dostał złoty medal w piłce nożnej, ale już nie gra, bo nie ma na klubowe składki i na buty.
Patrycja jest najlepsza w klasie z angielskiego, ale nie ma kompletu książek na nowy szkolny rok. Aktualny problem Patrycji to nie wchodzić z mamą do szmateksów po ciuchy. To dla niej poniżające. Wstydzi się biedy bardziej niż tego, że mama rozpoznaje ją wśród innych dzieci po kolorach ciuchów, które zakłada do szkoły.
Obrońcy
Telefon. Do Alicji Tysiąc dzwoni starsza kobieta: – Pani powinna to dziecko oddać. – Komu, pani czy Kościołowi?! Trzask słuchawką. Zdiagnozowano u Alicji nerwicę z objawami paniki. Ze strachu, że zabiorą jej dzieci, bała się nawet kąpać. Nalewała centymetr wody i wołała Patrycję, żeby siedziała w łazience. Co będzie, jak się utopi? Boi się zemdleć, boi się umrzeć. Zwolniła się z pracy, bo bała się do niej jeździć. Zanim Marek Balicki załatwił najlepszego psychiatrę, codziennie wzywała pogotowie, bo myślała, że nie oddycha. Śni tylko jeden sen. Zachodzi w ciążę, co teraz? Budzi ją Julka: mamusiu... Jest spocona. Wkłada okulary i idzie płakać do łazienki. Obsesyjnie czyta ulotki do leków i nosi relanium w torebce.
Telefon. – Szczęść Boże, proboszcz mówi. Ja w sprawie tej NASZEJ Julki. – Jakiej naszej? – pyta. Latami chodziła po marmurowych posadzkach kościołów, niech ktoś się zlituje i Julkę ochrzci. Ale na zapisanie Julki, tak kochanej przez Kościół, do rodziny Bożej, musi być zgoda proboszcza. Odmawiał.
Paryż. Dowiedziała się, że tam to się odbywa bez tych wszystkich pieczątek. Obiecała to Julce. Że odłoży na podróż i w samym Paryżu ją ochrzczą. Bo Julka zaczęła już drugą klasę. Ciągle przykleja nos do szyb sklepowych, za którymi wiszą białe sukienki z tiulem. Będą w nich szły do komunii koleżanki z klasy, będą kręcić kasety. Na religii katecheta pytał dzieci, czy wszystkie są ochrzczone. Tylko Julka podniosła rękę, że nie. Czuła się wyjątkowa: – Będę ochrzczona w Paryżu – powiedziała tonem wręcz zarozumiałym.
W sprawie chrztu Julki Alicja Tysiąc pojechała do kurii na ul. Miodową w Warszawie. Otworzył człowiek w sutannie, poznał, że to ta Tysiąc, co chciała zabić. – Pani do mnie? – Tak. – Na pewno? Prosiła o pozwolenie na chrzest. Pokazała Julki książkę od religii, że na nią uczęszcza. Ksiądz rzucił ją na stół: – Książkę to można sobie kupić. – Tak, pokolorować i ocenę postawić – odcięła się. Zaczęła pyskówkę o tych pedofilach, molestantach, Petzu. Ksiądz: – Za to jest w katechizmie rozgrzeszenie, za morderstwo nie. Wyszła.
Matka
Więc obrońcy życia Julki nie pozwalają Julce zapomnieć o złej matce. Założyli forum Alicji Tysiąc. Jakaś pani napisała: „Nie chciałabym być jej córką. Kiedy patrzyłabym na jej oczy schowane za grubymi soczewkami, czułabym się winna, że żyję”. „Nie dość, że chciała ją zabić, to jeszcze kaleczy jej psychikę dla kasy”. „Nie chcę partycypować w kosztach seksu Alicji Tysiąc”.Tomasz Terlikowski wyraził w mediach refleksję: „Adolf Eichmann też nie łamał hitlerowskich praw. Czy od teraz, żeby nie sprawiać przykrości jego dzieciom, przestaniemy określać jego działalność jako zbrodniczą”.
Jan Pospieszalski miał lepszą matkę niż Julka. Pisze: „Moja mama powinna być milionerką, bo tak przeliczyłem odszkodowanie za dziewięć urodzeń, które przeżyła. W siermiężnych warunkach PRL, w jakich przyszło żyć naszej rodzinie, miała kłopoty z tarczycą, traciła zęby, cierpiała na bóle kręgosłupa. Potem na skutek nowotworu usunięto jej pierś. W wieku 67 lat zmarła. Jak miliony matek poświęciła karierę zawodową, zdrowie i w końcu życie swoim dzieciom. Żałuję, że pani Alicja nie spotkała nikogo takiego jak moja mama”.
Kiedyś zaprosił Alicję Tysiąc do programu „Warto rozmawiać”. Po stronie obrońców życia była para niewidomych rodziców, którzy adoptowali dziecko z zespołem Downa. Mieli publicznie pokazać Alicji, że – proszę – można wychować dziecko nie widząc, w dodatku z Downem. Miało rok, podczas programu kołysali je w wózku. Zapytała: jak szukają swojego dziecka? Radzą sobie świetnie. Tacy się urodzili. Nie musieli nagle uczyć się niewidzenia. Po stronie życia była jeszcze dziewczyna. Urodziła dziecko, ale po trzech dniach zmarło. Jest szczęśliwa, że żyło choć trzy dni.
Konkluzja: Alicja Tysiąc swojej córki nie zabiła, a jej szczątki nie wylądowały w kuble na odpadki. Nie dlatego, że nie chciała. Nie pozwolono.
Alicja Tysiąc nie mówi Julce, jak ją kocha, częściej niż mówi to przeciętna matka. Pytanie, co było, gdyby miała wtedy te 5 tys., nie istnieje. Czasem prowadzą się razem z Julcią do szkoły, a Alicji się to powie: – Julka, ty nawet nie wiesz, jak ja cię kocham. – Ja ciebie mocniej o 10 razy. Potem całą drogę droczą się na miłość. Wieczorami, zanim położy okulary na stołku, Julka streszcza jej swój dzień. Wczoraj była w szkole pierwszy raz po grypie. Pojechali z klasą na wycieczkę oglądać pomnik Chopina. Kupiła za 4 zł obrazek z Chopinem. Więc w nagrodę za komunię oprócz sukienki najbardziej chce telefon, bo dzieci robiły nimi zdjęcia Chopina za darmo.
Homilia
3 maja 2008 r. w Matki Boskiej Królowej Polski na jasnogórskim szczycie zebrało się 30 tys. wiernych. Prymas Glemp wygłosił do nich homilię. Z tego, co kardynał Glemp wyczytał w prasie, dziecko Alicji żyje, jest zdrowe i ma 7 lat, a jedyną konsekwencją urodzenia dziecka dla zdrowia matki była konieczność kupienia okularów za tysiąc złotych. Zapewne prymas czyta „Gazetę Wyborczą”. Alicja Tysiąc powiedziała „Gazecie”: „Noszę okulary minus 20 dioptrii, powinnam nosić minus 26, ale kosztują tysiąc złotych, ja mam 418 zł renty”. Nie zadzwoniła do Glempa zapytać, jak chodzi w nocy do łazienki? Czy obija się o ściany własnej rezydencji? Przytyła od psychotropów i obija się jeszcze bardziej. Wierni z osiedla zanotowali, że utyła. Mówią, że to od srebrników.
Trzy miesiące temu do Federacji na rzecz Kobiet i Rodziny zadzwonił ks. Adam Boniecki. Prosił o spotkanie z panią Alicją. Bała się. Wszedł piękny, stary, spokojny człowiek. Powiedział, że rozumie. Dał wizytówkę, jeśli kiedykolwiek będzie mógł pomóc. Sprawiał wrażenie, jakby wstydził się za tych wszystkich sędziów.
Niedawno Julka brała udział w konkursie recytatorskim. Wybrała wiersz o panu Hilarym, który szuka okularów. Mówiła najładniej ze wszystkich dzieci.
Julka ma dużo misiów, dla których jest mamą. Niedługo zacznie się zima, więc ze swoją mamą chodzi po szmateksach kupować dla misiów malutkie czapeczki. Sprzedawczyni myśli, że są dla dzidziusia, którego urodziła mama. Pyta: no, jak dzidziuś ma na imię, a Julka, że to tajemnica. Nie można mówić nigdzie i przy nikim, jak się nazywają misie. Julka chroni prywatność misiów.