Niemiecki eseista Sebastian Haffner w swych „Rozważaniach o Hitlerze” (ukazały się także po polsku) pisze, że z całej serii popełnionych przez niemieckiego dyktatora błędów ten właśnie – wypowiedzenie wojny Stanom Zjednoczonym – był najbardziej bezsensowny, a motywy zupełnie niezrozumiałe. Wielka Brytania wciąż była niepokonana, a rozpoczęty pół roku wcześniej blitzkrieg przeciwko Związkowi Radzieckiemu ostatecznie załamał się właśnie w początkach grudnia 1941 r., gdy pod Moskwą ruszyła potężna radziecka kontrofensywa.
Co więcej, zawarty przez Berlin, Tokio i Rzym we wrześniu 1940 r. Pakt Trzech był układem defensywnym i nie zobowiązywał Rzeszy do takiego kroku. Jaki zatem sens miało dodanie przez Niemcy do dwóch dotąd niepokonanych nieprzyjacielskich mocarstw także trzeciego, o potencjale zdecydowanie większym niż te, jakimi dysponowały Wielka Brytania i ZSRR? Dla Haffnera nie ulegało wątpliwości: był to akt szaleńczy, zwłaszcza że Niemcy nie dysponowały praktycznie żadnymi instrumentami wojskowymi, by realnie zagrozić Ameryce. Poza tym Hitler swą deklaracją wyświadczał ogromną przysługę Franklinowi D. Rooseveltowi. Amerykański prezydent od dłuższego już czasu wspierał Wielką Brytanię i świadomie dążył do wystąpienia przeciwko hitlerowskiej Rzeszy, którą słusznie uważał za ogromne zagrożenie dla demokratycznego świata. Niemniej musiał uwzględniać izolacjonistyczne nastroje w swym kraju, w obliczu których nie mógł nawet myśleć o wypowiedzeniu Hitlerowi wojny – zwłaszcza tuż po Pearl Harbor, gdy uwagę amerykańskiej opinii publicznej zaprzątała niemal wyłącznie Japonia.
A jednak w kalkulacjach führera doszukać się można było cech swego rodzaju racjonalności. Pod warunkiem jednakże, że uwzględni się globalną strategię nazistowskiego dyktatora i jego maniacką skłonność do gry va banque. Na tym tle można zrozumieć, że właściwie nie miał zbyt dużego wyboru.
Wspólny przeciwnik
Stany Zjednoczone obecne były w programie Hitlera już w latach 20. Na kartach „Mein Kampf” o Ameryce wprawdzie ledwie napomykał, lecz już w swej kolejnej, zredagowanej w 1928 r., książce poświęcił amerykańskiemu kolosowi znacznie więcej uwagi. Wskazywał, że USA zmierzają ku pozycji nowego władcy świata, a młody naród amerykański siłą rzeczy będzie musiał przejść do ekspansji zewnętrznej.
W zakończeniu tej tzw. Drugiej Książki Hitlera znalazły się uwagi, że w przyszłości należałoby pomyśleć o „nowym porozumieniu, zawartym przez państwa o wysokiej wartości narodowej”, które będzie musiało stawić czoła groźbie amerykańskiej hegemonii w świecie. Dawał też do zrozumienia, że koalicji takiej przewodziłyby nazistowskie Niemcy, mocarstwo dbające o czystość rasową swego narodu.
Tyle tylko, że były to dywagacje o zadaniach dla następnego pokolenia Niemców. Za życia Hitlera niemieckie imperium miało „jedynie” stać się hegemonem w skali kontynentu. Do 1939 r. USA nie zajmowały więc poczesnego miejsca w nazistowskiej polityce zagranicznej. W relacjach na linii Berlin–Waszyngton panował chłód, gdyż amerykańska opinia publiczna przyjmowała z oburzeniem doniesienia prasowe z Trzeciej Rzeszy, zwłaszcza o antysemickich ekscesach. Prezydent Roosevelt, od początku krytycznie nastawiony wobec reżimu hitlerowskiego, proponował nawet w głośnym przemówieniu z października 1937 r. poddanie niektórych niewymienionych z nazwy mocarstw swoistej kwarantannie. W 1939 r., podczas kryzysu dyplomatycznego bezpośrednio poprzedzającego wybuch wojny, Roosevelt całkowicie sympatyzował z państwami usiłującymi powstrzymać drapieżne hitlerowskie mocarstwo. Większego wpływu na politykę Berlina to jednak nie miało.
Dopiero latem 1940 r. amerykański prezydent mógł już pozwolić sobie na udzielenie wsparcia niemalże osamotnionej Wielkiej Brytanii. Jednocześnie rola Stanów Zjednoczonych w niemieckiej strategii politycznej zwiększyła się kolosalnie. Hitler przekonywał swe otoczenie, że stojący na czele rządu Jego Królewskiej Mości Winston Churchill kontynuuje opór, gdyż liczy zarówno na ZSRR, jak i na Amerykę. Oba te mocarstwa oskrzydlały powstającą „tysiącletnią Rzeszę”. Führer twierdził zatem, że z tego głównie powodu Niemcy powinny uderzyć na Związek Radziecki. Z drugiej strony czynił wszystko, by trzymać Amerykanów z dala od europejskiego teatru działań wojennych. Najbardziej użytecznym instrumentem stała się Japonia. To jej przypaść miała rola mocarstwa szachującego Waszyngton.
W Tokio od dłuższego czasu trwał spór, jaki kierunek miałaby przybrać ekspansja tego kraju – czy kosztem ZSRR, czy poprzez kolizję z Anglosasami? Przyszli sojusznicy, Niemcy i Japonia, od kilku lat nie potrafili ustalić, kto ma być wspólnym przeciwnikiem. W 1936 r. Berlin i Tokio podpisały wymierzony w ZSRR pakt antykominternowski, lecz niespełna trzy lata później hitlerowskie Niemcy doszły do porozumienia ze Związkiem Radzieckim (pakt Ribbentrop-Mołotow), nie oglądając się na japońskiego partnera, którego wojska akurat toczyły walki z Armią Czerwoną na terenie Mongolii. W Berlinie żartowano nawet, że Stalin niedługo stanie się sygnatariuszem paktu antykominternowskiego, lecz w Tokio, gdzie podpisanie niemiecko-radzieckiego układu było jednym z powodów upadku rządu, wcale nie było do śmiechu.
Tymczasem seria błyskotliwych zwycięstw oręża niemieckiego spowodowała, że latem 1940 r. Rzesza znów stała się dla Japonii atrakcyjnym partnerem. Beznadziejnie uwikłani w walki na terenie Chin, Japończycy postanowili znormalizować swe relacje z Moskwą, by skierować wzrok na południe. Klęska Holandii i upadek Francji spowodowały, że kusić zaczęły ich nie tylko Indie Holenderskie i Indochiny, lecz także posiadłości brytyjskie. Groziło to jednak konfrontacją z Amerykanami, czującymi coraz wyraźniej zagrożenie ze strony cesarstwa dla swych pozycji w strefie Pacyfiku. Już w styczniu 1940 r. niemiecki ambasador w Tokio raportował do centrali: „Głównym przeciwnikiem Nowego Ładu w Azji coraz wyraźniej stają się Stany Zjednoczone”.
Arsenał demokracji
Ponowne zbliżenie niemiecko-japońskie przypieczętował uroczyście zawarty 27 września 1940 r. Pakt Trzech. Układ wymierzony był niedwuznacznie w Amerykę, lecz jego funkcja była mocno ograniczona. Miał odstraszać Waszyngton od ingerowania w bieg wydarzeń zarówno w Europie, jak i w Azji Wschodniej.
Na zewnątrz dokument prezentował się wcale okazale, lecz w tajnej wymianie not nie przewidywano nawet, że w razie amerykańskiego ataku na którąś ze stron pozostali sygnatariusze pospieszą partnerowi z pomocą (co ciekawe, na taki zapis nalegali Japończycy). Z tego też powodu Niemcy w roku następnym poważnie obawiali się, że Tokio osiągnie jednak mimo wszystko porozumienie w przedłużających się negocjacjach z Waszyngtonem. A gdyby do tego doszło, Roosevelt miałby wolne ręce, by skoncentrować się na zagrożeniu hitlerowskim.
Pakt Trzech nie podziałał odstraszająco na Stany Zjednoczone. Przeciwnie: Ameryka nie tylko jeszcze silniej zaangażowała się w pomoc dla Wielkiej Brytanii, lecz podjęła akcje mające powstrzymać ekspansję Tokio. Formalnie wciąż neutralne, USA obrały kurs na kolizję zarówno z Niemcami, jak i Japonią.
Od 1940 r. Amerykanie udzielali Brytyjczykom pomocy materiałowej. Pod koniec grudnia, podczas jednej ze swych radiowych pogadanek przy kominku, Roosevelt ogłosił bez ogródek, że Stany stają się „arsenałem demokracji”. W marcu 1941 r. Kongres przyjął ustawę o pomocy dla państw walczących z Rzeszą (słynny program lend-lease). Po zaatakowaniu przez Niemcy ZSRR amerykańska pomoc objęła także to państwo.
Szczególnym gestem stała się Karta Atlantycka, ogłoszona przez Roosevelta i Churchilla w sierpniu 1941 r. Niedługo później, niemal w rok po podpisaniu Paktu Trzech, Roosevelt wygłosił szczególnie wojownicze przemówienie, w którym obwieścił, że amerykańskie okręty będą bez ostrzeżenia otwierały ogień do wojennych jednostek niemieckich i włoskich, jeśli te znajdą się w strefie określonej przez prezydenta za ważną dla bezpieczeństwa Stanów Zjednoczonych. Na mocy tego tzw. shoot-on-sight-order w sumie trzy czwarte północnego Atlantyku miało odtąd stać się niedostępne dla U-Bootów. Historycy są zgodni: Ameryka znajdowała się w stanie niewypowiedzianej wojny z nazistowską Rzeszą.
Hitler jednak mimo wszystko nie chciał dać się Rooseveltowi sprowokować i dbał, by nie stwarzać mu pretekstu do jawnej już interwencji. Powstrzymywał rwącego się przeciwko Amerykanom admirała Ericha Raedera, naczelnego dowódcę Kriegsmarine. Był jednak pewny, że wojna z USA nie tylko jest nieunikniona, ale dojdzie do niej w najbliższej przyszłości. Czynnikiem umożliwiającym znalezienie wyjścia ze strategicznego zapętlenia, w którym znalazły się Niemcy w 1941 r., miała być właśnie Japonia. Niemniej w Berlinie zamiary azjatyckiego cesarstwa właściwie wciąż pozostawały zagadką.
Jak odnotował w swym dzienniku gen. Franz Halder, jeszcze latem 1940 r. Hitler zapewniał, że po wyeliminowaniu ZSRR „odpadnie również Ameryka, ponieważ klęska Rosji spowoduje niebywały wzrost potęgi Japonii we wschodniej Azji”. Była to teza dość ekscentryczna; kanclerz zresztą szybko ją porzucił, gdyż bynajmniej nie lekceważył amerykańskiego potencjału. Generałowi Alfredowi Jodlowi mówił w grudniu 1940 r., że rozbicie Związku Radzieckiego musi nastąpić do końca roku następnego z uwagi na to, iż od 1942 r. Stany Zjednoczone będą już gotowe do zbrojnej interwencji przeciwko Niemcom. Uważał zatem, że po rozbiciu imperium Stalina Rzesza, dysponująca zasobami całego kontynentu europejskiego i mająca u swego boku Japonię, może z powodzeniem prowadzić wojnę z Anglosasami. Kalkulacje te zostałyby pokrzyżowane, gdyby toczące się w 1941 r. rozmowy japońsko-amerykańskie zakończyły się wynegocjowaniem kompromisowego porozumienia.
Najgorszy scenariusz
Należało zatem nakłonić Japonię do obrania kursu prowadzącego do kolizji ze Stanami Zjednoczonymi. Obietnica, że Niemcy solidarnie wystąpią u boku Japonii, miałaby dla Tokio o tyle znaczenie, że działania Kriegsmarine na Oceanie Atlantyckim przeciwko U.S. Navy odciążałyby walczące z Amerykanami w strefie Pacyfiku cesarskie siły zbrojne.
Podczas przygotowań do operacji Barbarossa Hitler uważał, że udział Japonii w ataku na ZSRR nie jest konieczny i dlatego łatwo zaakceptował japońsko-radziecki układ o nieagresji, podpisany w kwietniu 1941 r. Przekonany, że Wehrmacht łatwo upora się z Armią Czerwoną, dążył do skierowania agresji Japonii w kierunku południowym, m.in. na Singapur i Malaje. Wprawdzie już po zaatakowaniu Związku Radzieckiego Niemcy także kusili stronę japońską łatwymi zdobyczami, gdyby ta przyłączyła się do rozprawy z ZSRR, lecz w Tokio akurat uznano, że należy trzymać się z daleka od tego konfliktu. W początkach listopada zapadła tam decyzja o rozpoczęciu wojny przeciwko Stanom Zjednoczonym, Wielkiej Brytanii i Holandii, chociaż strona japońska nie uznała za stosowne powiadomić o tym Niemców.
Berlin poinformowano jedynie, że japoński Sztab Generalny nie liczy się już ze znalezieniem pokojowego uregulowania spornych kwestii w stosunkach z USA. Równocześnie jednak Tokio domagało się podpisania niemiecko-japońskiego układu, zobowiązującego sygnatariuszy do niezawierania z przeciwnikiem, w razie wspólnego prowadzenia wojny, separatystycznego pokoju.
Minister Joachim von Ribbentrop nie tylko zgodził się na to, lecz nawet zachęcał japońskiego ambasadora, by cesarstwo jak najszybciej zaatakowało pozycje amerykańskie. Twierdził, że czas pracuje na rzecz Amerykanów i w przyszłości nie będzie już tak korzystnych warunków. W imieniu Hitlera przekazywał, że w razie japońskiej akcji Berlin natychmiast wypowie wojnę Waszyngtonowi. Niedługo później ambasador Rzeszy w Tokio powtórzył szefowi japońskiej dyplomacji, że „nie można mieć najmniejszych wątpliwości, jakie stanowisko zajmą Niemcy”. Strona niemiecka jednak do końca nie miała pewności, czy dojdzie do wybuchu wojny japońsko-amerykańskiej.
Tymczasem japońscy dyplomaci w Berlinie i Rzymie czynili gorączkowe starania, by jak najszybciej zawrzeć z Niemcami i Włochami układ, na mocy którego te dwa państwa zobowiązywałyby się do udzielenia Tokio natychmiastowej pomocy zbrojnej i niezawierania separatystycznego pokoju ze wspólnym nieprzyjacielem. W przypadku Niemiec sprawę komplikowała nieobecność Hitlera; führer przebywał na froncie wschodnim, gdzie w decydującą fazę wchodziła bitwa moskiewska. Z frontu kanclerz wrócił dopiero wieczorem 4 grudnia i natychmiast polecił wyrazić zgodę na zawarcie stosownego porozumienia. Także Mussolini był, jak odnotował w swym dzienniku włoski minister spraw zagranicznych hr. Galeazzo Ciano, zadowolony. Duce komentował: „I tak oto rozpoczyna się wojna kontynentów”. A informacje radiowe o ataku na Pearl Harbor zostały przyjęte z ogromną satysfakcją zarówno przez Hitlera, jak i Mussoliniego.
Podpisanie nowego trójstronnego układu nastąpiło w Berlinie, ze względów technicznych, dopiero 11 grudnia. Traktat przewidywał wspólne prowadzenie wojny aż do zwycięstwa. Niedługo po tej uroczystości, o godz. 14.18, Ribbentrop przyjął amerykańskiego chargé d’affaires. Rozmowa odbyła się na stojąco, trwała zaledwie trzy minuty; hitlerowski minister wręczył Amerykaninowi oświadczenie o wypowiedzeniu wojny. Kilka minut później podobna scena miała miejsce w Rzymie, z udziałem Ciana i tamtejszego amerykańskiego chargé d’affaires.
Hitler uprzedził jedynie to, co było nieuniknione. Przede wszystkim jednak siły amerykańskie wydawały się na tyle związane w strefie Pacyfiku, że państwa Osi mogły zyskać czas potrzebny na spodziewane przez kanclerza – tym razem w 1942 r. – definitywne rozbicie Armii Czerwonej i rzucenie Stalina na kolana. Podporządkowanie sobie całego kontynentu europejskiego wciąż zdaniem Hitlera leżało w zasięgu możliwości.
Z drugiej strony niemiecka deklaracja wojny ze Stanami Zjednoczonymi uniemożliwiała tym ostatnim skoncentrowanie wszystkich swych sił w strefie Pacyfiku. Japonię należało wesprzeć na Atlantyku, gdyż w miarę szybkie zwycięstwo Waszyngtonu na Dalekim Wschodzie byłoby dla Berlina najgorszym scenariuszem. Następny rok przyniósł jednak militarne rozstrzygnięcia, które pokrzyżowały wszystkie kalkulacje sojuszników z Paktu Trzech.
Autor jest profesorem w Instytucie Zachodnim w Poznaniu i w Akademii Marynarki Wojennej w Gdyni, autorem m.in. „Niemieckiej polityki zagranicznej 1933–1939”. Laureat Nagrody Historycznej POLITYKI za 1999 r. Przygotowuje obszerne studium o hitlerowskiej koalicji okresu II wojny światowej.