Jesienią 1543 roku potężna turecka flota – sto bojowych galer z trzydziestoma tysiącami marynarzy i żołnierzy na pokładach – wpłynęła do portu w Tulonie. Nie był to jednak akt agresji wobec francuskiego króla. Turecka flota, dowodzona przez straszliwego Barbarossę, udawała się na zimowe leże po wielce udanej kampanii, jaką w sojuszu z siłami Franciszka I prowadziła przeciw Karolowi V. Król Francji nie pierwszy raz korzystał z tureckiej pomocy przeciw hiszpańskiemu Habsburgowi. W roku 1536 oba państwa zawarły „bezbożny sojusz”, obiecując sobie militarne i dyplomatyczne wsparcie. Francja zyskała w ten sposób sojusznika w walce z Hiszpanią, a Wysoka Porta wbijała klin pomiędzy chrześcijańskie królestwa, osłabiając Karola V, jedynego władcę, mogącego skutecznie przeciwstawić się tureckim podbojom.
Dla wygody tureckiej floty z Tulonu przegnano, pod groźbą kary śmierci, niemal wszystkich mieszkańców, katedrę zamieniono w meczet, a w samym mieście zorganizowano targ niewolników, gdzie handlowano tysiącami chrześcijańskich jeńców, schwytanych na wybrzeżach Italii i w zdobytej przez Turków Nicei. Jednak większą grozę niż Turcy na ulicach Tulonu i ich galery w porcie budził sam Barbarossa – osmański admirał, wicekról Algieru, zwycięzca niezliczonych bitew, okrutny nieprzyjaciel krzyża, bez wątpienia najstraszniejszy i najbardziej skuteczny pirat w dziejach świata.
Barbarossów dwóch
Uściślijmy na wstępie jedną rzecz – historyczny pirat Barbarossa to jeden byt złożony z dwóch braci, Arudża i Hizira, nawiasem mówiąc niemających w sobie nawet kropli tureckiej krwi. Ich ojciec, najprawdopodobniej były janczar o imieniu Jakub, otrzymał w nagrodę za służbę w armii kawałek ziemi w Mitylenie na wyspie Lesbos, zdobytej przez Turków w 1462 roku. Z jego małżeństwa z miejscową Greczynką, wdową po ortodoksyjnym księdzu (być może ofiarą represji po podbiciu Lesbos) przyszło na świat sześcioro dzieci, w tym czterech synów. Jakub trudnił się garncarstwem, wysyłając własnym stateczkiem ceramikę nawet do Konstantynopola.
Kapitanem tej niewielkiej jednostki został Arudż, najstarszy z braci (urodzony około 1470 r.), wyróżniający się siłą i odwagą, korzystający też z nadarzających się okazji do popełniania niewielkich aktów piractwa. Jedna z takich wypraw zakończyła się spotkaniem z wielką galerą Joannitów, panujących w tym czasie niepodzielnie na wschodnich wodach Morza Śródziemnego. Arudż, ranny w czasie walki (Izaak, drugi z braci, zginął), został przykuty do wiosła. W niewoli spędził przynajmniej rok, wykupiony, lub jak chce bardziej romantyczna wersja tej historii, uwolniony z joannickiej twierdzy św. Piotra przez młodszego brata Hizira.
Arudż, poza nieprzejednaną nienawiścią do chrześcijan, wyniósł z niewoli wyobrażenie o tym, jak powinna wyglądać wojna na morzu – rycerze Zakonu św. Jana, nie wiedząc co czynią, dawali mu jej pierwsze lekcje. Po uwolnieniu Arudż i Hizir próbowali rozpocząć karierę piracką na dobrze znanych sobie wodach. Ryzyko jednak było zbyt duże – powtórne spotkanie z Joannitami mogło skończyć się dla braci tragicznie. Podjęli więc śmiałą i słuszną decyzję, by wyruszyć na zachód. Gdzieś pomiędzy 1500 a 1504 rokiem, mając zaledwie dwie słabe galeoty, zawinęli do portu w Tunisie. Miejscowy sułtan w zamian za udział w zyskach zezwolił im stworzyć tam bazę operacyjną dla pirackiej działalności.
Po raz pierwszy o Barbarossie świat usłyszał w 1504 roku, kiedy Arudż u wybrzeża Elby zaatakował dwie uzbrojone papieskie galery. Był to czyn świadczący o niesłychanej wręcz odwadze – galeota, zwana też pół-galerą, to mały stateczek wiosłowo-żaglowy, słabo uzbrojony, z załogą liczącą kilkudziesięciu (50-60) ludzi. W otwartej walce z wojenną galerą, pełniącą wówczas rolę ciężkiego krążownika, nie miała najmniejszych szans – salwa z dział ustawionych na przednim pomoście zmiotłaby galeotę z fal, a ustawieni na burcie arkebuzerzy bez trudu wybiliby ogniem próbującą abordażu załogę. Arudż nie miał jednak zamiaru wdawać się w otwartą walkę. Wykorzystując jako osłonę skalistą wysepkę, zaatakował znienacka, nie dając czasu załodze pierwszej galery nawet na podpalenie lontów. Abordaż był tak szybki i brutalny, że papiescy żołnierze, mający wciąż przewagę liczebną, niemal natychmiast skapitulowali. Niebawem piraci Arudża powtórzyli cały manewr wobec drugiej galery, z podobnym skutkiem. Mieszkańcy Tunisu oniemieli, widząc wprowadzane do portu La Goletta dwa wielkie okręty. A to był dopiero początek.
W ataku na papieskie galery widać już było metodę, jaką stosować mieli berberyjscy piraci przez następne trzysta lat. Wielkie okręty zastąpili lekkimi i szybkimi łodziami, działającymi w eskadrach liczących od kilku do kilkunastu jednostek. Zamiast galerników, jak na okrętach chrześcijan, sadzali do wioseł wolnych ludzi, dzięki czemu nie tylko nie musieli bać się buntu załogi, ale też każdego z nich mogli posłać do walki.
Garncarz, sułtan Algieru
Obiektem ataków piratów stały się nie tylko wyładowane dobrami statki kursujące pomiędzy Hiszpanią i miastami Italii, ale również wybrzeża chrześcijańskiej Europy. W czasie, kiedy Arudż i Hizir pojawili się ze swoimi łodziami w Tunezji, do Afryki Północnej wciąż napływały kolejne fale uchodźców z Hiszpanii – muzułmanów odmawiających konwersji na katolicyzm i pod grozą kary śmierci zmuszonych do opuszczenia kraju. Wielu z nich doskonale znało wybrzeże Andaluzji, stali się więc cennymi członkami pirackich załóg, tym bardziej, że kierowała nimi również żądza zemsty. Na dotąd względnie bezpieczne nadmorskie osady padł blady strach – nikt nie wiedział kiedy i gdzie uderzą piraci, bezkarnie masakrujący słabe posterunki, porywający dzieci i kobiety i wycinający starców. Kupcy zaczęli ponosić ogromne straty, tylko głód mógł zmusić rybaków do wypłynięcia w morze, znikały całe wsie i miasteczka, których mieszkańcy trafiali na targi niewolników w Północnej Afryce, inne opuszczano, przenosząc siedziby z dala od morza. Do dziś na wybrzeżach Włoch, Hiszpanii, na Sycylii i Malcie można oglądać ufortyfikowane wieże strażnicze - świadectwa ówczesnej grozy. I była to zasługa Barbarossy – gdy tylko rozpoczynał się sezon żeglugowy, jego zwinne galeoty ruszały na polowania i zwykle wracały szczęśliwie do portu w Tunisie, obładowane łupami i niewolnikami.
Rzecz jasna, Hiszpania musiała zareagować. W strategicznych miejscach afrykańskiego wybrzeża zaczęły instalować się hiszpańskie garnizony (w Oranie, Algierze, Bidżaji), wymuszające posłuszeństwo lokalnych władców i zabezpieczające do pewnego stopnia wybrzeże przed atakami piratów. Powodzenie Barbarossy zaniepokoiło sułtana Tunezji, który mimo zysków wolał uniknąć wizyty hiszpańskiej floty, zatem Arudż i Hizir w 1510 roku przenieśli się na południe, do zatoki Gabes, gdzie założyli bazę na wyspie Dżerba. Miejsce to stało się później słynnym gniazdem berberyjskiego piractwa. Dżerba miała tylko jedną, ale dość zasadniczą wadę – była zbyt oddalona od handlowych szlaków przemierzanych przez europejskie statki. Dlatego w 1512 Arudż postanowił zdobyć nową bazę w Bidżaji na wybrzeżu Algierii. Tam jednak spotkało go pierwsze większe niepowodzenie – podczas szturmu na fort kula z hiszpańskiego arkebuza odstrzeliła mu lewe ramię. Rok później karna ekspedycja Genueńczyków pod wodzą Andrea Dorii zmusiła Hizira, zastępującego wciąż leczącego swoje rany starszego brata, do zatopienia dwunastu galeotów stojących w porcie w Tunisie. Włoski admirał, ukontentowany bombardowaniem, odpłynął zadowolony z nauczki, udzielonej bezczelnym piratom, nie wykorzystując okazji do ostatecznej rozprawy ze strasznymi braćmi.
W latach 1513 i 1514 siły Barbarossy znów bezskutecznie atakowały Bidżaję, ale nieustraszeni Hiszpanie wciąż bronili jej twardo. Wreszcie w 1516 roku nadarzyła się okazja, na jaką czekał Arudż. Władca Algieru, szejk Selim, zmęczony obecnością hiszpańskiego garnizonu wezwał Barbarossę, by ten rozprawił się z okupantami. Z pomocą lokalnego sojusznika i przysłanych przez Wysoką Portę janczarów piraci wypędzili Hiszpanów z miasta, nie zdołali jednak zdobyć twierdzy na wyspie, strzegącej wejścia do portu. Nieostrożny szejk doświadczył szybko, jak niebezpiecznym sprzymierzeńcem jest Barbarossa – niedługo po zwycięstwie został przez niego uduszony w łaźni... ręcznikiem. Miejscowa elita przekonała się, że ręka Arudża, choć muzułmanina, jest znacznie cięższa niż stalowa rękawica hiszpańskiego dowódcy. Algierczycy próbowali zawiązać spisek, mający usunąć piratów, ale czujny Barbarossa zaatakował pierwszy, wieszając najważniejszych obywateli miasta na ich własnych turbanach na ogrodzeniu głównego meczetu. W ten oto sposób syn garncarza, który zaledwie dwanaście lat wcześniej przybył ze wschodu na dwóch małych łódkach, stał się sułtanem Algieru.
Miejscowi władcy, dotąd niezależni od Turcji, szybko zorientowali się, czym grozi wzrost potęgi Barbarossy. Z dwojga złego woleli niemiłą gościnę hiszpańskich garnizonów, troszczących się wyłącznie o spokój na wybrzeżach. W roku 1517 przeciw Barbarossie wystąpił sułtan Tenezu i został z kretesem pobity, a jesienią tego samego roku pirat zdobył strategicznie położone miasto Tilimsan, stając się władcą całej (z wyjątkiem hiszpańskich enklaw) Algierii.
Umarł Barbarossa, niech żyje Barbarossa
O dramatycznej sytuacji w Algierii zawiadomił nowego hiszpańskiego monarchę Karola I (który miał później stać się słynnym cesarzem Karolem V) gubernator Oranu, markiz Comares, Diego Fernandez de Cordoba. Wiosną następnego roku hiszpańskie oddziały dowodzone przez sędziwego markiza dopadły Arudża w Tilimsan. W czasie odwrotu do Algieru Barbarossa, nieustraszony jak zawsze i broniący się do ostatka, zginął z mieczem w ręku. Kiedy fatalna wiadomość dotarła do Algieru, Hizir rozkazał załadować broń, kosztowności i najcenniejszych niewolników na statki, gotów natychmiast opuścić miasto. Ale Hiszpanie popełnili fatalny błąd – nie chcąc ryzykować, załadowali się na okręty i wrócili do ojczyzny, uznając najwyraźniej, że śmierć Arudża rozwiązuje problem. Szybko miało się okazać, jak bardzo się mylili.
Zapewne Hizir nie mógł uwierzyć w głupotę Hiszpanów, oddających osiągnięte już zwycięstwo. Szybko jednak odnalazł się w nowej sytuacji – by fizycznie upodobnić się do słynnego brata, ufarbował brodę na rudo i bez sprzeciwów przejął dowództwo. Tak narodził się drugi, jeszcze straszniejszy Barbarossa, który przeszedł do historii jako Hajraddin – „obrońca wiary”.
Hizir, choć osobiście odważny i doceniający ludzi śmiałych, tym różnił się od porywczego brata, że przede wszystkim był strategiem. Nigdy nie atakował nie mając przewagi, zawsze kalkulował rachunek ewentualnych zysków i strat, przewyższał też Arudża inteligencją. Niedługo po objęciu dowództwa oficjalnie poprosił Wysoką Portę o protekcję, otrzymując od Selima I tytuł bejlerbeja – wicekróla czy też gubernatora Algieru.
Jesienią 1519, zbyt późno jak się szybko okazało, z Hiszpanii wypłynęła ogromna międzynarodowa flota, mająca dokończyć to, czego nie dokonał markiz Comares – podbić Algier. Kapryśne morze zniweczyło ten plan – kombinowana flota żaglowców i galer nie poradziła sobie z potężnym sztormem, tysiące wyrzuconych na brzeg żołnierzy i marynarzy zamiast zdobyć Algier trafiło na targi niewolników. Kolejne próby pozbycia się Barbarossy kończyły się porażkami chrześcijan, tymczasem piracka flota rok w rok bezkarnie atakowała żeglugę i europejskie wybrzeża, zapuszczając się nawet w głąb lądu. W roku 1530, po wielu bezskutecznych próbach, Barbarossie udało się wreszcie zdobyć, po bohaterskiej choć daremnej obronie, Penon de Argel – małą hiszpańską twierdzę, blokującą port w Algierze. I jeszcze jeden fakt wart odnotowania – w tym samym roku Joannici, wygnani osiem lat wcześniej z Rodos, zresztą po pięknym i zarazem strasznym oblężeniu, objęli z łaski Karola V, choć dość niechętnie, placówkę na Malcie. Imperium osmańskim rządził wtedy (od 1520 roku) najwybitniejszy z tureckich władców Sulejman, nazwany później Wspaniałym, pragnący zawiesić zieloną chorągiew proroka na murach Rzymu. Hizir Barbarossa i jego flota mieli w tym planie wyznaczone ważne miejsce.
Sułtański admirał
W roku 1532 Andrea Doria, admirał na usługach Karola V, postanowił przenieść środek ciężkości wojny morskiej na wschód. Korzystając ze słabości tureckiej floty przeprowadził niespodziewaną i zwycięską kampanię u wybrzeży Grecji. Sulejman nie mógł tego tolerować. Wezwał na swój dwór Barbarossę, obdarowując go stanowiskiem Kapudana paszy (admirała i zwierzchnika marynarki imperium) oraz pensją w wysokości 14 tys. dukatów. W zamian sułtan wymagał, by słynny pirat zbudował, uzbroił i poprowadził do walki flotę, która zapewni Turcji panowanie przynajmniej we wschodniej części „Morza Białego”, zabezpieczając ją przed wszelką dywersją w czasie kolejnych kampanii w Europie oraz wojny z Persją. Barbarossa z całą swoją energią i doświadczeniem zabrał się do wyznaczonego mu zadania. W stoczniach Złotego Rogu, nadzorowanych osobiście przez admirała, pracowano bez ustanku, budując nowe i remontując stare okręty. Berberyjscy piraci przynieśli do Konstantynopola nie tylko wiedzę techniczną, ale również zupełnie nowe umiejętności żeglarskie i taktykę walki na morzu. Flota zawsze była najsłabszą częścią sił zbrojnych Turcji, ustępując dalece marynarkom Wenecji, Genui czy zakonu Joannitów. Barbarossa zmienił ten stan w ciągu jednego roku. Trzeba jeszcze koniecznie wspomnieć, że poza budową nowych galer, Hajraddin znalazł czas na rozpoczęcie dyplomatycznych zabiegów, zakończonych (w 1536 r.) podpisaniem owego „bezbożnego sojuszu” pomiędzy dwoma największymi wrogami Karola V – Sulejmanem i królem Francji Franciszkiem I.
Kiedy latem 1534 roku osiemdziesiąt cztery (w tym sześćdziesiąt jeden nowych) dowodzonych przez niego galer wyruszyło na zachód, nie było już na Morzu Śródziemnym floty, która mogłaby stawić mu czoło. Armada sforsowała Cieśninę Mesyńską i uderzyła na nieprzygotowane do obrony włoskie miasta, niszcząc z dział liche fortyfikacje, paląc miasta, biorąc w niewolę tysiące młodych mężczyzn i kobiety, a resztę mieszkańców masakrując. Janczarzy, stanowiący walczącą część załóg, zapuszczali się na wiele mil od brzegu. Do legendy przeszła ucieczka z zamku w Fondi pięknej Julii Gonzagi, którą Barbarossa chciał podarować Sulejmanowi. Nadobna hrabina, ponoć w samej koszuli, ale z mieczem w ręku, umknęła konno janczarom, ale tysiące innych kobiet nie miało tyle szczęścia. Chrześcijańska flota, ukryta pod ochroną dział twierdzy w Neapolu, nie odważyła się wyjść w morze.
Po udanej kampanii turecka flota udała się na południe, ku brzegom Afryki. Tam czekał na Barbarossę łup z dawna już upragniony – Tunis, ten sam w którym bracia zaczynali swoją piracką karierę. Miejscowy władca, Mulej Hassan, nie miał najmniejszych szans na obronę, tym bardziej, że nienawidzono go powszechnie za ponadprzeciętne, nawet jak na Afrykę Północną, okrucieństwo (ponoć wspiął się na tron po plecach dwudziestu dwóch zamordowanych braci). Triumfujący Hajraddin odesłał część sił, wraz z wielkimi łupami, do Konstantynopola. Barbarossa nie cieszył się jednak długo Tunisem – Mulej Hassan przymuszony okolicznościami poprosił o pomoc Karola V. Latem 1535 ogromna flota państw chrześcijańskich uderzyła na Tunis. Twierdza broniąca portu została zdobyta w jeden dzień (14 lipca). Jej umocnienia zdemolowały działa Świętej Anny, wielkiej karaki Joannitów i największego okrętu wojennego ówczesnego świata.
Szturm do wyłomu również poprowadzili Joannici, zmuszając elitarnych janczarów do panicznej ucieczki. 20 lipca, podczas bitwy pod murami, wewnątrz miasta do walki stanęło 12 tys. zbuntowanych chrześcijańskich niewolników, co przypieczętowało los oblężonych. Obrońcy, jeśli zdołali, uciekli wraz z Barbarossą, a wojska Karola V weszły do Tunisu. Niestety, cesarz popełnił ten sam błąd, co siedemnaście lat wcześniej markiz Comares po śmierci Arudża. Zamiast za wszelką cenę dobić Hajraddina, pozwolił (czy raczej był zmuszony wojennym obyczajem) swoim wojskom przez trzy dni i trzy noce plądrować zdobyte miasto, grabić i mordować jego mieszkańców. Wypuszczenie Barbarossy zemściło się niemal natychmiast. Aby udowodnić, że nie stracił nic ze swego bojowego ducha, Hizir, zamiast umykać przed flotą cesarską, zaatakował niebronione Baleary, gdzie zdobył, złupił i zniszczył portowe miasto Mahon, uprowadzając sześć tysięcy mieszkańców. Jesienią, pobity ale nie pokonany, ruszył do Konstantynopola, pozostawiając rządy w Algierii swoim przybocznym (nigdy już do Algieru nie powrócił), obejmując znów stanowisko admirała floty osmańskiej.
Największe zwycięstwo
Kolejne trzy lata to niemal nieprzerwany ciąg sukcesów, najazdów, podbojów i udanych oblężeń (z wyjątkiem próby podboju Korfu, obronionej przez Wenecjan), podejmowanych przez Turcję zjednoczoną sojuszem wojskowym z Francją. W roku 1538 papież Paweł III doprowadził do zawiązania Ligii Świętej – trudnego sojuszu Hiszpanii, papiestwa, Wenecji i Joannitów, skierowanego przeciw francusko-tureckiemu aliansowi.
Wrogie floty spotkały się we wrześniu 1538 roku, w miejscu, gdzie już raz rozstrzygnęły się losy świata – nieopodal wejścia do zatoki Arta (tam, pod Akcjum, Oktawian pokonał flotę Marka Aureliusza i Kleopatry, zdobywając władzę nad rzymskim Imperium). W bezpiecznej zatoce, z wąskim przesmykiem chronionym przez działa fortu Preveza, zakotwiczyły okręty Barbarossy, 122 galery i galeoty, obsadzone przez 20 tys. ludzi. Flota Andrea Dorii miała liczebną przewagę – genueńskiemu admirałowi oddano pod komendę 162 galery, 140 uzbrojone barki oraz pewną liczbę okrętów żaglowych i niemal 60 tys. ludzi. Przez kilka dni obie strony usiłowały się sprowokować. Barbarossa nie mógł wypłynąć z zatoki nie narażając się na ogień z dział chrześcijan; gdyby okręty Dorii spróbowały sforsować wejście do zatoki, znalazłyby się w zasięgu armat z fortu.
Doria, chcąc wywabić Turków na otwarte morze popłynął na południe. Niestety, flauta unieruchomiła żaglowce, a napędzane wiosłami galery rozciągnęły szyk. Z tyłu pozostał samotnie wielki wenecki galeon. Unieruchomiony okręt został zaatakowany i, ku zdumieniu Barbarossy, obronił się masakrując przez kilka godzin kolejne fale nacierających tureckich galer i galeotów. Doria, zawsze nazbyt ostrożny, przez te kilka cennych godzin nie zrobił nic. Barbarossa poprzecinał jego siły i zaczął niszczyć je po kawałku. Do wieczora, kiedy zapadający zmrok rozdzielił walczących, Hajraddin zatopił trzynaście i zdobył ponad trzydzieści pięć okrętów, biorąc do niewoli 3 tys. jeńców. Doria, choć wciąż mający przewagę, umknął z pola bitwy. Wkrótce Wenecja, opierająca przecież całą swoją gospodarkę na handlu, głównie ze wschodem, została zmuszona do podpisania traktatu z Turcją (1540 r.). Liga Święta rozpadła się, a zwycięstwo pod Prevezą ugruntowało dominację floty osmańskiej na ponad trzydzieści lat.
W sojuszu z Francją
W 1543 roku Sułtan rozkazał Barbarossie znów ruszyć na zachód, znów na pomoc Franciszkowi I, mającemu zamiar zaatakować cesarskie terytoria. Oczywiście w trakcie rejsu wzdłuż włoskiego wybrzeża flota turecka starała się, jak zwykle skutecznie, zadać jak największe straty poddanym Karola V. Sto galer Hajraddina zacumowało w Marsylii, skąd po uzupełnieniu zapasów połączona turecko-francuska flota zaatakowała Niceę. W tym sojuszu dominowała zdecydowanie strona turecka. Barbarossa miał nie tylko dwa razy więcej okrętów, ale również lepiej wyszkolonych, wyposażonych i bardziej zdyscyplinowanych marynarzy. Z tego czasu pochodzi jego słynne powiedzenie: „Cóż można sądzić o marynarzach, którzy pamiętają o zabraniu wina, ale zapominają o prochu?”.
Nicea, należąca do księcia Sabaudii Karola III, sojusznika Karola V, broniła się dzielnie. Do legendy (a może do historii, jak chcą mieszkańcy Nicei) przeszła Catherine Ségurane, praczka, która miała z drewnianym tłuczkiem w dłoni odpierać Turków podczas szturmu 15 sierpnia (można by ją uznać za pierwowzór Marianny, tyle że podobno zamiast nagą piersią, przeraziła ich… zupełnie drugą stroną). Miasto skapitulowało 22 sierpnia, ale wciąż bronił się zamek. Wreszcie, na wieść o nadchodzących wojskach cesarskich, Barbarossa zwinął oblężenie, biorąc jednak 5 tys. jeńców i paląc miasto. Po zakończeniu kampanii Turcy popłynęli do Tulonu, oddanego im przez Franciszka I jako zimowe leże.
Barbarossa opuścił Tulon w maju 1544 roku. Okazał się trudnym sojusznikiem – za zwrot miasta Franciszek I musiał zapłacić mu 800 tys. ecu. Wracając do Konstantynopola bombardował i łupił miasta Sycylii i południowych Włoch. Przywitano go jak wielkiego zwycięzcę. Zmarł dwa lata później w swoim pałacu w Konstantynopolu, niepokonany i mający zapewne świadomość, że zmienił historię Morza Śródziemnego. Stworzył pirackie królestwo, niepokojące chrześcijańską Europę przez ponad trzysta lat i walnie przyczynił się do rozszerzenia zasięgu tureckich podbojów. On, syn garncarza z Mityleny.