Historia

Węzeł wileński

Gen. Lucjan Żeligowski podczas mszy w Wilnie, 1920 r. Gen. Lucjan Żeligowski podczas mszy w Wilnie, 1920 r. Forum
Pomimo wkroczenia Litwinów do Wilna i przyjęcia między­narodo­wych zobowiązań przez Polskę, Piłsudski nie zamierzał z miasta tego rezygnować, m.in. ze względu na swe plany federacyjne. Rozwiązanie problemu znalazł w „akcji nielegalnej”, której nie firmowałby rząd polski związany umowami ani on sam.

Pierwsze ślady przygotowań do tej akcji można znaleźć już w rozkazie z 18 sierpnia 1920 r., a więc w czasie bitwy warszawskiej. M.in. przywracał on 19 dywizji piechoty, posiadającej w swym składzie znaczny procent Kresowców, jej dawną nazwę 1 dywizji litewsko-białoruskiej i przenosił ją w skład 2 armii, by mogła „stanąć od razu jako straż przednia do oczyszczania swej ściślejszej ojczyzny od nieprzyjaciela”. Ponadto pod koniec sierpnia wprowadzono niezrozumiały dla niewtajemniczonych podział wojska na formacje regularne i nieregularne, zaliczając do tych ostatnich ww. dywizję. Wzięła ona później udział w bitwie nadniemeńskiej walcząc na lewym skrzydle, a więc na kierunku wileńskim.

Prawdopodobnie już w połowie września podjął Piłsudski ostateczną decyzję w sprawie zajęcia Wilna przez „zbuntowane” oddziały wileńskie. „Bunt” ten miał zdjąć z rządu polskiego i Naczelnego Dowództwa odpowiedzialność za złamanie umów, a jednocześnie stanowić dogodne wyjaśnienie dla Ligi Narodów. Dowodzenie tą akcją powierzył Piłsudski gen. Lucjanowi Żeligowskiemu. W dużej mierze o wyborze tym zadecydował fakt, że generał pochodził z terenów Wileńszczyzny. Pod jego rozkazy oddana została w pierwszych dniach października grupa „Bieniakonie” w składzie: 1 dywizja litewsko-białoruska, 13 i 211 pułk ułanów oraz oddział ochotniczy majora Kościałkowskiego.

W ustalaniu planu akcji udział brali oprócz Piłsudskiego także generałowie Rydz-Śmigły, Berbecki, Żeligowski, Rządkowski i płk Koc. Natomiast w przygotowaniu strony politycznej zaangażowani byli Witold Abramowicz, płk Leon Bobicki i kpt. Aleksander Prystor. Narady prowadzono w Grodnie z wyraźnym pośpiechem. Wynikał on z faktu, że równolegle odbywała się konferencja polsko-litewska w Suwałkach. Zwołana ona została z inicjatywy polskiej i miała się odbywać w obecności przedstawicieli komisji kontrolnej Ligi Narodów.

Umowa suwalska podpisana 7 X 1920 r. o godz. 24.00 mówiła m.in. o ustaleniu linii demarkacyjnej na Suwalszczyźnie i na terenach północnych na północ od Niemna. Linia ta urywała się w miejscowości Bastuny, na południe od Wilna. Umowa miała wejść w życie 10 października, lecz przetrwała jedynie parę godzin. Nasuwa się pytanie: w jakim celu zawierano tę umowę, przygotowując jednocześnie akcję gen. Żeligowskiego na Wilno? On sam określił traktat suwalski jako „najbardziej szkodliwe, bezcelowe i niezrozumiałe posunięcie ministra spraw zagranicznych Eustachego Sapiehy”.

Piotr Łossowski przypuszcza, iż pierwotnie w planach polskich w ogóle nie leżało podpisywanie umowy, gdyż sądzono, że akcja na Wilno rozpocznie się podczas trwania konferencji, czyniąc ją w ten sposób bezprzedmiotową. Jedynie naciski Komisji Kontrolnej Ligi Narodów, przyspieszając podpisanie umowy polsko-litewskiej, plany te zdezaktualizowały. Żeligowski wyruszył kilka godzin później.

Sądzę, że można zaryzykować stwierdzenie, że sama konferencja mogła stanowić „zasłonę dymną” dla planów wileńskich Piłsudskiego. Faktem jest, że akcja Żeligowskiego zaskoczyła Litwinów nieprzygotowanych do poważniejszej obrony.

Rozkaz do buntu

Tymczasem w grupie „Bieniakonie” czyniono ostatnie przygotowania do „buntu”. Gen. Żeligowski na odprawach z oficerami informował o swej decyzji podjęcia marszu na Wilno, oznajmiając jednocześnie o zerwaniu wszelkich formalnych związków z Naczelnym Dowództwem. Powstała groźna dla całego zamierzenia sytuacja, gdyż wielu oficerów przekonanych, że będzie to działanie samowolne, żądało rozkazów na piśmie bądź nawet sprzeciwiało się ich wykonaniu, np. płk Dziewicki, dowódca 3 brygady jazdy, swoją niechęć do „buntu” uzasadnił tym, że pochodzi z Kongresówki, a nie z Wilna. Zmuszało to gen. Żeligowskiego do cofnięcia wydanego już rozkazu wymarszu. Z polecenia Piłsudskiego interweniować miał gen. Sikorski, aby swym autorytetem dowódcy armii poprzeć rozkaz gen. Żeligowskiego. Okazało się to jednak niepotrzebne, gdyż sytuacja została o tyle opanowana, że rano 8 października wojska wyruszyły w kierunku Wilna, a gen. Żeligowski wydał specjalny rozkaz do żołnierzy, w którym unikając słowa „bunt” zapowiadał, że „z bronią w ręku prawo nasze do stanowienia o sobie obronimy. Obejmując Naczelne Dowództwo nad wami, uwolnię ziemie nasze od najeźdźcy, ażeby Sejm Ustawodawczy tych ziem w Wilnie zwołać, który jedyny o ich losach decydować będzie”. W swym marszu na Wilno jedynie nad rzeką Mereczanką napotkał gen. Żeligowski silniejszy opór Litwinów, przełamany zresztą po krótkiej walce.

Wobec bezpośredniego zagrożenia Wilna Litwini, zwątpiwszy w skuteczność obrony, rozpoczęli ewakuację. 9 X wyjechał litewski sztab generalny, a pełnomocnik rządu litewskiego władzę w mieście przekazał przedstawicielom ententy. Tymczasowym gubernatorem został szef misji francuskiej płk Reboul. Ponadto zostali oddani mu pod rozkazy policjanci litewscy. Litwini chcieli chociaż w ten sposób pozostać w mieście.

Wojska gen. Żeligowskiego wkroczyły do Wilna 9 października o godz. 14.00 entuzjastycznie witane przez wilnian. Tego samego dnia wieczorem gen. Żeligowski na spotkaniu z szefami misji alianckich zażądał od nich, by opuściły miasto. Razem z personelem misji Wilno opuścić musieli wszyscy urzędnicy i policjanci litewscy.

Gen. Żeligowski przystąpił do organizowania odrębnego tworu państwowego – Litwy Środkowej. O jej powstaniu powiadomił przede wszystkim rząd polski, mocarstwa ententy i Ligę Narodów. Zwrócił się też do rządu litewskiego proponując rozstrzygnięcie spraw spornych na drodze pokojowej, poprzez plebiscyt. W wydanym 12 października dekrecie określił granice Litwy Środkowej, jej godło oraz oznajmił, iż osobiście objął władzę zwierzchnią jako naczelny dowódca. Osobnym dekretem powołał Tymczasową Komisję Rządową z prezesem Witoldem Abramowiczem na czele, który zaproponował zwołanie Sejmu Krajowego w celu rozstrzygnięcia losów Wileńszczyzny. Utworzono też Sztab Obrony Krajowej, a ze „zbuntowanych” jednostek utworzono 1 Korpus Wojsk Litwy Środkowej.

Żołnierze Litwy Środkowej

Rząd polski odcinając się wyraźnie od akcji wileńskiej gen. Żeligowskiego, wyraził jednocześnie zrozumienie dla postawy rozgoryczonych oficerów i żołnierzy oraz stanowczo wypowiedział się za umożliwieniem ludności Wileńszczyzny samodzielnego zdecydowania o swym losie. Ponadto zapowiadał, że „zajmowanie przemocą Wilna i Ziemi Wileńskiej przez jakiekolwiek siły obce musiałaby Polska uznać jako zamach na swobodną decyzję ludności”.

Podjął też rząd polski akcję mającą na celu osłonę Litwy Środkowej na arenie międzynarodowej, w tym także na forum Ligi Narodów, będącej pod stałym naciskiem Litwinów. Naciski te stawały się tym silniejsze, im groźniejsza sytuacja wytwarzała się na froncie wileńskim, gdzie po nieudanej próbie odbicia Wilna przez Litwinów wojska Litwy Środkowej przeszły do uderzenia, aby osiągnąć linię demarkacyjną z czerwca 1920 r.

Jednocześnie Tymczasowa Komisja Rządząca zaproponowała rządowi litewskiemu zaprzestanie walk i podjęcie rozmów pod warunkiem wycofania się wojsk litewskich za wspomnianą linię demarkacyjną. Litwini jednak odrzucali wszelkie propozycje rozmów z Litwą Środkową licząc na wzmocnienie własnej ofensywy oraz na pośrednictwo mocarstw zachodnich i Ligi Narodów. Nie były to rachuby bezpodstawne, gdyż w tym właśnie okresie wojska Litwy Środkowej przeżywały bardzo silny kryzys. Złożyły się nań zarówno kłopoty z zaopatrzeniem, dość skąpo nadchodzącym z Polski, jak i postępująca demoralizacja i dezercja. Przybierała ona często zastraszające rozmiary. Część żołnierzy nie chciała służyć w wojskach „buntowników”, a wielu, szczególnie pochodzących z Polski Centralnej i Zachodniej, nie kryło swej niechęci do umierania za obcą im Litwę Środkową. Nastroje te umiejętnie podsycała propaganda litewska, wykorzystując oficjalne wypowiedzi rządu i dowództwa polskiego, które odcinały się od „buntu”. Częstokroć „bunt na niby” przeradzał się w autentyczny. Okazało się, że sztuczny twór, jakim była Litwa Środkowa, nie jest w stanie samodzielnie prowadzić wojny.

W tym czasie Liga Narodów wystąpiła z koncepcją zlikwidowania, na drodze plebiscytu, polsko-litewskiego konfliktu o Wileńszczyznę. Na posiedzeniu Rady Ligi Narodów w dniu 28 października przyjęto uchwalę o rozstrzygnięciu sporu drogą plebiscytu, zobowiązano rządy zainteresowanych stron do wyrażenia zgody w terminie 10 dni. Oba rządy znalazły się w bardzo kłopotliwej sytuacji, gdyż oba powołując się na prawo narodów do samookreślenia nie chciały jednocześnie dopuścić do plebiscytu. Strona polska bała się stworzyć w ten sposób precedens groźny ze względu na nieustalony jeszcze status Galicji Wschodniej, Litwini zaś, stanowiąc zdecydowaną mniejszość na terenach spornych, obawiali się po prostu przegranej.

W rezultacie oba rządy wyraziły formalną zgodę, obwarowując ją jednak warunkami nie do przyjęcia przez stronę przeciwną. Pomimo tego Liga Narodów zwróciła się z apelem o zawieszenie broni, traktując je jako wstęp do dalszych negocjacji w sprawie plebiscytu.

Rachuby te przekreśliła ponowna ofensywa wojsk Litwy Środkowej, rozpoczęta o świcie 17 listopada. Prawdopodobnie celem jej było dotarcie do linii demarkacyjnej z czerwca 1920 r. Nie udało się tego osiągnąć ze względu na silny opór wojsk litewskich, które 19 listopada przeszły nawet do kontruderzenia. Jedynie polskiej brygadzie kawalerii pod dowództwem płk. Butkiewicza udało się, po przerwaniu frontu litewskiego, dojść do Kiejdan położonych w samym środku Litwy, 45 km na północ od Kowna. Ten rajd kawaleryjski wywołał panikę w Kownie, lecz wobec załamania ofensywy na Wileńszczyźnie brygada zmuszona została do odwrotu.

Załamanie się planów ofensywnych unaoczniło władzom polskim słabość Litwy Środkowej i konieczność szukania rozwiązań na drodze dyplomatycznej, a nie zbrojnej. W tym samym kierunku zmierzały wysiłki Ligi Narodów, za której pośrednictwem doszło w końcu do zawieszenia broni. Miało ono obowiązywać od rana 21 listopada. Ostatecznie umowę o zawieszeniu broni podpisano 29 listopada 1920 r. Zamykało ono okres bezpośrednich walk i prób rozstrzygnięcia kwestii spornych na drodze militarnej, lecz nie likwidowało samego sporu, który zaczął się przeradzać w stan chroniczny.

Wydaje się, że „bunt” gen. Żeligowskiego, mając na celu wypędzenie Litwinów z Wilna, stanowił w zamysłach jego inspiratora jedynie środek do realizacji o wiele szerszych zamierzeń. Zajęcie Wilna miało być punktem zwrotnym na drodze ku odbudowie sfederowanego z Polską Wielkiego Księstwa Litewskiego. Wskazuje na to m.in. fakt, że autorem planu akcji wileńskiej był Piłsudski, który nawet po zniknięciu jakichkolwiek szans związania z Polską Ukrainy, nie wyrzekł się swych planów federacyjnych na kierunku północno-wschodnim. Zwycięska wojna z Rosją Radziecką wydawała się zwiększać szansę realizacji tych zamierzeń, przynajmniej w tej okrojonej formie, bez najistotniejszego w gruncie rzeczy elementu, jakim było powstanie niepodległej Ukrainy.

Z drugiej strony Piłsudski był w tym czasie bardziej skrępowany w działaniu na rzecz federacji niż w okresie poprzedzającym ofensywę radziecką na Warszawę. Wynikało to zarówno z przyjętych przez Polskę zobowiązań w Spa i akcji Ligi Narodów, jak i z ograniczenia samodzielności Naczelnika Państwa przez powstanie Rady Obrony Państwa, która w dużej mierze była przeciwna wszelkim rozwiązaniom federacyjnym.

W tym wypadku planom Piłsudskiego sprzyjała okoliczność, że nie było w ówczesnych warunkach możliwości przeprowadzenia bezpośredniej inkorporacji Wileńszczyzny do Polski, co w znacznej mierze ograniczało nacisk w tym kierunku opozycji, głównie endecji. Ze względu na opinię światową nawet endecja gotowa była zgodzić się na formę przejściową, jaką było utworzenie odrębnego tworu państwowego – Litwy Środkowej.

W samej nazwie „Litwa Środkowa” dopatrzeć się można zamysłu federacyjnego, gdyż nawiązuje ona m.in. do koncepcji kantonów Kamienieckiego, który proponował stworzenie trzech kantonów tworzących jedno państwo litewskie sfederowane z Polską. Były to: kanton litewski ze stolicą w Kownie. Kanton polski z Wilnem leżący w ten sposób „pośrodku”, między dwoma pozostałymi, byłby Litwą Środkową. Istotnie wydaje się, że oprócz Litwy Kowieńskiej (etnograficznego kantonu litewskiego) i Litwy Środkowej (kantonu polskiego) Piłsudski zamierzał stworzyć kanton białoruski z Mińskiem, jednakże „Grabski, przez ryski traktat preliminaryjny i wyrzeczenie się Mińska, wyrwał z koncepcji Piłsudskiego jeden z trzech jego członów i to w chwili, kiedy Żeligowski wkroczyć miał do Wilna”. Tak więc już w momencie powstawania Litwy Środkowej sama jej idea została okaleczona, a nazwa w zasadzie traciła swój sens. (...)

Znaczny wpływ na kształtowanie się polityki Tymczasowej Komisji Rządzącej i na możliwość realizowania zamierzeń federacyjnych miały warunki miejscowe. M.in. endecja i chadecja dążące zdecydowanie do jak najszybszego wcielenia Wilna do Polski sprzeciwiały się wszelkim tendencjom federacyjnym. Nieco odmienne stanowisko zajmowało PSL „Odrodzenie”, które żądało również przyłączenia Wileńszczyzny do Polski, ale na zasadzie autonomii. Trzon wileńskich federalistów stanowiła PPS Litwy i Białorusi oraz tzw. Demokraci. Dążyli oni do połączenia Litwy Środkowej z Kowieńszczyzną jako dwóch odrębnych kantonów. Zakładali też połączenie się Litwy z Polską na zasadzie unii bądź federacji. Odmienne stanowisko zajmowali tzw. krajowcy skupieni wokół „Gazety Krajowej”. Opowiadali się mianowicie za przyłączeniem Wileńszczyzny do Litwy Kowieńskiej na zasadzie dzielnicy autonomicznej.

Oni również zakładali dążenie do unii z Polską. Lecz godzili się odłożyć to na później. Na czele tej grupy stali Ludwik Abramowicz i Czesław Jankowski. Specyficzną rolę na terenie Wileńszczyzny odgrywał Tymczasowy Komitet Polityczny Ziemi Kowieńskiej, skupiając zarówno federalistów, jak i inkorporacjonistów. Zakładał on dążenie do unii Litwy historycznej z Polską poprzez opanowanie zbrojne całej Kowieńszczyzny.

TKPZK skupiał głównie uchodźców polskich z Litwy. Stanowiąc najbardziej dynamiczną grupę polityczną na terenie Wilna, wywierał silny wpływ na gen. Żeligowskiego, m.in. przedstawiając plan rozwiązania sporu z Litwą poprzez ofensywę na Kowno.

Klęska idei fedarcyjnej

Odmienność koncepcji i rozwiązania sporu z Litwą miała wyraźny wpływ na działalność TKR, a nawet na działania wojenne. Najbardziej widoczne było to podczas ofensywy polskiej 17 listopada. Jako cel wyznaczono wówczas osiągnięcie linii demarkacyjnej z czerwca 1920 r., licząc, że po klęskach militarnych będą Litwini bardziej skłonni do ugody. Było to zgodne z dążeniami zarówno federacjonistów, jak i krajowców, a nawet inkorporacjonistów. Natomiast środowiska skupione wokół TKPZK wyraźnie dążyły do przekształcenia tej ofensywy w marsz na Kowno. Skończyło się to śmiałym rajdem kawalerii, który, chociaż zagroził Kownu, nie miał wpływu na sytuację na froncie, co doprowadziło m.in. do załamania się polskiej ofensywy.

Załamanie się ofensywy i zawarcie zawieszenia broni oznaczały fiasko poszukiwań rozwiązania sporu polsko-litewskiego na drodze militarnej.

Akcja wileńska i stworzenie Litwy Środkowej pomyślane jako działania w myśl zasad federalizmu skończyły się (o ironio!) inkorporacją. Trudno doprawdy znaleźć bardziej wymowny symbol klęski tej koncepcji.

Na klęskę tej ostatniej bitwy o unię polsko-litewską złożyło się szereg przyczyn. Przede wszystkim, jak wspomniałem, już w momencie początkowym straciła ona głębsze uzasadnienie strategiczne i polityczne w wyniku wypadnięcia z planów Piłsudskiego Ukrainy i Białorusi. Niewątpliwie spowodowało to jeszcze większą niechęć Litwinów do związku z Polską, w którym byliby pozostawieni sam na sam z narodem dominującym liczbowo, ekonomicznie i kulturowo. Odebranie Wilna wzmogło jeszcze antypolskie nastroje na Litwie, pozwalając litewskiemu ruchowi nacjonalistycznemu skupić wokół haseł antypolskich gros narodu litewskiego, odczuwającego utratę Wilna jako klęskę i zniewagę narodową.

Akcja wileńska pomyślana jako próba wymuszenia na Litwie zgody na federację okazała się grobem tej koncepcji, czyniąc jakiekolwiek związki z Polską niemożliwymi do przyjęcia przez Litwinów. Ostateczny cios koncepcji federacyjnej zadał rodzimy, polski nacjonalizm, który na gruncie wileńskim przejawiał się w dążeniach do inkorporacji. Do takiego też rozwiązania zmierzał nieuchronnie rozwój wypadków na Litwie Środkowej.

Gdy niepowodzeniem zakończyły się próby Ligi Narodów usiłującej rozwiązać spór drogą plebiscytu, raz jeszcze wysunięto koncepcję federacji polsko-litewskiej. (...) Projekt ten został jednak odrzucony przez Litwinów, co zdecydowało o podjęciu we wrześniu 1921 r. przez Radę Ligi Narodów decyzji o zakończeniu procedury Ligi Narodów.

Przypieczętowało to ostatecznie klęskę planów federacyjnych. Od tej chwili sprawa inkorporacji Litwy Środkowej była przesądzona. Rozwiązano to przez wybory do Sejmu Wileńskiego przeprowadzone 9 stycznia 1922 r. Zostały one zbojkotowane przez Litwinów, Żydów oraz część Białorusinów, frekwencja wyborcza wyniosła 63 proc. uprawnionych do głosowania. Wybrany wtedy Sejm podjął na pierwszym swym posiedzeniu 20 lutego 1922 r. uchwały o wcieleniu Wileńszczyzny do Polski. Inkorporacja stała się faktem.

W parę tygodni później do Wilna przybył Piłsudski. Obejmując władzę w imieniu Rzeczpospolitej powiedział: „Wilno wstępuje obecnie w nowe życie, w życie, które formuje się inaczej niż to, jakie dawała historyczna jego przeszłość... W dniu wielkiego tryumfu, tryumfu polskiego, który tak gorąco wszyscy tu zebrani odczuwają, nie mogę nie wyciągnąć przez kordon nas dzielący ręki do tych, tam w Kownie, którzy może dzień dzisiejszy, dzień naszego tryumfu, uważają za dzień klęski i żałoby. Nie mogę też nie wyciągnąć ręki, nawołując do zgody i miłości. Nie mogę nie uważać ich za braci!...”.

Spór polsko-litewski był niewątpliwie jednym z wielu nękających powojenną Europę konfliktów towarzyszących powstawaniu nowych państw narodowych w Europie Środkowej i Wschodniej. Wszystkie te państwa napotykały podobne problemy z wyznaczaniem granic i rozwiązywaniem kwestii mniejszości narodowych. Najczęściej towarzyszyły temu zaborczość i drapieżny, egoistyczny nacjonalizm. Miał jednak konflikt polsko-litewski swoje specyficzne cechy wynikające z wielowiekowego współżycia obu narodów. Tradycja wspólnej przeszłości pozwoliła powstać i rozwinąć się oryginalnej koncepcji ułożenia stosunków między dwoma narodami na zasadzie unii czy federacji. Stwarzała ona teoretycznie możliwość zlikwidowania lub złagodzenia konfliktów narodowościowych. Wynikało to stąd, że federaliści, w przeciwieństwie do inkorporacjonistów, starali się brać pod uwagę ambicje i dążenia Litwinów. (...)

Wszystkie te wysiłki kończyły się zupełnym fiaskiem. Rozbijały się o mur niechęci i obaw litewskich. Ani razu Litwini nie zawahali się, za każdym razem odrzucali wszelkie koncepcje federacyjne, z uporem iście żmudzkim dążyli do utworzenia samodzielnego państwa narodowego. Sądzę, że nie zgodziliby się nawet na związek z równie małą Łotwą, cóż dopiero mówić o unii z bądź co bądź o wiele silniejszą Polską.

Federaliści zdawali się tego nie doceniać. Stwarzając w ten sposób „błędne koło” własnych marzeń i wizji zmuszeni byli walczyć na dwa fronty z litewskim i polskim nacjonalizmem.

W walce tej ostatecznie przegrali – Litwa Środkowa tworzona z myślą o federacji stała się symbolem klęski federacjonizmu. W okresie wybujałych nacjonalizmów nie było miejsca dla koncepcji unijnych. Pozostały one w sferze marzeń. Sądzę jednakże, że w ówczesnej polityce polskiej była to jedyna myśl na naprawdę wielką skalę, myśl śmiała i wybiegająca daleko w przyszłość.

 

Polityka 41.2010 (2777) z dnia 09.10.2010; Historia; s. 69
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Świat

Trump bierze Biały Dom, u Harris nastroje minorowe. Dlaczego cud się nie zdarzył?

Donald Trump ponownie zostanie prezydentem USA, wygrał we wszystkich stanach swingujących. Republikanie przejmą poza tym większość w Senacie. Co zadecydowało o takim wyniku wyborów?

Tomasz Zalewski z Waszyngtonu
06.11.2024
Reklama