Więc właśnie było tak – przyjechali z Leningradu i grali jazz, a my byliśmy szczęśliwi, że i tam dotarło to, od czego zaczynaliśmy zmianę świata w Polsce. Grali świetnie, cool w stylu Brubecka, ale jeden temat grali nam nieznany – rosyjski, pod zaskakującym tytułem „Gospodin Wielikij Nowgorod”, Pan Nowogród Wielki. Niczego nie tłumaczyli, a my nawet nie wiedzieliśmy, co by to miało znaczyć, nie wiedzieliśmy, że to Rosja skreślona z pamięci. A miała być skreślona na zawsze.
Wyrokiem Iwana Groźnego nie tylko dokonano w roku 1570 ludobójstwa na wolnych Nowogrodźcach, włącznie ze starcami i dziećmi - by nikt nie mógł opowiadać o ich mieście-republice. Wymazano je z historii. Historiografia epoki carskiej pilnowała tego wyroku i pilnowała potem radziecka. Opowiedziałem w swojej książce, jak skrupulatnie trzebiono tradycję nowogrodzką już choćby tylko z umysłów naukowych. Tak Pan Nowogród Wielki groźny był dla ustroju najpierw państwa carów, potem partii.
Dlatego zafascynowało mnie odkrycie zupełnie innej, pierwotnej historii Rosji. Rosji, nie Rusi. Rusią dla Nowogrodu Wielkiego, którym się zajmowałem, była w XI-XII wieku Ruś kijowska, przyszła Ukraina, rządzona przez potomków przybyłych z północy, z Nowogrodu Wielkiego, „Rusów” (którzy wedle pierwszego kronikarza wschodniej Słowiańszczyzny, Nestora, w Kijowie przezwali się „Rusią”). Ziemie Nowogrodu Wielkiego, demokracji kupieckiej, to była „nowgorodskaja obwłast’” (przez „w”, od „własti”). Historia tej republiki, która w roku 1136 przybrała tytuł „Gospodina”, „Pana”, była dłuższa od późniejszej historii caratu.