Historia

Ostatnia wielka bitwa rycerskiej Europy

15 lipca minęła 605. rocznica bitwy pod Grunwaldem

Bitwa pod Grunwaldem. Miniatura z XV w. Bitwa pod Grunwaldem. Miniatura z XV w. Wikipedia
To była na pewno największa bitwa polska w czasach średniowiecza i jedna z największych w dziejach rycerskiej Europy. Wyniknęła z zachodzących na kontynencie zmian, sama się do nich przyczyniając.
Pomocnik historyczny Polityki 1410 Grunwald. Ostatnia wielka bitwa rycerskiej EuropyPolityka Pomocnik historyczny Polityki 1410 Grunwald. Ostatnia wielka bitwa rycerskiej Europy
Bitwa pod Grunwaldem. fragment obrazu Jana MatejkiWikipedia Bitwa pod Grunwaldem. fragment obrazu Jana Matejki

[Artykuł pochodzi z Pomocnika Historycznego POLITYKI „1410 Grunwald. Ostatnia wielka bitwa rycerskiej Europy”]

*

Wydanie pomocnika „1410 Grunwald. Ostatnia wielka bitwa rycerskiej Europy” można kupić w Sklepie POLITYKI

 

Czarna Śmierć

Wiek XIV nie zapisał się dobrze w dziejach Europy. Można powiedzieć, że jej ziemie odwiedzili wszyscy czterej jeźdźcy Apokalipsy: powietrze (morowe, zaraza), głód, ogień i wojna – tak plastycznie ukazani przez Albrechta Dürera – galopujący przez wiele krajów kontynentu. Niektóre z nich musiały czekać przez kolejne stulecia, by nadrobione zostały ubytki demograficzne, a dotychczasowy porządek życia społecznego, oparty na idei rycerskiej, zasadach lennych miał już podczas tej „jesieni średniowiecza” odchodzić na stałe do lamusa.

Plagi Apokalipsy spowodowane były zapewne wielkim kryzysem ówczesnej gospodarki, któremu towarzyszyły coraz liczniejsze konflikty polityczne i ideologiczne. Spadły przede wszystkim na państwa gęściej zaludnione, na wielkie miasta, ośrodki leżące na uczęszczanych szlakach komunikacyjnych. Mniej dotkliwie dawały się odczuć w rejonach dotychczas peryferyjnych, wśród których znajdowała się Polska. W Niemczech, w Anglii, we Francji ubożeli właściciele ziemscy, którzy ratowali dochody poprzez podnoszenie obciążeń ludności chłopskiej i poprzez najbardziej oczywiste dla rycerzy działania – wyprawy wojenne dla zdobycia ziemi i łupów. Oba te działania prowadziły – jak zawsze w dziejach – jedynie do pogłębiania kryzysu, do wzrostu napięć społecznych.

Być może te przyczyny, być może pojawiające się symptomy zmian klimatycznych potęgujących kłopoty użytkowników ziemi, a na pewno wzrost ludności wielkich miast, liczących niekiedy ponad 100 tys. mieszkańców, żyjących w warunkach urągających higienie, sprowadziły wielką epidemię tzw. czarnej śmierci (dżumy?), która w połowie stulecia pochłonęła blisko 30 proc. populacji kontynentu. Nie tylko ziem najgęściej zaludnionych – Francji, Włoch, Anglii, lecz także Norwegii czy Rusi Kijowskiej.

Kryzys Cesarstwa i Kościoła

Czarna śmierć zbierała swe żniwo wybiórczo, oszczędzając niektóre kraje, m.in. Polskę, które stawały się ziemią obiecaną dla wielu ludzi poszukujących bardziej sprzyjających warunków do życia. Destabilizację kontynentu bowiem pogłębiały stale toczone wojny. Wojna stuletnia między Anglią i Francją, wojny o tron cesarski między wielkimi rodami Rzeszy Niemieckiej. Szło z nimi w parze kolejne zjawisko charakteryzujące te niespokojne czasy – aktywność grup społecznych wyłamujących się z dotychczasowego porządku. Chłopi w Szwajcarii, mieszczanie we Flandrii „wybijali się na niepodległość”, rozbijając rycerskie hufce swych terytorialnych władców.

Coraz większą rolę zaczynały w tych warunkach odgrywać do niedawna drugorzędne organizmy państwowe – Węgry, Polska, Czechy, Serbia i największy nowy twór polityczny – Litwa. W Europie zawsze istniały dwie sprzeczne tendencje: dążenie do uniwersalizmu i do uzyskania samodzielności w ramach własnej tradycji i własnego prawa. Pojawianie się nowych jednostek państwowych szło w parze ze wzrostem wykształcenia ich elit politycznych, z walką o określenie ich własnej tożsamości, o zbudowanie własnej hierarchii świeckiej i kościelnej.

Sprzyjało tym tendencjom nie tylko osłabienie ówczesnego cesarstwa rzymskiego, lecz także wielki kryzys Kościoła rzymskiego, widoczny poprzez przeniesienie siedziby papieża do Awinionu i następnie – wielką schizmę zachodnią i pojawienie się dwóch, a później także trzech papieży konkurujących o władzę. Także np. koncepcje Johna Wyklefa czy nieco później Jana Husa rozsadzały jedność Kościoła rzymskiego.

Premia dla wschodniej Europy

Oczywiście nawet w czasach najgorszych pojawiają się przykłady korzystnych zmian. W XIV w. coraz liczniej powstają uniwersytety, ośrodki nauki i wysokiej edukacji, rozwijają się szkoły parafialne, samorządy w miastach i we wsiach, pierwsze zwiastuny społeczeństwa obywatelskiego. Nie ulega wątpliwości, że ciężkie czasy dla zachodu Europy okazały się korzystne dla środkowo-wschodnich ziem kontynentu. Rzadko zdarzało się, by władcy sąsiadujących ze sobą państw w tym samym okresie przechodzili do historii z najlepszymi ocenami potomnych. Panowanie Kazimierza Wielkiego w Polsce szło w parze z władaniem Ludwika Wielkiego (u nas tylko Węgierskiego), Karola IV – Ojca Czech, cara Duszana – twórcy wielkiej Serbii, Olgierda na Litwie i znakomitego wielkiego mistrza krzyżackiego Winrycha von Kniprode. Awans krajów położonych między Bałtykiem i Adriatykiem, dorzeczem Wołgi i Lasem Czeskim miał miejsce właśnie w czasach kryzysu zachodniej Europy i zniszczeń na wschodzie kontynentu spowodowanych najazdami mongolskimi.

Wiktoria grunwaldzka

Wydaje się, że czasy, w których Polska zaczęła wkraczać w swój najlepszy okres, nie są nadmiernie eksponowane w naszej pamięci zbiorowej. Nasze dzieje, widziane przez pryzmat popularnych ujęć, tradycji, częściowo także podręczników szkolnych, stanowią serie bitew (które wygrywaliśmy) i wojen (najczęściej przegranych). Miały one pokazywać chlubne karty naszej historii, wytrwałość Polaków w czasach upadku lub niebytu państwa. Wyrażały potrzebę „pokrzepienia serc”, przypominały cnoty potrzebne niegdyś i dzisiaj: męstwo, poświęcenie dla sprawy, honor, odwagę.

Rzeczywiście, mieliśmy piękne karty wojenne. Chytrość Mieszka I w bitwie pod Cedynią (jeśli dobrze odtwarzamy jej przebieg), determinacja Bolesława Krzywoustego w walce z cesarzem Henrykiem (na pewno skuteczniej prowadzonej w wojnie podjazdowej niż w legendarnej jedynie bitwie na Psim Polu), dzielność Łokietka pod Płowcami (czy w wiekach późniejszych strategia Chodkiewicza pod Kircholmem, męstwo wojsk pod Zieleńcami, Racławicami, Stoczkiem) stanowią oś opowieści o polskich dziejach. Na pewno słusznie, jako że pokazują te wartości, bez których żadna wspólnota ludzka nie może się obejść: poświęcenie jednostki dla wartości wyższych – wolności, sprawiedliwości, ochrony tożsamości zborowej, państwowej, narodowej, kulturalnej. Nie zmienia to jednak faktu, że owe chlubne wydarzenia miały na ogół niezbyt znaczący wpływ na dalsze polskie dzieje, nie mówiąc już o nikłych lub żadnych skutkach dla wydarzeń powszechnych.

Były też jednak wydarzenia mające głębokie i rozległe skutki. Należała do nich wiktoria grunwaldzka. Zmieniła ona nie tylko bieg wydarzeń w Polsce, lecz także znacząco wpłynęła na miejsce naszego kraju w Europie, na przemiany społeczne świata rycerskiego, nawet na stosunki gospodarcze kontynentu. Oczywiście sam sukces militarny stanowił pochodną jednego z najbardziej znaczących wydarzeń w dziejach Europy: unii polsko-litewskiej.

Polska przed Grunwaldem

Jaką bowiem rolę odgrywały ziemie polskie w czasach poprzedzających Grunwald? Na przełomie XIII i XIV w. kraj stanowił dość odległe peryferie Europy. Rozbity politycznie na księstwa dzielnicowe, zniszczony najazdami Mongołów na południu i Litwinów na północy, ubogi i – niestety – zacofany kulturalnie. Na plusie mógł zapisać udaną budowę społeczeństwa samorządowego w ramach kolonizacji na prawie niemieckim i początki powstawania świadomości zbiorowej Polaków. Książęta polscy ulegali przewadze – i politycznej, i gospodarczej – władców węgierskich, czeskich, nie byli w stanie poradzić sobie z ekspansją terytorialną margrabiów brandenburskich i rycerzy zakonu niemieckiego. Od Polski oderwany był Śląsk, utracone zostało Pomorze, a w krytycznych latach trzydziestych także Kujawy i Mazowsze pozostawały poza wpływami Krakowa, uznając nawet przejściowo władzę króla czeskiego.

Sytuacja zaczęła polepszać się w czasach drugiej tercji XIV w. wraz z reformami Kazimierza Wielkiego, udziałem tego władcy w polityce Europy Środkowej i uzyskaniem znacznej części Rusi Halicko-Włodzimierskiej. Polska, by użyć sportowego określenia, uzyskała awans do drugiej ligi europejskiej, stając się ważnym rozgrywającym podmiotem w polityce Czech, Węgier, Rzeszy niemieckiej i – przy tej okazji – państwa zakonnego w Prusach.

Unia Krewska

Radykalne zmiany nastąpiły jednak dopiero po 1386 r., kiedy to wielki książę Litwy, Jagiełło, został okrzyknięty przez polskie rycerstwo królem Polski (unia personalna), przyjął chrzest w obrządku katolickim i pojął za żonę Jadwigę, panującą królową Polski. Akt zawarty w Krewie (15 sierpnia 1385 r.) po raz pierwszy od dłuższego czasu wprowadzał Polskę na szerokie pola powszechnych dziejów Europy. Utworzone zostało najrozleglejsze władztwo terytorialne na kontynencie, obejmujące ponad 800 tys. km kw. Nie zawsze prowadziło ono wspólną politykę, często odmienne były cele działania Krakowa i Wilna. Ale z dworem krakowskim – okresami blisko związanym z dworem wileńskim – ówcześni władcy europejscy musieli się znacznie bardziej liczyć niż w czasach Polski piastowskiej.

Już przyjęcie przez władcę Litwy chrześcijaństwa stanowiło zapowiedź wielkich zmian na planie politycznym kontynentu. Nie był to pierwszy przypadek konfesji: przyjmował nową wiarę sto trzydzieści lat wcześniej Mendog, chrzcili się w obrządku wschodnim liczni potomkowie Giedymina, twórcy potęgi Litwy. Akt w Krewie stanowił jednak przypadek szczególny z paru względów. Nie tylko dlatego, że okazać się miał początkiem trwałego włączania Litwy do wspólnoty chrześcijańskiej, lecz także biorąc pod uwagę sukces odniesiony przez Kościół łaciński w dobie narastającego kryzysu jego instytucji. Papiestwo było rozbite – działało wówczas dwóch papieży, w Rzymie i w Awinionie (a wprędce miał pojawić się trzeci – wybrany przez sobór w Pizie), narastał spór między koncyliarystami (zwolennikami władzy soboru powszechnego) i kurialistami (opowiadającymi się za władzą papieża). W tych krytycznych latach Kościół rzymski odniósł wielki sukces, przyłączając ostatnie rozległe państwo pogańskie w Europie do swej obediencji. Od czasów triumfu katolicyzmu w nawracaniu plemion germańskich (aż do VI w., jeśli porzucały one stare wierzenia, to dla przyjmowania doktryny ariańskiej) Rzym nie mógł się poszczycić równie spektakularnym sukcesem. Dodać trzeba – sukcesem uzyskanym za pośrednictwem Polski.

Dla Polski z kolei był to sukces porównywalny z tym, który został odniesiony w X w. poprzez chrzest i pojawienie się w polityce powszechnej na zjeździe gnieźnieńskim. Polska metropolia zaczęła w końcu XIV w. sięgać północnych kresów kontynentu, pojawiły się możliwości uzyskania przez nią wpływów aż po czarnomorskie stepy. Niezależnie od realiów – trwania starych obrządków na wsiach Żmudzi i Auksztoty, mocnego zakorzenienia prawosławia na ziemiach dawnego państwa kijowskiego – sukces Rzymu był bezsporny. Parafrazując określenie powstałe w czasie krucjat, można by powiedzieć „gesta Dei per Polonos” (czyny Boże poprzez Polaków). Akt unii stanowił kartę wstępu do klubu ówczesnych wielkich rozgrywających politykę w Europie. Nie tylko ze względu na korzyści odniesione przez Rzym.

Międzynarodówka rycerska i krzyżacy

Zawarta unia prowadziła do daleko idących konsekwencji dla ówczesnej siły przewodniej państw europejskich – rycerstwa wszelkich nacji. Miało ono potężne kłopoty przynajmniej już od stulecia. Wspomniany wielki kryzys gospodarczy i społeczny w XIV w. uderzył przede wszystkim w owych rycerzy – większych i drobniejszych posiadaczy ziemi, którzy zaczęli odczuwać coraz bardziej dotkliwy brak dochodów. Zapobiegać temu miały, jak wspomnieliśmy, nie tylko podnoszone obciążenia poddanych (co budziło wśród nich oczywiste niezadowolenie, niekiedy zbrojny opór), lecz także wojny przynoszące korzyści materialne (acz obciążone nierzadko dużym ryzykiem utraty nie tylko majątku, lecz także życia).

Dla rycerskiej międzynarodówki ważną instytucją był niemiecki Zakon Najświętszej Marii Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie, czyli krzyżacy. Szczególnie w czasie względnego spokoju w Europie, po traktacie w Bretigny przerywającym na pewien czas wojnę Anglii z Francją, zapewniali oni przybyszom z wielu krajów różne korzyści. Po pierwsze – uzyskanie łupów wojennych lub okupów od wziętych do niewoli Litwinów (którzy mieli z czego płacić, jako że sami z kolei penetrowali rozległe obszary Rusi). Po drugie – nawiązanie korzystnych stosunków z możnymi panami z różnych krajów, co oczywiście skutkować mogło późniejszymi korzyściami. Po trzecie – zdobycie sławy wojennej, dobrej opinii wśród towarzyszy broni, niekiedy możliwość spektakularnego pasowania na rycerza. Po czwarte wreszcie – a dla niektórych rycerzy może nawet po pierwsze! – realizację obowiązków nowego rycerstwa (według zaleceń św. Bernarda z Clairvaux), a więc walki z wrogami chrześcijaństwa.

Do Malborka, stolicy państwa zakonnego w Prusach, przybywali rycerze z całego świata europejskiego: z krajów Rzeszy Niemieckiej, z Niderlandów, Francji, Anglii, Szkocji, Irlandii, Kastylii, Aragonii, Portugalii, z północnych i południowych Włoch, a także z Czech, Węgier, wreszcie z Polski (znamy kilkudziesięciu polskich rycerzy chwalebnie zapisanych na kartach ówczesnych herbarzy). Organizowani w zbrojne oddziały wyruszali nierzadko parę razy do roku na ziemie Wielkiego Księstwa Litwy (z różnym skutkiem), wymieniając z towarzyszami broni nie tylko zdobycze, lecz także różne potrzebne dla siebie informacje, umiejętności i obyczaje.

Chrzest Litwy był ciosem przede wszystkim dla krzyżaków, tracili rację bytu jako placówka chrześcijańskiego rycerstwa na granicy pogaństwa, broniąca przed najazdami i prowadząca walkę z nieprzyjacielem Krzyża. Ale ów chrzest ograniczał też zakres działań licznych przybyszów, jako że odejmował im motywację walki z niewiernymi.

Bitwa po Grunwaldem

Przypieczętowanie nowej sytuacji stanowiła bitwa grunwaldzka, na pewno największa bitwa polska w czasach średniowiecza i jedna z największych w dziejach średniowiecznej Europy. Trudno jest precyzyjnie obliczyć liczbę wojsk biorących w niej udział. Zapewne nieco przesadnie sądząc, na polu walki znajdować się mogło ok. 50 tys. walczących, pośród których ok. 30 tys. stanowili wojownicy Królestwa Polskiego i Wielkiego Księstwa Litwy. Ponad połowa z nich należała do polskich sił zbrojnych, chorągwi ziemskich, oddziałów nadwornych, wojsk zaciężnych, rekrutowanych między innymi z Czech. Pozostali walczący pod wodzą Jagiełły rekrutowali się z chorągwi litewskich, powoływanych w części z ziem Rusi będących pod panowaniem Litwy, ze sprzymierzonych pułków rosyjskich Nowogrodzian, tradycyjnego wroga krzyżaków, z pomocniczych oddziałów mongolskich.

Wojska krzyżackie składały się zapewne z zakonników, ponadto chorągwi powołanych pod broń z ziem pruskich oraz licznie przybyłych rycerzy z zachodu europejskiego. Byli wśród nich Czesi, byli Niderlandczycy oraz ochotnicy z wielu krajów, także ze słowiańskiego Pomorza. Cesarz rzymski i król węgierski Zygmunt Luksemburski także znajdował się w stanie wojny z królem Polski i wielkim księciem Litwy Władysławem Jagiełłą, który dla osłony południowej granicy pozostawił zbrojne chorągwie z ziemi sądeckiej.

Strony walczące poniosły wiele strat. W wersji zakonnej miało na polu bitwy polec osiemnaście tysięcy ludzi. Wielkość ta, na pewno zawyżona, świadczy jednak o przekonaniu panującym w Europie, że poległo bardzo wielu rycerzy. Ponadto niemal drugie tyle żołnierzy krzyżackich miało się jakoby dostać do niewoli zwycięzców. Innymi słowy – bitwa miała już w opinii współczesnych stanowić wydarzenie wyjątkowo znaczące.

O dramatycznym przebiegu bitwy dowiadujemy się przede wszystkim z relacji Jana Długosza (s. 67), która stanowiła (i nadal w znacznym stopniu stanowi) podstawę wiedzy potocznej, kształtowanej od pierwszych godzin po bitwie (jeszcze na jej polu Jagiełło rozsyłał listy do możnych tego świata z wiadomością o bezprzykładnym zwycięstwie). Dokonując pewnego retuszu tych informacji wydaje się, że nasz wielki historyk nieco ubarwił i udramatyzował przebieg wydarzeń. Stopniując napięcie jak w dobrym filmie akcji, ukazał i skuteczny atak krzyżacki na wojska litewskie zmuszane do chwilowego wycofania się z pola bitwy, i dramatyczne chwile, podczas których doszło do upadku chorągwi Królestwa niesionej przez Marcina z Wrocimowic, i wreszcie jakoby decydujący atak odwodów wielkiego mistrza zagrażający samemu królowi Władysławowi. Jednak niemal natychmiast po tym w relacji Długosza pada zabity Ulrich von Jungingen, wojska krzyżackie zostają rozbite, Polacy zdobywają obóz zakonny, król wraz z wielkim księciem Witoldem triumfują po „sprawiedliwej bitwie”.

Wojna na słowa

Można sądzić, że przewaga wojsk polsko-litewskich nie była w trakcie walki zbytnio zagrożona, a relacje rozsyłane i powtarzane miały na celu ukazanie wspaniałego triumfu nad Zakonem Krzyżackim. Nic więc dziwnego, że wzorem licznych działań politycznych, znanych i stosowanych od zawsze, krzyżacy zaczęli podejmować akcje mające na celu, po pierwsze, zdezawuowanie aktu krewskiego, a po drugie – ukazanie bitwy i jej wodzów od jak najgorszej strony. Poczynając od prowadzenia propagandy głoszącej utrzymywanie się Jagiełły w błędach pogaństwa, zarzucanie mu oszustw, przewrotności, zakłamania, przytaczanie licznych przykładów utrzymywania się pogaństwa na Litwie, a kończąc na publikowaniu paszkwilu napisanego przez dominikanina Jana Falkenberga, w którym Litwini zostali odsądzeni od czci i wiary, a Polacy pokazani jako kłamliwi kryptochrześcijanie, „zabijanie których miało być cnotą dobrego chrześcijanina”. W efekcie jednak wydaje się, że głoszenie tych opinii w ówczesnych warunkach politycznych niedobrze przysłużyło się krzyżakom.

Oczywiste korzyści uzyskiwane przez Kościół, poszukiwanie sojuszników przez poszczególne stronnictwa w ówczesnym świecie umożliwiło wygranie batalii propagandowej, prowadzonej między innymi na soborze w Konstancji przez stronę polską. Ale kto wie, czy nie bardziej dalekosiężne skutki przyniosło wyjątkowo szerokie rozpowszechnienie wieści o bitwie grunwaldzkiej na całym kontynencie. Po raz pierwszy bitwa stoczona przez Polaków i Litwinów tak szeroko została uwzględniona na kartach kronik pisanych nie tylko w krajach sąsiednich, lecz także tych oddalonych od Polski. Pojawiły się informacje, wspomagane ilustracjami (nieco fantazyjnymi), nawet na ziemiach państw Półwyspu Iberyjskiego; pisano o Grunwaldzie w miastach hanzeatyckich (wielki mistrz, władca Prus krzyżackich, był oficjalnie suwerenem i opiekunem Hanzy). Niektóre kroniki głosiły nawet, że krzyżacy zostali słusznie ukarani z Boskiego wyroku za niepomierną pychę, za pogardzanie władcami i ludami.

Takie opinie formułowane były w Wiedniu, w Moguncji, w Strasburgu, a nawet – w nieco łagodniejszej formie – na dworze sprzymierzeńca zakonu cesarza Zygmunta. Kronikarz Dietrich z Nieheim sformułował pogląd krążący wśród dostojników kościelnych, że „król Władysław wkroczył do Prus dla ukarania zuchwałości wielkiego mistrza”. Dowodem na tę zuchwałość miał być fakt przysłania królowi przez Ulricha von Jungingen dwóch nagich mieczy. Interpretacja kronikarza świadczy i o przyjęciu wersji polskiej, i jednocześnie o zbliżającym się upadku etosu rycerskiego, w którym wysyłanie mieczy przeciwnikowi było zrozumiałym gestem zapraszania do pojedynku.

Polityka po Grunwaldzie

Nie ulega wątpliwości, że bitwa grunwaldzka przyczyniła się do rozprzestrzenienia się wieści o Polsce, o czym mogą świadczyć dwa przekazy znane w Europie.

Zagrożeniem dla chrześcijańskich krajów była w latach 30. i 40. XV w. osmańska Turcja, prowadząca skuteczną ekspansję na Bałkany. Władze Wenecji wysłały posła Mario Sanuto, by zorientował się w możliwościach obronnych państw chrześcijańskich. W jego relacji na drugim miejscu, za cesarzem rzymskim i królem niemieckim, pod względem liczebności rycerstwa znajdują się poddani króla polskiego, przewyższając możliwości mobilizacyjne króla Francji i króla Anglii. Informacja niewyobrażalna jeszcze pół wieku wcześniej!

Z tego samego czasu, jak sądzę, pochodzi fresk w kościele strasburskim ukazujący pochód narodów Europy do Krzyża. Wśród trzynastu zbrojnych rycerzy znajduje się też Polonia jako ten jeździec, który ogląda się za siebie spoglądając na kroczące na piechotę zbrojne postacie – Litwę i Orient (zapewne symbolizujący Kościół wschodni). Po raz pierwszy od czasu zjazdu na szczycie w Gnieźnie w 1000 r. Polska znalazła się wśród dostrzeganych i docenianych państw. Tych, które uczestniczyły w najistotniejszych problemach polityki europejskiej: walki z ekspansją Turcji, niezbędnych reform Kościoła i przezwyciężenia rozbicia papiestwa, jednoczenia ziem Rusi oraz opanowania narastającego fermentu społecznego i ideologicznego, który skutkował ruchem husyckim.

Działalność krzyżaków budziła narastające wątpliwości, dotyczące fiskalizmu zakonu, podejmowania zbrojnych rejz na ziemie pogan, a przy okazji zajmowania terytoriów także chrześcijańskich – Gotlandii, Nowej Marchii. Krytykowali zakon myśliciele, reformatorzy ukazujący kryzys postaw, jak święta Brygida szwedzka czy Jan Hus, którzy widzieli, jak dalece głoszone hasła odbiegały od rzeczywistości. Narastały konflikty między władzami zakonu i jego poddanymi, dobrze ujawnione po przegranej przez krzyżaków bitwie. Wśród krótkotrwałych jej skutków najbardziej widoczne było wypowiedzenie posłuszeństwa krzyżakom i poddanie się władzy króla polskiego przez mieszczaństwo pruskie i, w konsekwencji, ostre restrykcje władz zakonu wobec jego poddanych.

Na pewno trwałym skutkiem bitwy była utrata „stanowisk pracy” przez bezrobotne rycerstwo wielu krajów. Nie jest wykluczone, że kolejne etapy wojny stuletniej uległy intensyfikacji właśnie dlatego, że pojawiło się wielu chętnych, którzy byli gotowi podejmować walkę o łupy na bliższym sobie obszarze.

Wielokrotnie można spotkać się z poglądami, że zwycięstwo nie było należycie wykorzystane. Malbork nie został zdobyty, zbuntowane ziemie i miasta pruskie wróciły pod władzę zakonu, nie udało się Polsce odzyskać Pomorza. Nie biorą one pod uwagę co najmniej dwóch istotnych czynników. Pierwszy, ważniejszy, dotyczy pomijania faktu, że państwo zakonne w Prusach stanowiło zaledwie wierzchołek góry, której podstawa leżała w licznych krajach Europy. Kilkanaście jednostek gospodarczych – bajliwatów – rozrzuconych było w Czechach, Saksonii, Nadrenii, Lotaryngii, w Niderlandach, północnych i południowych Włoszech, nawet na Sycylii, placówki polityczne i gospodarcze istniały w wielu krajach. Wpływy polityczne zakonu, jego powiązania z władcami świeckimi i kościelnymi czyniły z niego instytucję mającą silne powiązania z największymi ośrodkami politycznymi kontynentu. Za Zakonem Krzyżackim opowiadał się cesarz, papieże, różni więksi i drobniejsi władcy terytorialni, ci wszyscy, którzy spotykali się na dworze w Malborku przed wyprawami na Litwę. Nie tylko przygotowując się do wypraw zbrojnych, lecz także prowadząc różnorodne pertraktacje, zawierając sojusze i zaciągając pożyczki.

Ta rola zakonu – jako miejsca spotkań możnych tego świata, na ogół niechętnych czy wręcz wrogich Polsce i Litwie – została definitywnie zakończona. Można powiedzieć, że skończył się czas międzynarodowego znaczenia krzyżaków. Z jednego z głównych rozgrywających w Europie stali się jednym z wielu regionalnych władztw terytorialnych, które mogło być wykorzystywane do rozgrywek politycznych już nie jako pierwszorzędny ich uczestnik.

Gospodarka po Grunwaldzie

Kolejnym ważnym skutkiem bitwy grunwaldzkiej była zmiana w proporcjach sił między Polską i zakonem. Od czasu zajęcia przez krzyżaków Pomorza w konfliktach zbrojnych – tych za Władysława Łokietka, i w procesach międzynarodowych – za Kazimierza Wielkiego, Polska była stroną słabszą, broniącą się nie zawsze skutecznie. Po Grunwaldzie, który był efektem zawartej unii z Litwą, role się odwróciły. To Polska stała się stroną silniejszą. Stroną, która nawet jeśli przegrywała bitwy (co szczególnie było widoczne podczas wojny trzynastoletniej), to wygrywała wojny.

Czasy Grunwaldu przyniosły też następstwa gospodarcze, które miały istotnie zmienić miejsce Polski w wielkim handlu kontynentalnym. Co prawda nasze ziemie były znane już wcześniej jako kraje dostarczające niewolników do państw muzułmańskich, a od XIII w. także kojarzone z wywozem aż do Francji metali szlachetnych, jakoby pochodzących z królestwa (!) polskiego. Ale owe rudy złota, srebra i miedzi były tylko tranzytem przewożone Wisłą nad Bałtyk i dalej na zachód. Dla gospodarki nieistniejącego jeszcze królestwa nie miało to większego znaczenia. Inaczej zaczęła kształtować się sytuacja od początków XV w., już po wojnie z krzyżakami. Co prawda Gdańsk nie został wówczas jeszcze wcielony do Polski, ale jej sukces militarny umożliwił łatwiejsze kontakty tego portu bałtyckiego z zapleczem. Wschodnie ziemie kontynentu zaczęły grać rolę głównego źródła surowców dla odradzającej się gospodarki Europy.

Początki zmian wiązać zapewne należy z poszukiwaniem nowych form działania zarówno mieszczaństwa jak i rycerstwa. Na pograniczu Rzeszy i Francji pojawiły się pierwsze formy manufaktury rozproszonej, systemu chałupniczego w sukiennictwie, piwowarstwie i okrętownictwie. Jeśli chłopom dostarczane były surowce, mogli oni wyrabiać produkty może gorszej jakości niż powstające w cechach rzemieślniczych, ale tańsze i w większej ilości. Tak zwana draperie nouvelle – nowe rękodzieło tekstylne – leżała u początków wczesnego kapitalizmu.

Może jeszcze większe znaczenie miało poszukiwanie nowych ziem, na których można było oczekiwać uzyskania różnych dóbr materialnych. Zapoczątkowali wielkie wyprawy odkrywcze Portugalczycy, ale zastosowanie nowych wynalazków – żagla łacińskiego, busoli – ułatwiło żeglugę po Atlantyku także innym nacjom. Do budowy dużych karaweli potrzebny był budulec, zatem drewno, i to w dużych ilościach (jako że przeciętny czas życia tych jednostek nie przekraczał 3–4 lat eksploatacji). Już w dziesięć lat po grunwaldzkiej bitwie drewno pochodzące z krajów nadbałtyckich stało się głównym produktem eksportowanym na zachód. Największym jego rezerwuarem były lasy Rusi Nowogrodzkiej, Litwy, Prus, Mazowsza – dostarczające też innych surowców. Wśród nich znajdowały się także futra zwierzęce, miód i wosk, smoła, węgiel drzewny, a także produkty z łąk i pól – len, konopie, i polski czerwiec – barwnik wykorzystywany przy produkcji sukna. Sosny spławiane Narwią, Bugiem i Wisłą nad morze wywożone były następnie statkami gdańszczan, Holendrów, Anglików do stoczni niderlandzkich, a nawet jeszcze dalej, do Portugalii i Kastylii. Był to masowy towar, który niejako przecierał drogę do kolejnego – stanowiącego od połowy XV w. znak firmowy Polski – zboża.

Mapy przedstawiające Panią Europę jako władczynię świata (co mogło jednak świadczyć o niewiedzy ówczesnych geografów o znaczeniu Chin czy Indii) uwzględniały Polskę jako obszar położony w środku kontynentu. Od schyłku XV w. wyraźnie oznaczał on „brzuch” owej władczyni, nasycany produktami z Polski – zbożem i kolejnym wielkim produktem eksportowym – bydłem. Gdyby te wizerunki produkowano wcześniej, być może owym znakiem wyróżniającym byłyby polskie drzewa, z których budowano karawele opływające wybrzeże Afryki i z czasem odkrywające nowe światy.

Polska po Grunwaldzie

Czas Grunwaldu początkuje gospodarkę obejmującą stare i nowo poznawane kontynenty. To także czas narastającej wymiany nowinek technicznych i kulturalnych. Wówczas właśnie pojawiły się znaczące ślady myśli ludzkiej, powstałe w Akademii Krakowskiej – Stanisława ze Skalbmierza, Pawła Włodkowica. Grunwald nie zmienił przyzwyczajeń polskiego rycerstwa niezbyt chętnie korzystającego z morskich podróży. Otworzył jednak możliwości poznawania świata, podróży po Europie, kolonizacji przez naszych przodków nowych ziem – i tych w państwie krzyżackim, i tych w rozległym Księstwie Litewskim.

Czy bez grunwaldzkiego sukcesu byłoby to możliwe? Trudno na to pytanie jednoznacznie udzielić odpowiedzi. Nie ulega jednak wątpliwości, że zwycięska bitwa z krzyżakami stała się symbolem nowych czasów i nowej, znaczącej roli Polski. Stała się ważnym składnikiem rodzącej się świadomości Polaków.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Interesy Mastalerka: film porażka i układy z Solorzem. „Szykuje ewakuację przed kłopotami”

Marcin Mastalerek, zwany wiceprezydentem, jest także scenarzystą i producentem filmowym. Te filmy nie zarobiły pieniędzy w kinach, ale u państwowych sponsorów. Teraz Masta pisze dla siebie kolejny scenariusz biznesowy i polityczny.

Anna Dąbrowska
15.11.2024
Reklama