Wszyscy wyżsi wojskowi, starzy napoleończycy, wynieśli ze swych pełnych chwały karier jedną zasadniczą naukę: wojna z Rosją jest nie do wygrania. W konsekwencji, starali się unikać walnej bitwy, aby ochronić wojsko od klęski. Ten „menuet" (określenie generała Jana Skrzyneckiego, który od lutego do sierpnia 1831 roku piastował buławę wodza naczelnego) trwał pół roku z górą i zakończył się przejściem armii przez pruską granicę pod Brodnicą w pierwszych dniach października 1831 roku.
Czytelnika prasy i publicystyki powstańczej musi zaskakiwać, jak szybko zmieniał się język życia publicznego. Wciąż jeszcze funkcjonowało wiele fraz i kategorii myślowych nawiązujących do późnego oświecenia (samo słowo „oświecenie" było nadal w szerokim użyciu). Zarazem zmieniał się - i to nader ¬radykalnie - sposób mówienia o narodzie, Polsce, patriotyzmie. Frazes monarchiczno-konstytucyjny ustępował miejsca frazesowi niepodległościowemu, często z odcieniem mesjanistycznym i ofiarniczym. Nastąpiła ideowa i zarazem pokoleniowa „zmiana warty": młodzi radykałowie nie objęli władzy w powstaniu, ale rozpowszechnili nowy styl mówienia o polityce, który - w obliczu całko-witego wyjałowienia poprzedniego stylu późnooświeceniowego - rychło przejęty został także przez starsze pokolenie i przez cały wykształcony ogół. Większość społeczeństwa (a dotyczy to także wykształconych elit) przystosowuje się bowiem zwykle do zmian poli-tycznych, choć z reguły następuje to z pewnym opóźnieniem. Ta sama inercja i niechęć do wyłamywania się, która dawniej wzmacniała stabilność sytemu politycznego Królestwa, teraz działała na korzyść powstania. Coraz silniejsze wpływy europejskiego romantyzmu wzmacniały tę przemianę.
Już noc listopadowa wpłynęła na niektórych, zwłaszcza młodych, wyrywając ich z kolein codziennego życia. Oto Jan Nepomucen Janowski, demokrata i antyklerykał, ale przecież żaden spiskowiec czy buntownik, siedział w wieczór 29 listopada w swym służ-bowym mieszkaniu w Pałacu Staszica (był bibliotekarzem TPN) i przeglądał dokumenty komisji przychodów i skarbu (w której był także urzędnikiem); na wieść o rozruchach wybiegł na ulicę schwyciwszy (z braku własnej broni) jeden z eksponatów z muzeum Towarzystwa - szpadę generała Jana Henryka Dąbrowskiego. Na ulicy zobaczył - na czele tłumu maszerującego na Arsenał - swego kolegę, znanego mu dotąd jedynie z na-miętności do kart. „Kiedy już Biłgorajski - pomyślałem sobie - przedzierzgnął się tak nagle w gorącego patriotę, to patriotyzm musi być zaraźliwym i prawdziwie czarodziej-skim uczuciem".
Egzaltacja patriotyczna rosła w miarę rozwoju powstania. Maurycy Mochnacki do-magał się metod „jakobińskich". „Egzaltacja" nie była dla niego, jak dla umiarkowanych, obelgą, lecz dumnym samookreśleniem. Ta sama terminologia, której używał kilka lat wcześniej w sporach literackich, teraz nabrała charakteru politycznego. „Rewolucja w Warszawie codziennie się egzaltować i wzmagać powinna, w Warszawie do tego punktu egzaltować trzeba duch publiczny, duch rewolucyjny, duch powstania, żeby iskry [...] rozpraszały się na wszystkie strony, we wszystkich częściach Polski (prócz Galicji i Poznania) taki sam rozniecając pożar. [...] Nam potrzeba egzaltacji patriotycznej i entu-zjazmu".
Prasa również robiła co mogła, aby nie dopuścić do ochłodzenia nastrojów. „W Pe-tersburgu wybuchnęła [!] rewolucja" - donoszono. „Turcy rozpoczęli kroki nieprzyjaciel-skie z Rosją"; „Francja [...] przyrzekła nam swoję pomoc, a Jenerał Sebastiani (Minister Spraw Zewnętrznych) [...] miał wyrzec te wyrazy: «sto pięćdziesiąt tysięcy naszego woj-ska pośpieszy w pomoc Polaków!»".
Kazimierz Brodziński, tak niedawno zdecydowany polemista Mochnackiego, teraz zdawał się iść w tym samym kierunku co tamten i proponował nowe środki, niestosowane dotąd w Polsce na szerszą skalę. „Niech celniejsze ulice stolicy, niedorzeczne nazwiska noszące, przypominają historyczne pamiątki sławy albo cierpienia [...] - niech będzie ulica Podchorążych i Chłopickiego, niech będzie ulica Więźniów! Godzien czci podobnej Konarski, Staszic!".
Tenże Brodziński 3 maja 1831 roku na posiedzeniu Towarzystwa Przyjaciół Nauk czytał swą pracę O narodowości Polaków. To najważniejszy (i bodaj jedyny) tekst filozo-ficzny powstały w czasie powstania i pod jego wyraźnym wpływem. „Bóg chciał mieć narody, jak ludzi, indywidualnymi, przez co na całą ludzkość wpływają i powszechną tworzą harmonią" - w zdaniu tym są zawarte dwa z podstawowych składników roman-tycznej idei narodowej. Po pierwsze, paralela narodu z jednostką, która z jednej strony pozwalała snuć najfantastyczniejsze wizje charakteru zbiorowego, z drugiej strony zaś pozwalała na wytworzenie idei praw politycznych narodu, przez analogię do liberalnej idei praw jednostki („Prawa ludów są niezbyte i nieuległe przedawnieniu" - czytamy w adresie mieszkańców dawnych ziem wschodnich Rzeczypospolitej do sejmu już w stycz-niu 1831 roku). Drugi ważny element romantycznego rozumienia narodu to przekonanie o powszechnej harmonii, która wytworzy się w wyniku różnorodności najrozmaitszych kultur narodowych. Ta idea przejęta została od niemieckiego myśliciela z końca XVIII wieku, Johanna Gottfrieda Herdera. Brodziński nie był pierwszy w kulturze polskiej, który ją wyrażał, ale dopiero teraz stała się ona istotnym składnikiem polskiego myślenia o problemie narodu. Do tych dwóch myśli dochodzi jeszcze trzecia, szczególnie ważna w kontekście polskim: narody mają poświęcać się za ludzkość, tak jak jednostki - za naród, z tą jedynie różnicą, „że człowiek może zginąć dla narodu, ale naród dla ludzkości nie". Polski naród cierpi szczególnie, bardziej niż narody Zachodu. Cierpi za innych, bo „prze-znaczeniem [...] cudownym jego było z grobu nawet wystąpić na odgłos zamachu na wolność ludów" - to znaczy wystąpić w celu obrony zdobyczy rewolucji francuskiej i belgijskiej z lata 1830 roku (powszechna opinia głosiła wówczas, że car Mikołaj nosił się z zamiarem interwencji przeciw rewolucyjnej Francji, interwencji udaremnionej przez polskie powstanie). Tak narasta fala polskiego mesjanizmu romantycznego. Prehistorią swą sięga on wprawdzie co najmniej epoki baroku, z jego ideą przedmurza chrześcijań-stwa przeciw muzułmańskiej Turcji, a w jego przygotowaniu wielką rolę odegrały kon-cepcje Jana Pawła Woronicza; jednak dopiero tekst Brodzińskiego znaczy moment prze-łomowy w dziejach tej idei.
Właśnie podczas powstania listopadowego zaczyna się tworzyć pewien typ patrioty-zmu polskiego, aktualny co najmniej do lat osiemdziesiątych XX wieku, a w pewnym stopniu nawet do dziś. Znaczenie tekstu Brodzińskiego na tym właśnie polega, że w spo-sób wyszukany przedstawia te same idee, które w strywializowanej formie przenikają nie tylko do szerszych grup inteligencji, lecz także, za pośrednictwem patriotycznej piosenki, stają się własnością ogółu. Brodziński i inni przedstawiciele tego nurtu widzą wyższość moralną tam, gdzie ludzie oświecenia widzieli nędzę i zacofanie; Polska, udręczona i sprawiedliwa, cierpi za swą duchową doskonałość, nie zaś, jak sądziło poprzednie poko-lenie, za brak rządu. Nowy patriotyzm nawiązuje do sarmacko-szlacheckiej tradycji, do-patrując się zarazem w polskich dziejach szczególnej predylekcji do wolności i tolerancji. Łączy ideę narodową i katolicką, przy czym wartości religijne, nieraz dalekie od katolic-kiej ortodoksji, podporządkowane są idei narodowej. „Nieraz Polak walczył, płoszył, gromił / Ale na obce on się nigdy nie łakomił. / Poniszczyć wrogów roty, / to polskich synów cnoty" - śpiewano w Teatrze Narodowym 28 grudnia 1830 roku w pieśni ku czci dyktatora, zaczynającej się od słów „Nasz Chłopicki wojak dzielny", zaś w kilka miesięcy później, 5 kwietnia 1831, na scenie Teatru Narodowego po raz pierwszy zabrzmiała pieśń, która - dziś już niemal zapomniana - przez sto lat z górą należała do najpopularniejszych: Warszawianka francuskiego poety Kazimierza Delavigne'a w przekładzie (a raczej prze-róbce) bibliotekarza z Puław, Karola Sienkiewicza, i z muzyką znanego kompozytora Karola Kurpińskiego. W jednej z dalszych zwrotek śpiewano: „Lub zwyciężym, lub go-towi / z trupów naszych tamę wznieść / by krok spóźnić olbrzymowi, / co chce światu pęta nieść". W takiej wersji rozprzestrzeniała się wśród ludu i wojska idea mesjanistycz-na.
Owa przemiana ideału narodowego - jego heroizacja połączona z wyniesieniem go ponad wszelkie inne ideały - w dwojaki sposób dotykała inteligencję. Po pierwsze inteli-gencja, jako miejska warstwa wykształcona, łatwo i szybko przejmowała ten ideał; po drugie, była ona szczególnie powołana do jego przetwarzania, wzbogacania i popularyza-cji. Służyły temu liczne uroczystości patriotyczne, jakie w 1831 roku odbywały się szcze-gólnie często, jakby dla powetowania sobie mało urodzajnych pod tym względem kilku wcześniejszych lat. Ich oprawa plastyczna utrzymana jeszcze była w duchu klasycyzmu (bramy tryumfalne), ale treści często były już nowe.
Dziewiętnastowieczne rewolucje miały w sobie coś z teatru. Odgrywano zawsze tę samą sztukę: rewolucję francuską, wybierając, przekształcając i mieszając wątki. Zarówno rewolucjoniści, jak i ich przeciwnicy wchodzili w swe role i zachowywali się (nie zawsze świadomie) tak, jak wymagał tego niepisany scenariusz. Również dla polskich elit wy-kształcenia w 1831 roku rewolucja francuska była najbardziej oczywistym wzorem do naśladowania. Naśladownictwo to odbywało się niemal wyłącznie w sferze werbalnej, bo radykalnej, rewolucyjnej polityki w powstaniu niemal nie było.