Kraj

Desant Komandosów

Grupa Michnika po latach (1992): Adam Michnik, Henry Wujec, Mirosław Sawicki, Jan Lityński. Siedzi Seweryn Blumsztajn. Fot. Tomasz Wierzejski / AG Grupa Michnika po latach (1992): Adam Michnik, Henry Wujec, Mirosław Sawicki, Jan Lityński. Siedzi Seweryn Blumsztajn. Fot. Tomasz Wierzejski / AG
Marzec 1968 r. stanowi fundament biografii jednego z ważniejszych pokoleń powojennej Polski. W pierwszej linii wydarzeń znalazła się wówczas grupa tzw. komandosów. Kim byli i skąd się wzięli?

  

Krąg Michnika

Grupę skupioną wokół Adama Michnika łączyła przyjaźń nieraz nawiązana jeszcze w latach szkolnych (niektórzy znali się od dzieciństwa), podobne formacje ideowe rodziców, przeważnie przedwojennych działaczy komunistycznych, i wynikające stąd wzory wychowawcze. Owe wzory, w rozumieniu tej młodzieży, oznaczały obowiązek aktywności, solidarności wobec grupy, zwłaszcza prześladowanych, zakaz sypania czy składania samokrytyki w wypadku przesłuchań i wreszcie – przygotowanie psychiczne na możliwe represje; część ich rodziców w młodości przeszła przez przedwojenne procesy i więzienia.

Były i inne ważne cechy – zdolność do myślenia kategoriami systemu, zasad, idealistycznych celów, a nie pragmatyki czy przystosowania. PRL jako państwo była ich państwem, rodzice je współtworzyli i niekiedy nim rządzili. Nie bali się aparatu władzy i jego przedstawicieli, przynajmniej do czasu, co wyróżniało ich wśród kolegów, którzy z niekomunistycznych domów wynieśli przestrogę, aby uważać i nie nadstawiać głowy. Komandosi buntowali się przeciw istniejącej rzeczywistości w imię ideału Października, tak jak go widzieli czytając „Po Prostu” czy słuchając opowiadań, np. Karola Modzelewskiego i Jacka Kuronia. Buntowali się przeciw zawłaszczeniu i wypaczeniu ideału, który był dość mglisty i zapewne nie dla wszystkich jednakowy, ale dawał się opisać ogólnie: prawdziwy socjalizm. Ideału tego szukali w dyskusjach Klubu Poszukiwaczy Sprzeczności, ale wraz z rozwiązaniem klubu ta możliwość została im odebrana. Szukali go w kręgu Kuronia i Modzelewskiego, na co władze odpowiedziały więzieniem. W reakcji na aresztowanie autorów „Listu otwartego”, w zbiórce pieniędzy dla ich żon, w manifestowaniu na korytarzu sądowym i przy grobie Zygmunta Modzelewskiego, wreszcie w demonstrowaniu solidarności z kolegami postawionymi przed uniwersytecką Komisją Dyscyplinarną budowała się ich wspólnota, uczyli się współdziałania, przeciwstawiania, podstaw konspirowania oraz jawnego występowania przeciw przedstawicielom aparatu władzy.

W tej grupie, liczącej kilkanaście osób związanych przyjaźnią i wspólnymi zainteresowaniami, naturalnym przywódcą był Adam Michnik, a należeli do niej jego dziewczyna Barbara Toruńczyk, Seweryn Blumsztajn, Jan Gross, Ewa Zarzycka, Mirosław Sawicki, Irena Grudzińska, Andrzej Duracz, Aleksander Perski, Wiktor Nagórski, Jan Lityński, Włodzimierz Rabinowicz i nieco straszy Jan Kofman. Kontaktowali się też często z żonami więzionych – Gajką Kuroniową i Bogną Modzelewską. Pojawiali się na obrzeżach tego kręgu również niektórzy asystenci i młodzi absolwenci uniwersytetu, zainteresowani poziomem intelektualnym niektórych komandosów i ich buntowniczością: Aleksander Smolar, Maryla Hopfinger, Waldemar Kuczyński, nieco później Andrzej Mencwel i Jadwiga Staniszkis.

Krąg Michnika, prócz wspólnej postawy opozycyjnej i podejmowanych działań, łączyło bogate życie towarzyskie, wspólne dyskusje i lektury, także obejmujące książki wydawane na emigracji, biuletyn specjalny PAP oraz odpisy maszynowe różnych interesujących artykułów politycznych i historycznych zamieszczonych w prasie emigracyjnej. „Byliśmy grupą przyjaciół, spotykaliśmy się przy brydżu, na urodzinach, wyjeżdżaliśmy razem na wakacje – wspomina Jan Lityński. – Różniło nas od reszty studentów to, że nie chodziliśmy na duże imprezy – do Hybryd czy do Stodoły. No, może na festiwal piosenki studenckiej, niekiedy do Hybryd na dyskusję. Nie interesowała nas taka masowa kultura studencka. (...) Śpiewaliśmy trochę piosenek z STS czy też »Pamiętajcie o ogrodach« Kofty i Pietrzaka, później podziemne piosenki rosyjskie – Galicz, trochę Wysocki. (...) Wcześniej, bo już na początku moich studiów, była fascynacja Okudżawą i młodą poezją rosyjską. (...) To były nietypowe piosenki – czuliśmy to. Sewek Blumsztajn, Andrzej Seweryn i Krzysiek Michalski zrobili z nich w 1966 r. program dla klubów »Ruchu« i jeździli z tym po wsiach. Ludzie przyjmowali to z entuzjazmem, nam dano w ten sposób trochę zarobić. (...) Dobrze nam było ze sobą, mieliśmy poczucie wspólnoty. Jest coś takiego, że się człowiek rozumie w pół słowa. (...) Dla obserwatora z zewnątrz mogło to stwarzać wrażenie klikowości. Bo choć staraliśmy się nie być zamknięci, to jednak zamknięcie jak gdyby w sposób naturalny wynikało. W przeciwieństwie do otoczenia stawialiśmy sobie jakieś zadania, chcieliśmy coś zmienić – już to wyróżniało. (...) Władza w drugiej połowie lat sześćdziesiątych szermowała tak nachalnie ideologią komunistyczno-nacjonalistyczną z elementami antyniemieckimi i antysemickimi, że pozwoliło nam to po raz pierwszy w ogóle dostrzec problem narodowy. I powoli dochodziliśmy do wniosku, że jest on równie istotny jak problemy klasowe. Antysemityzm niewątpliwie dotykał bezpośrednio wielu z nas. Wtedy był często gwałtowną ingerencją w człowieka, sposobem konstruowania go z zewnątrz. I to, oczywiście, budziło i protest, i przestrach, i oburzenie. Wzmacniało niezgodę. Jesteśmy sobą i to my wybieramy sobie miejsce, decydujemy kim jesteśmy...”.

Do jesieni 1966 r. grupa Michnika nie podejmowała spektakularnych akcji, ale żyła życiem wewnętrznym: spotkań towarzyskich, dyskusji, lektur. Michnik, po dwumiesięcznym uwięzieniu, a następnie jako główny oskarżony w postępowaniu dyscyplinarnym na uniwersytecie jesienią 1965 r., stał się osobą znaną w niekonformistycznych środowiskach inteligencji. Zacieśniły się jego kontakty z Janem Józefem Lipskim (literatem, liderem Klubu Krzywego Koła), który w dyskusjach wywierał wpływ na Adama, przekonując go do uznania wartości niekomunistycznej lewicy. „Spotykaliśmy się często i z wolna przeobrażałem się ze zbuntowanego adepta marksizmu w pilnego czytelnika i wyznawcę polskiej myśli demokratycznej” – wspominał Michnik. Przez Lipskiego poznał bliżej innych ludzi Klubu Krzywego Koła, m.in. Jana Olszewskiego i Anielę Steinsbergową, która udzielała Michnikowi rad w okresie jego kłopotów prawnych. Przez kuzyna Andrzeja Berkowicza poznał niektórych dziennikarzy z dawnego „Po Prostu”, w tym Jerzego Ambroziewicza i Jerzego Urbana, wówczas szykanowanego, obłożonego m.in. zakazem druku. Janina Zakrzewska wprowadziła Michnika w inny krąg znajomości. Poznał m.in. Jana Strzeleckiego, znanego od lat 40. socjalistycznego humanistę, szukającego też dialogu z chrześcijanami. Na początku 1966 r. w Zakopanem spotykał się na dłuższe rozmowy z Zakrzewską oraz Tamarą i Leszkiem Kołakowskimi i z Pawłem Beylinem. Pamięta bezpośredniość Kołakowskiego, która go zniewalała, gdyż widział w nim absolutną wielkość, onieśmielającą legendę. W rozmowie Kołakowski nie ulegał żadnym koncesjom wobec obowiązujących w państwie prawd i schematów, biła od niego wyrazistość moralna. Dzięki Zakrzewskiej i u niej w domu poznał też Tadeusza Mazowieckiego, redaktora naczelnego „Więzi”, katolickiego intelektualistę o lewicowej wrażliwości.

W 1966 r. Michnik zaglądał nawet do PAX, gdzie istniała grupa młodzieżowa. Kontakt z nimi nawiązał przez Natana Tennenbauma, młodego poetę, i zaczął chadzać do Klubu im. Włodzimierza Pietrzaka. SB odnotowała, że 28 kwietnia podczas dyskusji w Klubie o problemach młodego pokolenia powiedział, że „w obecnych warunkach młodzi ludzie, którzy chcą wnieść coś pozytywnego – siedzą w więzieniach. Jednakże młodzież widzi to i dzięki temu rozbudza się politycznie”. Na kolejnym spotkaniu 10 czerwca mówił o zahamowaniu w Polsce demokratyzacji, braku wolności słowa, istnieniu rządów biurokracji, krytykował też politykę państwa wobec Kościoła.

Wbrew różnym ukutym przez MSW w okresie Marca 1968 r. legendom, kontakty i znajomości Michnika wśród ludzi władzy były nikłe. Znał jednak koleżankę z liceum Marynę Ochab, córkę członka Biura Politycznego i przewodniczącego Rady Państwa, towarzysko związaną z komandosami. W 1966 r. poznał Stefana Staszewskiego, w okresie Października I sekretarza Komitetu Warszawskiego, wówczas banitę politycznego i redaktora w wydawnictwie. Ze Staszewskim spotykał się w 1967 r. wiele razy w kawiarni, co odnotowywała inwigilująca obu SB.

SB interesowała się Michnikiem nieustannie, próbując obserwować jego zachowania, kontakty, a także zamierzenia. Pokładała nadzieje zwłaszcza w tajnym współpracowniku X, czyli Józefie Kosseckim. Według relacji Kosseckiego Michnik mówił mu, że trzeba się nastawić na legalne formy działania, gdyż w tym systemie konspiracja nie ma szans powodzenia. Wspominał też, że trzeba działać zależnie od możliwości, wykorzystać istniejące kluby albo organizować nowe. W marcu 1966 r. Michnik mówił, że trzeba przemyśleć i zmienić stosunek do kwestii narodowej, nie można jej ignorować.

Nowe Formy na Kickiego

Tymczasem od wiosny 1965 r. w akademiku na ul. Kickiego działała grupa Nowe Formy, która organizowała dyskusje z zapraszanymi prelegentami, audycje radiowęzła w akademiku, gazetkę ścienną, a latem 1965 r. nawet obóz kajakowy dla 52 osób. Nowe Formy zostały zainicjowane przez studenta ekonomii Ryszarda Kamińskiego, ale szybko głównymi animatorami stali się Maciej Czechowski i Józef Dajczgewand, a także Eugeniusz Chyla, Waldemar Kuczyński, Jerzy Robert Nowak, Wiktor Peryt. Ten krąg, mimo związków ze środowiskiem stworzonym przez Kuronia i Modzelewskiego, wyróżniał się składem socjalnym – dominowali w nim studenci spoza Warszawy, nieraz z ubogich rodzin, właśnie mieszkańcy akademika. Nie akcentowali tak mocno socjalistycznych wartości ideowych, ale ogólnodemokratyczne, samorządowe. W stosunku do Michnika i jego przyjaciół istniało też pewne napięcie o podłożu „klasowym”, jako do młodzieży zamożnej, „ustawionej” w życiu, a nie jak „Dajczgewand »wychowany na marmoladzie« i Czechowski – który od lat boryka się z warunkami bytowymi – półsierota, nie otrzymujący żadnej pomocy od rodziny”. Mimo różnic potrzeba politycznego opowiedzenia się zdominowała debaty wiosną 1966 r.

Wydarzeniem była przeprowadzona 30 marca 1966 r. w akademiku dyskusja o patriotyzmie, której przysłuchiwało się ponad 200 osób. Zagajali dr Jerzy Szacki, płk Zbigniew Załuski, Stefan Kisielewski i Kazimierz Koźniewski, z sali głos zabierała pokaźna grupa michnikowców i nowoformistów. Jeśli wierzyć doniesieniu agenta X, grupa Michnika wcześniej przygotowała się do dyskusji. Najbardziej zasadnicze były wystąpienia Kuczyńskiego, Nowaka, Czechowskiego i Michnika. Padały sformułowania o groźbie nadużywania patriotyzmu przez władzę, by brać „za mordę”, przypominano stalinizm i jego zbrodnie w ZSRR oraz Katyń, padły słowa, że największe niebezpieczeństwo dla socjalizmu stanowi nie groźba restauracji kapitalizmu, ale uformowania sił wstecznych, które wyrastają w łonie obozu socjalizmu (łatwo było zrozumieć, że chodzi o tzw. partyzantów Moczara). Sala z aplauzem reagowała na krytyczne wypowiedzi dyskutantów.

W tym samym akademiku na Kickiego odbyło się 18 maja kolejne spotkanie dyskusyjne pt. „Perspektywy studentów w 1966 r.” z udziałem redaktorów Macieja Wierzyńskiego i Stefana Bratkowskiego. Po ich wystąpieniach do ostrej dyskusji przystąpili Jerzy Robert Nowak, który odwołał się do nadziei Października i mówił o potrzebie presji na czynniki rządowe, by poszły na ustępstwa. W dalszej części spotkania Józef Dajczgewand przekonywał do potrzeby zorganizowania autentycznego ruchu studenckiego poza działającymi dotychczas organizacjami. Trzeba tworzyć ruch na wzór Października. Waldemar Kuczyński mówił o braku reform gospodarczych i zadeklarował, „że jest za stosowaniem »wstrząsów«, a nie działalności organicznej”. Henryk Szlajfer powiedział: „Jeśli nie zechcą ci wydrukować artykułu w gazecie, to trzeba wydać własną gazetę. Jeśli nie masz na to pieniędzy, to zwróć się do kolegów, którzy ci pomogą z pewnością, a których tu nawet na tej sali znajdziesz sporą ilość”. Prelegenci, publicyści o umiarkowanych poglądach, byli z pewnością zaskoczeni, wypowiadali się przeciw skrajnym opiniom i dążeniom rewolucyjnym, za ulepszaniem rzeczy niedoskonałych, czyli za pozytywizmem.

Wietnamczycy Szlajfera

Henryk Szlajfer był liderem trzeciej grupy, zwanej wówczas wietnamską, która formowała się na wydziałach matematyczno-fizycznym, filozoficznym i ekonomii. „Grupa ta – streszczał oficer SB – bez zasięgnięcia opinii władz politycznych uczelni wystosowała apel do Partii, Rządu i społeczeństwa PRL domagający się wzmożenia pomocy dla walczącego Wietnamu. Abstrahując od niewątpliwie słusznej idei apelu, zawierał on w swej treści szereg niesłusznych politycznie zwrotów i sformułowań. Treść apelu – w formie maszynopisu przekazano bez zgody władz na inne uczelnie – SGPiS, P[olitechnika] W[warszawska]”.

Szlajfer wspominał w 1968 r., że długo nie miał żadnego kontaktu z grupą Michnika lub jego znajomymi. „Na kilka dni przed świętem 1 majowym ustaliłem wraz z moimi kolegami jeszcze ze szkoły średniej, że warto »rozruszać« na uniwersytecie sprawę Wietnamu. Z jednej strony akcja ta miała być protestem przeciwko zobojętnieniu, z drugiej strony miała być pierwszym starciem z tzw. grupą Michnika, której obiegowe credo brzmiało w tym okresie mniej więcej tak: najpierw załatwmy sprawy wewnątrz kraju, a później będziemy rozglądać się po świecie. Również fakt, że nie chcieliśmy się identyfikować z michnikowcami, sprawił, że określiliśmy 1 maja 1966 r. jako dzień Wietnamu”. Grupę, z którą Szlajfer się identyfikował, tworzyli Bronisław Świderski, Artur Halmin, Marian Srebrny, Stefan Bekier, Michał Komar, Jan Groński, Janusz Surowiec.

W czasie pochodu pierwszomajowego – a uczestniczyli w nim studenci ze wszystkich trzech wymienionych kręgów – buntujący się studenci wystąpili z niekonwencjonalnymi rekwizytami. Propozycje haseł zgłaszano na niektórych przynajmniej wydziałach, ale musiały one uzyskać akceptację Zarządu Uczelnianego, który nie godził się na jakiekolwiek dwuznaczności. Niewłaściwe hasła zostały w ostatniej chwili zamalowane, co wywołało ferment. „Zaczęto się zastanawiać, co zrobić, i wysuwano propozycje, aby nieść transparent zamalowany, inni proponowali, by wypisać na tym transparencie nowe hasło, jeszcze inni, by skandować te hasła, które zostały zamalowane”. Zdecydowano, by w kiosku kupić pastę do zębów i wymalować nią hasła. Kiedy przedstawiciele Komitetu Uczelnianego, w tym doc. Marian Dobrosielski, dostrzegli te manewry, rzucili się, by wyrwać studentom transparenty. Doszło do szamotaniny, w której solidarnie wystąpiły grupy kontestatorów. Dwa transparenty studenci utracili, jeden z hasłem „Demokracja socjalistyczna z udziałem mas” obronili. Pod trybuną z przywódcami partii skandowali: „Karol, Karol, Karol Marks” i „Po Prostu”, „Po Prostu”, „Po prostu socjalizm”. Potem, jak opowiadał Szlajfer, część pochodu skierowała się pod ambasadę amerykańską, ale wówczas michnikowcy zaczęli odchodzić. Wywód Szlajfera zmierzał do wykazania, że jego grupa miała charakter internacjonalistyczny i bardziej radykalny, Michnika zaś obliczony na polskie sprawy wewnętrzne.

Dziesięciolecie Października

Pomysł uczczenia dziesiątej rocznicy Października 1956 r., ignorowanej przez władze, wyszedł od Michnika. Przekonał on do potrzeby spotkania zarząd ZMS na Wydziale Historii oraz zaprosił Leszka Kołakowskiego. Profesor, bardzo krytyczny wobec polityki władz, był symbolem demokratycznej myśli Października. Zebranie odbyło się 21 października 1966 r. w nabitej po brzegi sali wykładowej Wydziału Historii. Kołakowski dokonał miażdżącego bilansu dziesięciolecia, zwracając uwagę, że ówczesne nadzieje na przywrócenie praworządności, odpowiedzialności władzy przed społeczeństwem, wolności informacji i krytyki, zostały zawiedzione. W dyskusji zabierali głos studenci z kontestującej grupy, podając przykłady ilustrujące tezy wykładu, zaostrzając niektóre wnioski, a także zmierzając do uchwalenia rezolucji w obronie więzionych Kuronia i Modzelewskiego, do czego jednak nie doszło.

Konsekwencją tego zebrania było wydalenie z PZPR Kołakowskiego oraz drugiego prelegenta – Krzysztofa Pomiana, co spowodowało w następnych tygodniach wystąpienie z PZPR całej grupy znanych literatów oraz zaostrzenie fermentu w organizacji partyjnej uniwersytetu. Sześciu studentów aktywnie dyskutujących na spotkaniu z Kołakowskim zawieszono w prawach studenta i wszczęto przeciw nim postępowanie dyscyplinarne.

Po kilku tygodniach pięciu z nich odwieszono, poprzestając na upomnieniach, ale Michnikowi wytoczono sprawę dyscyplinarną, zmierzając do usunięcia go z uczelni. Wówczas komandosi zorganizowali list w obronie Michnika. Na kilku wydziałach uniwersytetu zebrano ponad tysiąc podpisów, co było największym, jak dotąd, gestem sprzeciwu ze strony środowiska studenckiego. Zebrano także podpisy ponad stu pracowników naukowych i stażystów. Była to pierwsza tak masowa zbiorowa petycja. Organizowanie takiej formy nacisku na władze, a zarazem integracji środowiska, będzie w następnych kilkunastu latach powtarzane wiele razy. Po raz drugi w lutym 1968 r., po zdjęciu „Dziadów” ze sceny Teatru Narodowego...

Spotkanie w Kampinosie

Organizatorzy akcji petycyjnej z dwu grup towarzysko-ideowych postanowili przedyskutować, co ich łączy, a co dzieli, oraz co powinni robić razem. W tym celu w dniach 12–14 lutego z inicjatywy Dajczgewanda spotkali się w ośrodku PTTK w Kampinosie. Spośród przyjaciół i znajomych Dajczgewanda przyjechali Sylwia Poleska, Michał Przybyło, Jaga Dzięgiel, Irena Lasota, Teresa Bogucka, Wiktor Górecki i Maciej Czechowski. Krąg Michnika reprezentował Jan Lityński oraz przybyli następnego dnia Seweryn Blumsztajn, Jan Tomasz Gross i Mirosław Sawicki. W ośrodku byli też asystent na Wydziale Filozofii Krzysztof Michalski i studentka Marta Petrusewicz, ale nie uczestniczyli w dyskusjach.

Według szczegółowej relacji przekazanej 15 lutego oficerowi SB przez obecnego na spotkaniu studenta, wkrótce rozpoznanego jako agent i wyeliminowanego ze środowiska (jego nazwiska nie podaję), pierwszego dnia referat programowy o aktualności analizy i doktryny marksistowskiej wygłosił Dajczgewand. Mówił o wytworzeniu się w Polsce nowej klasy posiadającej monopol władzy, ideologii i zarządzania majątkiem narodowym. Przewidywał upadek władzy owej klasy rządzącej, ale nie w wyniku rewolucji, lecz przez powolną utratę monopolu w wyniku decentralizacji na rzecz aparatu średniego szczebla. Inne referaty wygłosili – Lasota o sojuszu klasy robotniczej z inteligencją techniczną oraz Bogucka o strukturze społecznej, a także Lityński. Potem odbyła się żywa dyskusja.

Następnego dnia wieczorem, już z udziałem nowo przybyłych, dyskutowano, z kim można współdziałać, a z kim trzeba walczyć. Wykluczono współdziałanie z endekami, jak oceniano krąg formujący się wokół Bernarda Tejkowskiego. Oceniano ośrodki emigracyjne, przy czym jako partnera widziano paryską „Kulturę”. Wymieniano uwagi, jak zachowywać się wobec SB – zalecano ostrożność, uwagę, wystrzeganie się gadulstwa. Wspólna ocena aparatu władzy, wedle raportu agenta, miała być następująca: „Stwierdzali, iż min. Moczar chce na nich wygrać własne sprawy i koncepcje. Również na ich działalności będzie chciała wygrać »opozycja w Partii«. Podkreślano, że ta »opozycja« to nie są ich sojusznicy”.

Dajczgewand przedstawił program ruchu, który inicjowali: realizacja haseł wolności prasy, słowa, zrzeszania się, swobodnej działalności politycznej, walki przeciw monopolowi władzy. Wobec przewidywanej przez niego stopniowej decentralizacji władzy i osłabienia jej elity, powstająca nowa klasa średnia nie będzie wrogiem, lecz sojusznikiem. Gdy wymienione wolności zostaną zrealizowane, cele ruchu będą zrealizowane. Dajczgewand dodawał, że teoria o dyktaturze proletariatu jest utopią, a ci robotnicy, którzy ewentualnie wchodzą w struktury władzy, przestają reprezentować interesy robotników. W kwestiach ekonomicznych zakładał pozostawienie kluczowego przemysłu w rękach państwa przy równoczesnych udogodnieniach dla kapitału prywatnego, także w formie spółek akcyjnych. Wypowiedział się także przeciw nadawaniu grupie, którą tworzyli, form organizacyjnych, ale za zdobywaniem nowych ludzi i ich uświadamianiem.

Koncepcję Dajczgewanda krytykował Blumsztajn, odwołując się do niektórych bardziej radykalnych tez „Listu otwartego”. Kwestionował także zasadę, by nie nadawać ruchowi form organizacyjnych, gdyż takie założenie utrudnia działanie, będzie powodować chaos. „Nie stwierdził jednak oficjalnie, że trzeba utworzyć organizację”.

Ostatecznie zdecydowano, by nie nadawać ruchowi form organizacyjnych. Powinny natomiast powstawać niewielkie grupy dyskusyjne zajmujące się samokształceniem. Postanowiono też powołać wspólną kasę na zasadzie dobrowolnych składek, a pieniędzmi miała zarządzać Bogucka. Działalność praktyczna powinna zmierzać do realizacji pewnych form nacisku. Postanowiono aktywnie włączyć się do działania w Klubie Dyskusyjnym przy Studium Nauk Politycznych, by opanować ten klub, a także przygotować wystąpienie w sprawach zwykłych studentów, np. o podwyżkę stypendiów. Zastanawiano się także nad zachęceniem jakiegoś bezpartyjnego posła do wniesienia interpelacji w sprawie bardziej represyjnej nowej ustawy dyscyplinarnej.

Ostatniego dnia dyskutowano o sytuacji na uniwersytecie w kontekście zbliżającej się sprawy dyscyplinarnej Michnika. Zgodzono się, by zorganizować demonstrację pod budynkiem, w którym będzie się toczyć rozprawa, mówiono o konieczności zachowania porządku, a jeśli dojdzie do relegowania Michnika, projektowano przejście pod gmach rektoratu, gdzie studenci mieli demonstracyjnie usiąść. Wyłoniono odpowiedzialnych za przygotowanie demonstracji: Lityńskiego, Lasotę, Bogucką.

Zapis tego spotkania i wyrażanych na nim poglądów wskazuje na znajomość „Listu otwartego”, który był punktem wyjścia do krytyki istniejącego systemu i szukania alternatywy programowej. Nikt jednak z uczestników dyskusji nie bronił klasowej w sensie marksistowskim perspektywy „Listu”, a proponowane wartości i cele były związane z porządkiem demokratycznym. Koncepcja Dajczgewanda była interesująca politologicznie i programowo, choć nie została nigdy przelana na papier i opublikowana, stąd pewne niejasności streszczanego tekstu. Interesujące były rozbieżności dotyczące tworzenia organizacji, choć trudno orzec, czy pogląd Blumsztajna był stanowiskiem grupy, czy jego własnym przemyśleniem. Niemniej pewne formy organizacyjne ustanowiono (kasa, odpowiedzialni za koordynację wiecu). Już wówczas ustalono pewne zasady i padły pomysły, które będą zrealizowane na wiecu 8 marca 1968 r.

Realizując koncepcję aktywnego udziału w dyskusjach spora grupa komandosów udała się 17 lutego na spotkanie na Wydziale Filozofii poświęcone kulturze masowej w Polsce z prelekcjami znanego publicysty „Tygodnika Powszechnego” Stefana Kisielewskiego oraz socjologów kultury Marcina Czerwińskiego i Andrzeja Tyszki. Ton dyskusji podał Dajczgewand, mówiąc, że na Zachodzie środki informacji są w rękach oligarchii finansowej, w Polsce w rękach oligarchii politycznej. Społeczeństwo polskie otrzymuje tylko te informacje, „którymi oligarchia polityczna chce je karmić. Jeśli się do tego doda cenzurę, to powstanie obraz społeczeństwa zbliżony do tego, jaki nakreślił Orwell”. Wywód ten wsparli swymi wypowiedziami Wiktor Górecki, Jan Gross, Bronisław Świderski.

W wyniku obecności na naradach w Kampinosie informatora SB powstał obszerny raport, a jego esencję dyrektor Departamentu III MSW płk Henryk Piętek ubrał w „Notatkę”, którą przesłał m.in. do sekretarzy KC PZPR. Natychmiast też SB przystąpiła do zastraszania uczestników spotkania w Kampinosie. Funkcjonariusze SB zatrzymali i w dniach 17–22 lutego przeprowadzili rozmowy ostrzegawcze z 15 uczestnikami spotkania oraz z Michnikiem. Własne represje zastosował ZMS. Wszyscy funkcyjni członkowie tej organizacji, którzy podpisali listy protestacyjne, zostali zawieszeni w prawie pełnienia funkcji na rok. 17 osób wykluczono z ZMS za zachowanie sprzeczne ze statutem, m.in. Grudzińską, Kretkowskiego, Lityńskiego, Notkowskiego, Otawską, Rabinowicza, Eugeniusza Smolara, Szlajfera, Świderskiego, Zachczyńską, Zarzycką, ośmiu osobom udzielono nagany (m.in. Boguckiej, Grosfeld, Srebrnemu) oraz 14 upomnienia.

Ostatecznie Komisja Dyscyplinarna skazała 22 marca Michnika na rok zawieszenia w prawach studenta. Jednocześnie rektor udzielił upomnienia 10 studentom za zbieranie podpisów pod petycjami, co zakwalifikowano jako „wprowadzanie w błąd nie poinformowanych o sprawie sygnatariuszy listu poprzez sugerowanie, iż Adamowi Michnikowi wytoczone zostało postępowanie dyscyplinarne za głoszone przez niego poglądy”, a więc działalność ta mogła zmierzać do „poderwania zaufania studentów do obiektywności i właściwości działania Komisji Dyscyplinarnej”.

Dyskusje i samokształcenie

Jak wynika z przytaczanych wyżej materiałów, debaty stały się wydarzeniami w pierwszej połowie 1966 r., głównie w akademiku na Kickiego, a od początku roku akademickiego 1966/67 na samym uniwersytecie, przy czym inauguracją był wykład Kołakowskiego w dziesięciolecie Października. W aktach MSW pojęcie komandosi pojawiło się zapewne w maju 1967 r. W notatce informacyjnej o spotkaniu w Studenckim Ośrodku Dyskusyjnym z Andrzejem Brychtem, autorem „Raportu z Monachium”, ppor. A. Dudziński z Departamentu II MSW pisał: „Brycht został ostro zaatakowany przez tak zwaną w środowisku studenckim »grupę Komandosów«. Główni jej przywódcy – Henryk Szlajfert i Józef Dajczgewant [pisownia nazwisk tak w oryg. AF] zarzucili autorowi »Raportów« tendencyjność, nacjonalizm, a nawet wprost budowanie podstaw faszyzmu w Polsce”. (Szlajfer powiedział, że w obozach sowieckich zginęło 20 mln ludzi, czego Brycht nie chce zauważyć). W dalszej części notatki oficer MSW pisał, że komandosi są grupą polityczną i że środowisko „ma utrzymywać kontakty korespondencyjne z rozgłośnią Radia Wolnej Europy”.

Jak wynika z innych dokumentów SB, wiedza policji o wewnętrznym życiu środowiska, ważności poszczególnych osób, kontaktach, zwłaszcza zagranicznych, była uboga. Najobszerniejsza relacja o naradzie środowiskowej, jaką SB uzyskała, dotyczyła opisanej narady w Kampinosie. Najważniejsi w tym czasie informatorzy SB to Józef Kossecki i znacznie starszy, raczej rzadko kontaktujący się ze studentami, Andrzej Mazur. Informacje o środowisku czerpała SB również z podsłuchów telefonicznych (np. Szlajferowi założono PT w listopadzie 1966 r.), okresowej inwigilacji na ulicy (stąd np. odkryto kontakty Michnika z Anną Rudzińską, która zajmowała się przepisywaniem różnych niekonwencjonalnych tekstów), kontroli korespondencji oraz donosów agentów, jak wynika z ich treści, ulokowanych głównie w akademiku i mających raczej dojście do Dajczgewanda, ale nie do Michnika. Mimo tak wzmożonego zainteresowania SB nie miała w tym czasie technicznej możliwości, by zainstalować u Michnika podsłuch mieszkaniowy, wymagało to bowiem współpracy któregoś z sąsiadów.

Zarówno dla środowiska studenckiego jak dla władz oczywistym było, że komandosi to krąg przyjaciół i współpracowników Michnika. Górował on nad kolegami oczytaniem, zmysłem politycznym, kontaktami w środowiskach krytycznej wobec władz inteligencji, pomysłami i odwagą osobistą. Na skutek wymierzonych przeciw niemu działań represyjnych stał się znany wśród ludzi zainteresowanych życiem politycznym kraju, a wiadomości o dotyczących go postępowaniach dyscyplinarnych podawało Radio Wolna Europa.

Krąg Michnika cechował pewien ekskluzywizm, ponadprzeciętne zainteresowania intelektualne, brak fascynacji kulturą masową. Środowisko to niewątpliwie nadal poczuwało się do związków z tradycją komunistyczną. Jak mówił Michnik po latach, „nasz spór z Gomułką jest sporem wewnątrz rodziny (...), bo odwoływaliśmy się do wspólnych korzeni. Marksistowska pępowina nie została jeszcze do końca zerwana”. Niemniej, w używanym przez nich języku, systemie wartości, tym bardziej postulatach, niewiele było już marksizmu czy komunizmu. Świadczą o tym choćby wypowiedzi na zebraniach. Jesienią 1967 r., podczas publicznej dyskusji na uniwersytecie, Michnik, jak odnotowywała SB, mówił: „Demokratyzm wywalczony przez liberałów na Zachodzie daje aktualnie robotnikom możliwość wyboru partii, zawiązywania nowej, ogłaszania swoich poglądów, wyboru informacji prasowej itp. Nasz socjalistyczny demokratyzm nie daje żadnego wyboru – istnieje jedna partia, jeden związek zawodowy, a nad tym wszystkim stoją jedni i ci sami ludzie, jeden system wyborczy, który jest wielką fikcją. PZPR wg Michnika nie jest partią klasy robotniczej. Klasa robotnicza w Polsce jest odgórnie zdezorganizowana. Nie może upomnieć się o swoje prawa”.

Więź z Kuroniem i Modzelewskim miała przede wszystkim charakter przyjaźni osobistej, podziwu dla ich niezwykłej odwagi, niezłomności oraz śmiałości w opisie systemu PRL jako zła wydziedziczającego obywateli z ich praw.

Ważnym uzupełnieniem składu grupy komandosów był stopniowy akces do niej Henryka Szlajfera, co dokonało się w pierwszej połowie 1967 r. Szlajfer był bardziej radykalny w tonacji swych wypowiedzi i bardziej internacjonalistyczny, ale zarazem, jak przyznawał, „startowałem z pozycji bardzo nieokreślonych. Oburzały mnie fakty jaskrawych dysproporcji w społeczeństwie, nie mogłem zaakceptować bierności, z jaką traktowano wojnę w Wietnamie. Był to więc w pewnym sensie rejestr mankamentów pozbawiony tych elementów, które tworzą pozytywną stronę krytyki”. Partnerem Szlajfera stał się przede wszystkim Michnik, który górował wiedzą historyczną, co zmuszało do szybkiego nadrobienia braków, „aby dyskusja mogła mieć jakikolwiek sens”. W rozmowach dotyczących spraw bieżących byli zgodni, że należy z całą mocą przeciwstawić się ZMS i PZPR na uniwersytecie i ich propagandzie oraz dyskutować ze studentami, ukazywać im problemy ekonomiczne i polityczne, koncentrować wokół siebie jak najwięcej osób. „Po dyskusjach z Adamem zdecydowałem się na wspólne działanie z nim i jego kolegami. Ta moja decyzja nie została przyjęta zbyt życzliwie ani przez Br. Świder[skiego], ani przez innych moich kolegów”. Szlajfer dodawał, że Michnik był ukierunkowany przede wszystkim na środowisko warszawskich intelektualistów. „Uniwersytet, problemy studentów, te zagadnienia interesowały go o tyle, o ile mogły zostać powiązane z dążeniami i aspiracjami środowiska literacko-naukowego. Zresztą ten model rozumowania dominował wśród poważnej części »komandosów« i to między innymi tworzyło ich elitarność”.

Radykalizm Szlajfera przejawiał się także w tym, że bodaj jako pierwszy spośród opozycyjnych studentów nawiązał kontakt z zagranicznym korespondentem w Warszawie. Spotkanie z przedstawicielem amerykańskiej Accociated Press Eugene’em Kramerem umożliwił – na prośbę Szlajfera – Peter Raina. Odbyło się ono w kawiarni Bristol na początku grudnia 1966 r. W połowie grudnia doszło do kolejnego spotkania z Kramerem i korespondentem „New York Timesa” Henrym Kammem. Rozmowa trwała kilka godzin, a uczestniczyli w niej ze strony komandosów Michnik i Szlajfer oraz jako tłumacze Eugeniusz Smolar, Irena Lasota i Peter Raina. Według informacji SB Szlajfer spotkał się ponownie z Kramerem i Kadmem.

23 marca 1967 r. poinformował ich o przebiegu akcji protestu na uniwersytecie, a także o swoim przesłuchaniu przez milicję. Zachęcał korespondentów, by pisali o tych wydarzeniach, wzięli w obronę prześladowanych studentów, co by im pomogło. Zapewne studenci zakładali, że nie mówią o rzeczach poufnych i tajnych, ale najzupełniej jawnych, dziejących się na uniwersytecie. Spotykali się w kawiarniach, a więc miejscach publicznych, by oddalić ewentualny zarzut tajnych kontaktów. Niemniej przekroczenie granicy ostrożności było daleko idące.

W tym czasie grupa Dajczgewanda przyjęła bardziej systematyczne metody pracy. Od grudnia 1966 r. odbywały się spotkania dyskusyjne, w których uczestniczyli Dajczgewand, Wiktor Górecki, Teresa Bogucka, Irena Lasota, Zofia Lewicka, nieco później dołączyli m.in. Jan Lityński i Michał Przybyło. Do czasu spotkania w Kampinosie odbyło się 4–5 dyskusji. Od wiosny 1967 r. spotkania przybrały charakter seminariów, na których prowadzono dyskusje nad różnymi problemami teoretycznymi i ideologicznymi na podstawie lektur. Były to opracowania obcojęzyczne z bibliotek domowych, prace Ossowskiego, ale też m.in. książki, które Górecki przywiózł (przemycił) wracając z Francji, gdzie był w październiku i listopadzie 1966 r. Spotykali się w różnych miejscach – u Góreckiego w domu lub na Kickiego, czasem u Boguckiej. Spośród przyjaciół Michnika w zajęciach grupy brał udział Lityński, a od jesieni 1967 r. Barbara Toruńczyk. Grupa Dajczgewanda i Góreckiego zachowywała jednak odrębność towarzyską i miała odmienny charakter środowiskowy.

W okresie od aresztowania Kuronia i Modzelewskiego w marcu 1965 r. do wiosny 1967 r. sytuacja na uniwersytecie zasadniczo się zmieniła. Wcześniejsza grupka kontestatorów w znacznym stopniu uległa dezintegracji, ale wyrosło środowisko studenckie, gotowe do sprzeciwu wobec obowiązujących schematów. Wbrew upowszechnianym w Marcu 1968 r. i później opiniom, nie łączyła ich akceptacja treści „Listu otwartego”, do którego stosunek mieli zróżnicowany. Łączyło ich natomiast uznanie „Listu” za najpoważniejszą analizę krytyczną systemu oraz solidarność z Kuroniem i Modzelewskim jako ludźmi, którzy za swoje poglądy poszli do więzienia. Proces i skazanie autorów przez reżym było uznawane za jeden z dowodów na jego nikczemność.

Tę nikczemność chcieli wykazywać przy każdej sposobności, a taką stało się na przełomie 1967/1968 r. zdjęcie z afisza Teatru Narodowego „Dziadów” Adama Mickiewicza w reżyserii Kazimierza Dejmka, pod zarzutem podniecania nastrojów antyrosyjskich i antyradzieckich. Komandosi zaprotestowali, już wspólnie z Jackiem Kuroniem i Karolem Modzelewskim, uwolnionymi z więzienia w 1967 r. Tym razem brutalna reakcja władz, forma represji, wytypowanie wroga ustroju – przeniosły tę historię w zupełnie inne rejony.

 

Reklama

Czytaj także

null
Kultura

Ile tak naprawdę zarabiają pisarze? „Anonimowego Szweda łatwiej sprzedać niż Polaka”

Żeby żyć w Polsce z pisania, pisarz i pisarka muszą być jak gwiazdy rocka. Zaistnieć, ruszyć w trasę, ściągać tłumy. Nie zaszkodzi stypendium. Albo etat.

Justyna Sobolewska, Aleksandra Żelazińska
13.12.2024
Reklama