Jakoś nie widać powszechnej radości, prezydent nie wysyła życzeń, do domu błogosławionych narodzin nie płynie lawina gratulacji i prezentów. Nie bez powodu – matką urodzonych w styczniu niemowląt jest 33-letnia, samotna i bezrobotna, mieszkająca z rodzicami kobieta. Dzieci zostały poczęte in vitro, z założeniem, że może ich się urodzić kilkoro – chociaż matka Nadia Suleiman przedtem już urodziła sześcioro. Teraz ma ich 14. A więc szaleństwo i infantylna nieodpowiedzialność – ale nie tylko. Historia z ośmioraczkami to dzwonek alarmowy dla całego amerykańskiego systemu wspomagania naturalnej reprodukcji.
Nadia bardzo chciała mieć dzieci, ale okazało się, że nie może zajść w ciążę. Po krótkim, zakończonym rozwodem, małżeństwie zdecydowała się na leczenie bezpłodności. W odstępie kilku lat urodziła sześcioro dzieci. Najstarsze ma już siedem lat. Nadia zapragnęła jednak więcej. Mówi, że w dzieciństwie czuła się izolowana i dzieci mają jej zrekompensować ówczesną samotność. Podobno na jej prośbę dr Michael M. Kamrava z kliniki w Beverly Hills wszczepił jej sześć embrionów. Dwa z nich podzieliły się i dlatego w szpitalu Kaiser Permanente w Los Angeles 26 stycznia urodziło się ośmioro. Dawcą spermy – podobno, bo w całej historii są jeszcze niejasności – jest ojciec poprzednich sześciorga dzieci Nadii, ale nie jej były mąż.
Fakt, że wszystkie ośmioraczki, choć urodzone przedwcześnie, żyją, jest szczęśliwym zrządzeniem losu, ale wiadomo, że im więcej dzieci rodzi się za jednym razem, tym większe ryzyko wad genetycznych i chorób. Ze znanych na świecie urodzeń ośmioraczków nie zdarzyło się do tej pory, by któreś z nich nie cierpiało na poważne schorzenia. Suleiman ze swoim lekarzem narazili więc przede wszystkim zdrowie dzieci. Koszt porodu, który przyjmowało 46 osób – około miliona dolarów – pokryje Medical, kalifornijska wersja państwowego ubezpieczenia dla ubogich Amerykanów Medicaid.